ROZDZIAŁ DWUNASTY
Edit. 03.08.2019
Witajcie, kochani! W końcu znalazłam czas, aby napisać parę słów od siebie, bo właśnie miałam popołudniówki, więc wszystko robiłam na szybkiego. A teraz właśnie aktualnie klnę na wattpad, ponieważ te reklamy oraz "premium" doprowadzają mnie do białej gorączki. Rozumiem, że trzeba zarabiać, ale bez przesady. Strona ciągle się zacina, tak samo na telefonie, jak na moim laptopie. Udogodnienia więc jak cholera. No i widzicie? Doczekaliśmy czasów, że na fanfiction się zarabia. Ja nie wiem, ale mi by było naprawdę głupio gdybym na tym zarabiała, ponieważ piszę takie rzeczy z dwóch powodów a) aby sprawić sobie przyjemność b) aby sprawić przyjemność czytelnikom. Nie dla zysku i chwały. No dobra, może te drugie kusi, no ale... tak bywa :D
A tak w ogóle to chciałam poinformować, że jadę do Międzyzdrojów i trudno mi na te chwilę powiedzieć, czy znajdę czas na napisanie czegokolwiek. Znaczy postaram się, ale niczego nie obiecuję, więc na wstępie uprzedzam ^^ I życzcie mi pięknej pogody, bo z tym ostatnio trudno...
Pozdrawiam gorąco!
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Rozejrzyj się dookoła
Wokół ciemności, która ciebie tworzy
Czego jeszcze potrzebujesz?
O ileż hałasu jest w twojej głowie
Ile walk się toczy, gdy nikt nie patrzy
Bezustanna potyczka
Upadek jest tak bliski
Czego jeszcze ci trzeba?
Zanim ten chaos powstał
Patrzyliśmy na siebie tak, jak byśmy byli
Kochankami
Nie istniało nic, co mogłoby nas powstrzymać
Gwałtowni w tym, co robiliśmy
Namiętni tak bardzo, jak bardzo kochaliśmy
Ale wtedy przyszło pytanie, czego jeszcze nie masz?
Nazywać ciebie przyjacielem było łatwiej
Nikt nie dostrzegał tego, co nas łączyło
I było dobrze
Czasami tylko, gdy nikt nie patrzył
Całowaliśmy się tak, jakby nie było jutra
Światło nas otulało
I sprawiało, że nasza miłość była piękna
Jednak wciąż w mojej głowie, rozbrzmiewało pytanie
Za czym jeszcze podążysz?
Wtedy przyszła walka
Nazywaliśmy to wyzwoleniem
Ale była spętaniem naszych ciał
Oddalaliśmy się od siebie z każdym dniem
I choć, gdy nikt nie patrzył, spoglądaliśmy na siebie
Jak kochankowie
W naszych spojrzeniach była tylko słodka
Nienawiść
I pytanie... ile jeszcze chcesz? Czego chcesz?
Czego pragniesz?
Teraz jedynie mrok jest naszym kompanem
Nie ma odwrotu
Staliśmy się wrogami
Nie przyjaciółmi
Kochankami miecza
Nie namiętności
Po przeciwnych stronach
Z zimnymi obliczami
Ukrywamy własne wspomnienia
I tylko gdy nikt nie patrzy
Czasami...
Pożądanie nami zawłada
Granica między miłością a nienawiścią
Zaciera się
Wciąż pytam siebie
Czego jeszcze będziesz chciał?
Demony są wszędzie
Chociaż staramy się ich wyrzec
Nie potrafimy
Oto jesteśmy dla siebie przeciwnikami
Ale zbyt dużo nas łączy
Mogę mówić, że to ciebie pochłonęła ciemność
I chęć potęgi — skłamię
Jestem tam, gdzie ty
Jestem na granicy przeszłości i przyszłości
Wciąż podążam za tobą, wiedząc że cena tego
Będzie za wysoka
I w końcu nadejdzie pytanie
Czego ja pragnę?
Wilgoć w powietrzu nie zniesmaczyła mężczyznę, a wręcz przeciwnie. Uchiha z niemałą ulgą powitał znajomy, odurzający zapach. Ciemność również stanowiła dla niego ostoję. Była jego przyjaciółką od kiedy... praktycznie nie potrafił sobie przypomnieć. A może nie chciał sobie przypominać, ponieważ tak było po prostu łatwiej.
