ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI
Myśleliście zapewne, że zapomniałam o tym opowiadaniu :P Spokojnie, wciąż, Kochani, pamiętam. Trochę pojawiam się co prawda z opóźnieniem, bo długo zajęło mi pisanie tej części... szczerze mówiąc, mam nadzieję, że się spodoba. I, oczywiście, nie wzgardzę Waszymi komentarzami :DDD Enjoy!
Umierasz, mimo że płuca wciąż drżą, chłonąc powietrze
Widzisz ciemność, ale to światło cię otacza
Czyż to nie jest zabawne?
W paradoksie własnego życia — walczysz
O coś, w co tak naprawdę nie wierzysz
Koniec może nadejść jutro lub pojutrze
Dlatego, chcąc zdążyć przed innymi, modlisz się
Czyż to nie jest zabawne?
Krucze szpony rozdzierają twoje nadzieje
Gdy odejdziesz, kto zapłacze?
Kto złoży hołd na twym zimnym grobie?
Zastanów się, dla kogo trzymasz tę rękojeść?
Jesteś bezwzględny, oddany i naiwny
Rany są wciąż świeże, krwawią
Podnosząc się z dna, by o zmierzchu znów
Móc spaść w czeluści piekieł
To twoje królestwo porażek
Czy warto jest dla niego nosić koronę z cierni?
Czy warto prosić o żałosne odkupienie?
Ścieżka, którą wybrałeś, może być drogą ku upadkowi
Ale upadek już ci przecież
Niestraszny
Umierasz, ale żyjesz
W świetle i w ciemnościach
Jako wojownik, może też człowiek
Nie wierzysz w bogów, ale się do nich modlisz
I walczysz o coś, co cię prawdopodobnie zniszczy
Mimo wszystko
Zapłacisz każdą cenę
Nawet jeśli o tobie
Zapomną
Czyż to nie jest zabawne?
Blondyn zmrużył powieki, przyglądając się zabandażowanym dłonią Sakury. Delikatnie trzęsły się, gdy poruszyła błyskawicznie knykciami nad sylwetką Sasuke. Zielona wstęga raz jeszcze otoczyła nieprzytomnego wojownika, niczym pokrzepiający płomień. Nie szło ukryć, że owa powłoka była lekko wyblakła, jakby za chwilę miała się rozproszyć wraz z najmniejszym podmuchem wiatru. Niemniej jeszcze, jakimś cudem, trwała.
Naruto przybliżył się do stołu, na którym leżał bezwładny kompan. Kobieta nie spojrzała w kierunku nosiciela bestii, ale wiedział, że tak naprawdę wyczuwała tę nagłą bliskość. Nie tylko dzięki swoim mocom, a zapewne przez słyszalny szelest sztywnej szaty, czy duszący zapach krwi Uchihy, którą przesiąkło jego ubranie. W zamkniętym pomieszczeniu nieprzyjemny smród zbyt mocno drażnił nozdrza, aby przejść obok niego obojętnie.
W każdym razie czarodziejka złudnie wydawała się być spokojna, nawet mimo ostrej wymiany zdań, którą chwilę temu odbyli. Ale Naruto i w tym wypadku nie dał się nabrać. Dostrzegł ciurkiem spływający pot po czole, sunący po nosie, kończąc na skroni, gdzie perliło się kilka, dużych kropel. W kąciku ust dojrzał zaschniętą czerwoną plamę. Tatuaże zaś, ze względu na podkrążone oczy, wyglądały jeszcze mroczniej, czarnymi pręgami naznaczając to blade, zmęczone ciało. Spojrzenie natomiast było intensywnie zimne.
W pewnym momencie jednak onyksowe oczy stały się jeszcze chłodniejsze niż wcześniej. Naruto dopatrzył się tej zmiany we wzroku przyjaciółki, gdy tylko przeniosła zainteresowanie na niego, a jej ręka zatrzymała się tuż przed twarzą blondyna. Cal od spierzchniętych warg. Gdy, zaraz potem, knykcie kobiety w ułamku sekundy wyprostowały się — przestały drżeć. Naruto poczuł gwałtowny wstrząs i syknął, ponieważ ze środka, miał wrażenie, że coś spróbowało mu się wyrwać. Przedrzeć przez gardło niczym pełzający, ogromny robal.
Odruchowo palcami objął swoją szyję na tyle brutalnie, że skóra w tym miejscu stała się natychmiast sina. Osunął się także na kolana, w tle dostrzegając, że żołnierze niespokojnie się poruszyli, choć nie odważyli się podejść. A może wcale nie mogli — zielona powłoka niemalże zapłonęła, tak samo jak lśniący diament Haruno. Ponadto aura otaczała już nie tylko ciało Sasuke, ale także ręce Sakury oraz gnała dalej, formując się w niebezpieczną nić. Muskała ostrzegawczo obecnych, jakby grożąc, że wystarczył tylko jeden ich krok, by skończyli naprawdę marnie.
