ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Pewnie się nie spodziewaliście jeszcze kolejnego rozdziału tak szybko. Powiem tyle — ja też XD. Ale Wasze komentarze tak mnie motywują, że moja wena szaleje <3

PS No i znowu przed nocką. Nadgodziny... Niech ktoś się ze mną zjednoczy w bólu T.T

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Rozpadało się na dobre. Początkowo małe krople teraz przemieniły się w ulewę, a postrzępiona szata przesiąkała wilgocią. Jego kroki były pewne, kiedy szedł przed siebie. Buty bez wahania wkraczały w ogromne kałuży, rozpryskując strugi wody na boki.

W końcu się zatrzymał.

Minęło sto pięćdziesiąt lat odkąd opuścił Wioskę Liścia. Tak naprawdę jednak dla Uzumakiego czas się zatrzymał. Miał wrażenie, że nie było go tutaj zaledwie dwa dni, nie więcej.

Chociaż twarze były inne. Zauważył właśnie jak z mieszkania wychodzi jakaś spłoszona matka z dzieckiem. Obraz trochę się zamazywał przez nieustępujący deszcz, aczkolwiek był pewien, że i tak go dostrzegła.

Potem pomknęła w następną uliczkę, znikając za zakrętem. Niemniej już na nią nie patrzył, oczy raz jeszcze skierowały się na budynek.

Kiedyś tutaj mieszkał. W tym niepozornym bloku, z którego wychodziło jedno okno. Mógł się założyć, że ściany już nie przypominały tych, które on pamiętał. Były zapewne lepiej zadbane. Tak samo jak wszystkie pomieszczenia. Zazwyczaj przecież rzadko bywał w domu, kurz więc zbierał się na wszystkich meblach.

— Tutaj jesteś.

Kątem oka zauważył, że koło niego przystanął czarnowłosy mężczyzna. Nie posiadał kaptura na sobie w odróżnieniu od Naruto. Jego blada twarz z błogością kosztowała uderzeń deszczu. Oczy zmrużyły się wtenczas, jakby właśnie odpoczywał.

— Szukają ciebie — powiadomił, ku jawnemu zaskoczeniu Uzumakiego, bez żadnej zgryźliwości. Jednak po chwili otworzył całkowicie powieki i zerknął na Naruto, zaś w jego spojrzeniu ponownie zadrgał kpiący, zjadliwy wyraz. — To nie ty mówiłeś, że nie mamy czasu na bezsensownie przemyślenia?

— Nie wydaje mi się — odparł Naruto. — I to nie są bezsensownie przemyślenia. Otwieram się na przeszłość, przed którą tak uciekałem.

— Chyba po raz pierwszy muszę się z tobą zgodzić — zawyrokował Sasuke niechętnie. — Również staram się to jakoś przetrwać. Nigdy nie sądziłem, że cię znowu ujrzę.

Ich spojrzenia spotkały się w połowie drogi. Oba były równie intensywne i w tym samym momencie przybrały chłodniejszą barwę. Opuścili gardę, ale aktualnie znowu przybrali obronną, sztywną postawę.

— I znowu musimy zawrzeć chwilowe porozumienie — przytaknął Naruto.

— Chyba nie mamy wyboru — dodał Sasuke, a jego kącik ust zadrżał. — Historia lubi się powtarzać, co?

— Oby tym razem się nie powtórzyła — oschle zawyrokował Naruto. Już właśnie się odwracał, aby z powrotem wrócić do rezydencji Hokage. Jednak ręka mężczyzny go powstrzymała. Wyglądało na to, że go objął, chociaż to nie był przyjacielski gest.

— Żeby się nie powtórzyła, musiałbyś być silniejszy niż jesteś — szepnął Sasuke prosto do jego ucha, powodując tym samym dreszcze na szyi mężczyzny. Wydawał się mówić tak, jakby zdradzał jakąś tajemnicę. — A skoro nie możesz sobie poradzić z tym, co się wydarzyło, jak masz tego dokonać?