Przeszedł przez mrok, jakby wcale mu nie przeszkadzał. Wyciągnął katanę z rękawa, po czym oparł ją o ścianę, by samemu usiąść na starym, zużytym już materacu. Następnie oparł dłonie na kolanach i przymknął oczy, wsłuchując się w powstałą ciszę. Zrozumiał, że deszcz ustał.
Nagle włoski na ciele Sasuke zjeżyły się. Brunet natychmiast otworzył oczy, wyczulony na wszelkiego rodzaju anomalie. Jednak wydawało się, że wciąż jest tutaj sam. Pozornie.
— Czyżbyś był na tyle bezczelny, by... — zaczął z jawną pogardą.
— To tutaj się ukrywasz. — Naruto wszedł mu w zdanie, nie bacząc na jego słowa. Jakby w ogóle nie dosłyszał zgryźliwej sugestii Uchihy. Niemniej właśnie pojawił się przed Uchihą w całej swojej okazałości. — Niezbyt przyjemne miejsce.
Mięsień na twarzy Sasuke lekko drgnął. Nie spuścił jednak spojrzenia z Naruto, który nie był tak wyraźny jak w dzień, aczkolwiek wciąż widać było jego błękitne, lśniące oczy. Stał niewiele kroków dalej, patrząc na Uchihę z góry.
— Dla kogoś takiego jak ja... idealne — odparł, uśmiechając się zimno. — Chyba nie zaprzeczysz?
Naruto istotnie nie zaprzeczył. Jego intensywny wzrok jednakże nie ustępował, jakby blondyn wciąż próbował przeniknąć do myśli Uchihy. Do jego uczuć oraz wspomnień. Ale ta próba od początku była zdana na niepowodzenie, ponieważ Sasuke przed samym sobą zamknął dostęp do jednego i drugiego. Labirynt w jego głowie nie należał do przyjemnych i strach było, choćby chcieć tam zawędrować. A co dopiero wejść z własnej woli.
— Czego chcesz? — zapytał niedbale Uchiha, gdy cisza się przedłużyła. — Wątpię byś przyszedł tylko, aby dotrzymać mi towarzystwa.
— Masz rację — przyznał Naruto. Zrobił jeszcze krok. Wolno, patrząc mu prosto w te ciemne, pochłonięte pustką tęczówki. Nie miał na sobie kaptura, więc Sasuke już z takiej odległości dostrzegł, że włosy nadal miał lekko wilgotne.
— Przyszedłem, by omówić kwestie twojej wędrówki — powiedział sucho, ale cicho.
Sasuke zaś w odpowiedzi zaśmiał się równie nieprzyjemnie, co zawsze. Uśmiech nie dosięgnął choćby kącików oczu. I ustał tak szybko, jak powstał.
Blada twarz stężała. Oczy — choć już teraz wystarczająco czarne — wydawało się, że pociemniały jeszcze bardziej. I zadrżała w nich nutka nienawiści.
— Boisz się, że zdradzę? — zaszydził.
— Już raz to zrobiłeś.
Sasuke zacisnął odruchowo pięści i miał nadzieję, że towarzysz tego ani nie zobaczył, ani nie wyczuł. Nie chciał zdradzać swojego gniewu, który go pochłonął w tej jednej sekundzie. Nie wiedział jednak na kogo tak naprawdę był zły — na siebie, a może na Naruto, że ośmielił się wątpić w jego wierność?
Chociaż przeszłość faktycznie pokazała, że Sasuke należał do najgorszych szuj. Sam był o tym w zupełności przekonany, ba!, nawet nigdy tego nie ukrywał. Ciemność go pochłonęła, więc nic dziwnego, że został nią obdarzony jeszcze bardziej. Stała się jego częścią, odpowiedzialnością i zarazem przekleństwem.
Niemniej zabolał go fakt, że Naruto sugerował przyłączenie się do Paina. Chociaż Sasuke już zdawał się zapomnieć czym jest to uczucie w środku.
— Naprawdę sądzisz, że mógłbym to zrobić, po tym co przeszliśmy?
— Ty mi powiedz — odparł niewzruszony Naruto.
— Jestem skażony złem, ale nie zamierzam bratać się z samym diabłem — stwierdził oschle Uchiha. — Stanąłem z wami wtedy ramię w ramię, wiec myślałem, że kwestię lojalności mamy za sobą.
Nikłe wspomnienie bitwy powróciło. Zapach spalenizny był niemal namacalny. Rozkazy padały gdzieś z oddali, ale dostosowywał się do każdego z nich na wpół świadomie, instynktownie. Gdyby Naruto zechciał, aby Sasuke zginął — zginąłby.