Może to tylko wydawało się Naruto, bo oddech mu zamierał co jakiś czas, a mdłości podchodziły do góry. Czuł nadal bolesne drapanie w krtani. Zaczął kaszleć juchą, oddając się w posiadanie nieznanej sile. Gdy zdołał zerknąć na przyjaciółkę w ostatnim akcie desperacji, zauważył mimowolnie, że nie zmieniła ani o milimetr pozycji. Stała tak jak poprzednio, patrząc oschle na niego, z dłonią wyciągniętą przed siebie, pomimo tego, że teraz klęczał. Zielona nić wciąż pulsowała i zrozumiał, że prawdopodobnie to ona wsuwała i wysuwała mu się z przełyku. Tak, to było możliwe, miał bowiem nienaturalnie rozwarte usta.
Czuł się niczym marionetka, bezwładna i czekająca na wyrok. A jednak wiedział, że mimo wszystko mógł to przerwać. Siłą woli, wydostać się z kleszczy otępienia oraz muskającej go delikatnie śmierci. Nie chciał jednakże tego czynić. Magia przedzierała się przez niego, odbierała siły, życiodajną energię, zadawała ból, acz to wszystko było tego warte, bo Sakura po chwili drugą dłoń nakierowała z powrotem na Sasuke. Gałki oczne czarodziejki wtedy przekręciły się na drugą stronę, z nosa z kolei trysnęła krew, brudząc klatkę piersiową oraz podbródek kobiety.
Naruto nie mógł zbyt długo się temu przyglądać, ponieważ go samego zaczęła obejmować zdradliwa ciemność. Niewielka iskra w międzyczasie pragnęła nie tylko przedrzeć się do duszy czy ciała, ale i umysłu. Demon, jak zawsze czujny, skutecznie zablokował te próby. Nawet, gdy mrok już całkowicie pochłonął Uzumakiego.
Lico czarodziejki zalała fala goryczy, kiedy Naruto zaczął się dusić, a potem z hukiem uderzył w podłogę. Ten dźwięk był niczym zabójcze ostrze, raniące głęboko oraz umiejętnie. Miała ochotę się zaśmiać, wyczuwając łzy, które pojawiły się w kącikach oczu. Nie pozwoliła sobie ani na szloch, ani na przerwanie tego. Świadomość, że Naruto był już prawie po drugiej stronie bolała, niemniej moc nie napoiła się dostatecznie.
Miała tylko jedną próbę. Albo straci ich obu, albo tylko jednego ocali. Nadzieja, że przeżyją obaj była na tyle nikła, że Sakura naprawdę nie powinna temu wierzyć. Mimo wszystko jednak naiwnie jej się oddała, za namową Naruto robiąc to, czego obiecała sobie nigdy nie wykonać. Czy miała prawo oczekiwać od życia, by chociaż teraz poskąpiło jej swojej łaski?
Tyle razy próbowała odmienić swój los. Analizowała własne błędy, szukała czegoś, co pomogłoby jej odnaleźć sensu w tym marnym życiu. Żal, obłęd oraz wieczny ból; właśnie to gościło u niej powszednie, gdy się budziła, czy zasypiała. Nie było ani dnia, ani godziny, żeby nie myślała o skalanej krwią przeszłości. Chciałaby zapomnieć, szczególnie nie pamiętać o tych dobrych chwilach, które pozwoliły jej mieć żałosną wiarę w lepsze jutro. Była głupia, teraz zaś upewniła siebie, że pomimo czasu nic się nie zmieniło w tym względzie. Wciąż nie zmądrzała.
Energia pulsowała coraz mocniej. Sakurze ledwo udawało się okiełznać te silne przebłyski. One bowiem żyły, drżały i chciały coraz więcej. Były łakome i nieobliczalne. Kobieta zaciskała z całej siły szczękę, odczuwając ukłucia bólu, które nasilały się, gdy moc próbowała wedrzeć się do umysłu Uzumakiego. Tak, jak w przypadku Sasuke, magia chciała połączenia nie tylko fizycznego, ale przede wszystkim psychicznego. Demon w środku mężczyzny jednak był na tyle silny, że nic nie mogło się przedrzeć przez jego bramę. Wręcz przeciwnie, zdawało się, że to on atakował, gdy tylko wstęga znajdowała się zbyt blisko krat, oddzielających ich od siebie.
Jesteś potężna, ale nawet ty nie wejdziesz do środka — ostrzegł Demon w pewnym momencie. Jego słowa zdawały się być krzykiem w myślach kobiety.
Nie zamierzam tam wchodzić — stwierdziła twardo.
Ty nie, ale twoja magia owszem.
Sakura już zamierzała coś jeszcze powiedzieć, ale nie zdążyła. Po niecałej sekundzie znalazła się w ciemnościach. Usłyszała zgrzyt sunących łańcuchów, a przed sobą dojrzała lśniące wśród cieni oczyska. Bystre, zafascynowane jej osobą oraz niezaprzeczalnie groźne, bo należące do bestii. Z przerażeniem wzięła głęboki oddech i wyciągnęła rękę, by dotknąć opuszkami krat. Od razu też odczuła ulgę, gdy wyczuła zimno stali. Bestia na całe szczęście wciąż trwała w zamknięciu.