Naruto udawał, że nie zrobiło to na nim wrażenia. Delikatnie odepchnął ramię Sasuke, a potem ruszył.

— Chodźmy — powiedział niewzruszony.

Zawsze lubiłem Uchihę. Jako jeden z nielicznych potrafił doprowadzić cię do granicy — rzucił rozbawiony demon, który wyjątkowo dobrze się bawił. Kyuubi roześmiał się okrutnie, kiedy pięści Uzumakiego zacisnęły się aż do krwi.

***

Nachylali się nad planami, które rozłożone trwały na stole, w jednej z większych komnat. Naruto przypuszczał, że to właśnie tutaj niegdyś rezydowała starszyzna wioski, prawdopodobnie jakieś trzydzieści lat temu, ponieważ pomieszczenie wyglądało na nieużywane.

Nie wiedział czemu ich przenieśli, chociaż prawdopodobnie z praktycznych przyczyn — komnata znajdowała się na najwyższym piętrze, ponadto miała tylko dwa, małe okna, które nie wpuszczały za wiele światła do środka. Półmrok więc był tutaj stałym gościem i nawet zapalone świece nie za bardzo pomogły.

— Nie wiemy kiedy nadejdą — powiedział Naruto w stronę Mikao. — Ale wiemy skąd.

— Tutaj — pokazał na mapie, wskazującym palcem. — Od frontu, skąd przyszedł krwawy deszcz.

— A czemu nie od tyłu? — zapytał Mikao, marszcząc brwi. — Taktycznie lepiej byłoby nas z tamtej strony zaatakować.

— Ponieważ nasza bitwa nie dobiegła końca. W tym miejscu się skończyła, więc musi się tam zacząć.

— Ale...

— Tak, Pain będzie chciał nas zdmuchnąć z powierzchni ziemi właśnie tam — wtrącił się sucho Sasuke. — Bitwa musi zostać rozstrzygnięta. Ostatecznie nie wiemy przecież kto wygrał, jeśli wszyscy żyjemy.

— Rozumiem — oznajmił Kitori, który jak dotąd nie odezwał się choćby słowem. Miał zmęczone oblicze i wydawało się, że poprzedniej nocy nie zmrużył nawet na sekundę oczu. Wory pod nimi były dość wymowne.

— Powinniśmy też zorientować się, gdzie znajduje się aktualnie wróg — zawyrokował Uzumaki. — Wysłać szpiegów.

Hokage drgnął.

— Szpiegów? — powtórzył niemrawo. — Obawiam się, że nie posiadamy nikogo takiego.

Naruto wcale nie wyglądał na zdumionego słowami przywódcy. Raczej, jakby się tego spodziewał. Jego wzrok prawie natychmiast podążył na swego towarzysza.

Znów zawarła się pomiędzy nimi dziwna nić porozumienia. Miako przyglądał się przez to obu z zaintrygowaniem, próbując rozszyfrować co mogły oznaczać owe spojrzenia.

— Wyślemy Uchihę — zawyrokował Naruto.

— Nie jestem pewien — wtrącił Hokage, przysuwając się bardziej do stołu — czy jest to dobry pomysł. Sasuke może nam się przydać na miejscu.

— Wróci — zawyrokował Uzumaki. — Zawsze wraca.

***

Hirou Nara przystawał przy boku Sakury, więc oboje patrzyli na żołnierzy, którzy ćwiczyli w błocie, na polu treningowym. Oboje także stali tuż pod skrawkiem zadaszenia, tak, aby deszcz nie dosięgał ich ubrań.

Hirou tym razem zdawał się być dziwnie milczący i to Sakura pierwsza się odezwała:

— Mogę uleczyć świeżą ranę — zawyrokowała.

Mężczyzna najpierw zesztywniał, a potem zerknął na twarz kobiety. Zdawało się, że mówiła całkiem poważnie i Hirou zrozumiał, co miała dokładnie na myśli. Zapewne chodziło jej o bliznę na policzku. Odruchowo dotknął szramy opuszkiem szorstkich palców.