— Tak, mamy — przytaknął Naruto i odwrócił się na pięcie. To zdziwiło Sasuke.
— Och — szepnął rozumnie, gdy Naruto przystanął przed progiem. Wyraźnie słuchał jego słów. — Dobrze wiesz, że nie zdradzę. Po co ci więc była ta rozmowa? Czego miała mnie nauczyć?
— Niczego — zdecydował się odpowiedzieć blondyn. — Chciałem jedynie wiedzieć czy wciąż się obwiniasz. Czy wciąż pamiętasz, ponieważ ja nie zapomniałem. Ostatecznie, tak jak powiedziałem, nie udzieliłem tobie rozgrzeszenia za twoje grzechy.
Sasuke znów się zaśmiał.
— Rozgrzeszenia? — zaszydził. — Ty mi? Nie rozśmieszaj mnie, Uzumaki. Nie prosiłem ciebie o łaskę i nie będę tego robił w najbliższej przyszłości. Walczyłem z tobą i walczyć będę, ale wierz mi, że niczego więcej nie dostaniesz, oprócz mojej siły. Nawet tego, czego pragniesz... — Tonacja Sasuke się zmieniła, stała się bardziej niczym syczenie węża niźli coś innego. Sasuke uśmiechnął się. Mimo że Naruto stał do niego odwrócony plecami, był pewien, że i tak się tego domyślił.
Tym razem Uchisze udało się trafić w czuły punkt. O tak, bardzo czuły — Naruto ponownie znalazł się z nim twarzą w twarz.
— Coś sugerujesz? — Opanowanie, które wyćwiczył, gdzieś zniknęło. Została jedynie furia, która również była znajoma.
— Tylko tyle, że pamiętam też inne rzeczy z wojny — przyznał z ociąganiem. Nigdy nie wyciągał tego na światło dzienne, ale właśnie teraz, gdy w końcu ich cienie przeszłości się ze sobą konfrontowały, nie było innej możliwości, niż wspomnieć o tym istotnym szczególe. Bardzo istotnym.
Nie wiadomym było czy Naruto to zdumiało, czy wręcz przeciwnie. Jednak jego oblicze nie zdradziło tego, jedynie tęczówki zapłonęły zwodniczym, pomarańczowym blaskiem. Pośród ciemności nie szło go przeoczyć.
Sasuke ten kolor zawsze fascynował, bowiem oznaczał, że Naruto stawał na granicy kontroli. I wystarczył jeden, malutki krok, by przeszedł tę granicę, a tym samym zabił bruneta. Uchiha lubił igrać z ogniem i wszczynać taniec ze śmiercią.
Wstał teraz, gotowy do kontrataku. Ale Naruto nie wyprowadził jeszcze ciosu.
— Pieprz się, Uchiha — warknął. Płomień w oczach jednak nie wygasł całkowicie, wciąż tam się tlił, lekko przygaszony, ale jednak.
Uzumaki teraz naprawdę zabrał się do odejścia. Wykonał kilka kroków, ale głos Uchihy i tak go dosięgnął.
— Wystarczy, że poprosisz — zakpił donośnie.
***
Naruto znalazł się na dachu budynku z dudniącym sercem. Nie spodziewał się usłyszeć tego z ust Sasuke. Nie spodziewał się w ogóle, że Sasuke będzie pamiętał o tamtym momencie w ferworze walki. To była chwila, ułamek sekundy. Nie mógł wiedzieć... a jednak.
Wie.
Szyderczy głos demona odezwał się w jego głowie niemal tak samo zadowolony, co Uchiha.
To takie rozkosznie zabawne. Jedna chwila słabości, a tyle problemów...
— Zamilcz, demonie — rozkazał ostro Naruto, łamiąc spazmatycznie oddech. Wilgotne powietrze po deszczu było przyjemnym orzeźwieniem. Naruto czuł, że się powoli uspokaja.
Już nie mogę się doczekać waszej kolejnej konfrontacji. A ta na pewno nadejdzie. Tak, Uchiha dostrzegł, gdzie można najlepiej uderzyć. Nie pozostawi tego... spróbuje ponownie.
Biedny, Naruto. Tyle uciekania, na co? Przeszłość i tak cię dopadła z najdrobniejszymi szczegółami. Ale czy dasz radę się jej przeciwstawić? Czy dasz radę wrócić tam, na pole bitwy, gdzie wszyscy oni sczeźli przez ciebie? Słyszysz ich krzyki? Słyszysz?
Tak, ja też słyszę tę błogą melodię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top