— Nie potrzebuję leczenia — powiedział cicho. Jego głos przybrał zimną barwę, jakby z trudem dobierał słowa. — Ta blizna sprawia, że pamiętam.

Sakura nie zapytała. Wiedziała z własnego doświadczenia, że milczenie było znacznie przydatniejsze. Miała rację — Hirou już po chwili kontynuował:

— Pewien dzieciak zamordował własną siostrę. Miałem go schwytać, ale w ostatniej chwili rzucił się na mnie z nożem. Odruchowo także sam wyciągnąłem broń. Zapewne domyślasz się, jak ta historia się skończyła...

Przełknął ślinę. W brązowych tęczówkach dostrzegła to, co mogłaby dostrzec w swoich — ból oraz jednocześnie pogodzenie z własnym losem.

— Nawet w czasach pokoju ludzie wciąż pozostają ludźmi. Nie można o tym zapomnieć — stwierdziła, po czym przechyliła głowę w bok, by zerknąć na podążającego w ich stronę kruchego starca. Mikao z niechęcią przedzierał się po błocie i w deszczu, pośród ćwiczących żołnierzy. Był to prawie że zabawny widok, szczególnie, iż jego szata tarła po ziemi, dopóki nie wszedł na taras.

Otrzepał się z grymasem, a kącik ust Sakury lekko drgnął. Chwilę później jednak spoważniała.

— Coś cię do mnie sprowadza? — zapytała ponaglająco.

Mikao potwierdził.

— Możemy na osobności, moja droga?

Sakura przytaknęła i przeprosiła oficera. Wraz z Mikao przeszli się po drewnianych schodach, które ciągnęły się dookoła zbrojowni. Na całe szczęście zadaszenie było naprawdę ogromne, więc nie musieli przejmować się, że zmokną.

— Naruto zdecydował się wysłać Sasuke jako zwiadowcę — poinformował kobietę.

— Och — westchnęła Sakura. — Mogłam się tego spodziewać.

— Nie uważam, aby był to dobry pomysł — wyjawił swoje obawy starzec, splatając dłonie z tyłu pleców. — Szczególnie, że... szczególnie, że mam wrażenie, iż obaj nie za bardzo za sobą przepadają.

Sakura zatrzymała się nagle, więc starzec machinalnie także to uczynił.

— Czyżbyś sugerował, że Naruto pragnie pozbyć się Sasuke?

— Niestety, ale owszem.

Przez moment trwała niezrozumiała cisza. Mikao w międzyczasie przyglądał się twarzy rożowowłosej oraz jej tatuażom, które robiły nań ogromne wrażenie. Tak samo jak jarzący się zielenią diament na czole. Ale tym, co aktualnie przykuwało jego uwagę, były oczy — spoglądające w dal i z pewnością wspominające. Smutne i jednocześnie przerażająco zimne. Teraz jednak zapłonął w nich ciepły ognik. Iskra, która może jednak była tylko złudzeniem, ponieważ po chwili znów widział tam tylko pustą zieleń.

Wznowili chód.

— Wiesz, Mikao... W gruncie rzeczy jestem od ciebie znacznie starsza. I choć jesteś bardzo mądry, czasami nawet ty się mylisz. Nie wszystko jest takie jak się spodziewasz, nie wszystko jest także czarnobiałe. Musiałam przejść w życiu wiele, aby się tego nauczyć. Aby to pojąć.

— Istotnie — ponowiła — nie pałają do siebie sympatią i Naruto może chcieć zabić własnymi rękoma Sasuke, co nie znaczy, że nie wskoczy za nim w ogień. Pomiędzy nami wszystkimi jest połączenie, którego nie można nazwać — stwierdziła głucho. — Może to nasze przekleństwo, a może dar. Trudno osądzić. W każdym razie tak samo mocno jak się nienawidzimy, tak samo mocno się kochamy. To jest nasza bolesna tajemnica.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top