Nie ciesz się zbyt wcześnie, czarodziejko — mruknął demon. — Ta klatka nie jest niezniszczalna, a gdybym cię chciał pożreć, już dawno bym to zrobił.
Więc dlaczego nie wyjdziesz? — zapytała go, mimo że nie poruszyła ustami. Rękoma w tym czasie machnęła, by zielone ogniki rozproszyły otaczającą ich czerń. Niewiele to dało, nadal szarość nadchodziła z każdej strony, tylko to lisio-podobne coś stało się bardziej widoczne. Może dlatego, że to miejsce nie było prawdziwe. Trwali gdzieś, a jednocześnie byli nigdzie. Jakby zawieszeni w czasie i przestrzeni. — Skoro sam mnie tu sprowadziłeś?
Zabijasz moje naczynie.
Nastała chwila ciszy. Bestia i mag patrzyli na siebie, i żadne z nich nie ugięło się pod spojrzeniem tego drugiego.
— Wiem — rzekła Sakura, tym razem posługując się słowami. Jej głos zabrzmiał żałośnie nawet dla niej samej. Jednak nie spuściła wzroku. Już w przeszłości nauczyła się, że przy potworach lepiej było nie okazywać strachu, ponieważ one się nim żywiły z oczywistą rozkoszą. Musiała pozostać opanowana. — Naruto wiedział, jaka może być tego cena.
Łeb bestii się nieznacznie przechylił. Jakby te słowa go rozbawiły.
A ty, jesteś gotowa by tę cenę zapłacić? — zapytał zaciekawiony.
Śmierć nie jest mi obca — zaznaczyła oszczędnie, nie poruszywszy się choćby na moment. Zastygła tak, jak zrobił to demon.
Może nie jest ci obca, ale wciąż się jej boisz. — Bestia była zbyt inteligentna by tego nie dostrzec, ale i tak ta uwaga zaskoczyła Haruno. Nie sądziła, że usłyszy coś takiego od demona, gnieżdżącego się w ciele przyjaciela, którego właśnie zabijała swoją magią. To była wręcz ironia. — Z drugiej strony, zdaje się, że chętnie sama byś się jej oddała.
Do czego dążysz, demonie? — warknęła w myślach Haruno, przerywając tę potyczkę. Zaczynało jej się to wszystko jeszcze bardziej nie podobać. Szczególnie, że nie potrafiła rozszyfrować potwora, który wyraźnie sobie zaczął z nią pogrywać. Chciał ją złamać, zastraszyć czy upokorzyć? A może faktycznie pragnął jedynie nieludzko ostre kły zatopić w gładkiej skórze kobiety?
Do tego, że twój koszmar może się za chwilę spełnić — mruknął niemal zwodniczym szeptem. Jego ogon zawibrował w powietrzu, a potem z powrotem opadł na czarną posadzkę. Rozbrzmiał przy tym ruchu głośny huk. — Ty będziesz żyć, a śmierć odbierze ci kolejnych przyjaciół. Właściwie... jedynych, którzy ci jeszcze pozostali.
Ocalę ich — zapewniła Sakura. Zielone ognie przybrały większy rozmiar, zaczynając chaotycznie wirować pośród niemalejącego mroku. Rozpraszały delikatnie czerń, jakby intensywniej z nią walcząc. Wciąż nie odnosząc przy tym skutku, ale Sakura nie bardzo się na tym skupiała, właściwie nie miała nad nimi już kontroli, bowiem odzwierciedlały jej rozchwianie emocjonalne. W środku niezaprzeczalnie dygotała.
Jeden już całuje śmierć. Do drugiego wyciąga dłoń, a ty jesteś zbyt słaba, aby ją odegnać — oświadczył powoli Kyuubi, uważnie ją obserwując. Wirujące ognie odbijały się w jego czujnych oczyskach. — Dlatego ci pomogę. Mimo wszystko dbam o swoje naczynie.
Pomiędzy brwiami Sakury pojawiła się bruzda, zdradzająca niezrozumienie.
Pomoże mi demon?
Czyż życie ci jeszcze nie uświadomiło, że ten świat jest doprawdy zdumiewającym, nieprzewidywalnym miejscem? — zakpił.
Uświadomiło mnie, że zawsze trzeba czymś płacić. I nie zawsze ta cena jest tego warta — zawyrokowała wciąż nieufnie. — Jaka będzie twoja?
Wkrótce się przekonasz — oznajmił złowieszczo potwór. — Ale teraz nie zaprzątaj sobie tym swojej ślicznej główki, to zresztą nie będzie nic niepokojącego, a przynajmniej nie dla ciebie. W każdym razie zamknij oczy i poczuj moc, która się w tobie rodzi. Na samym dnie twojej jaźni, czujesz pulsowanie w żyłach? Słyszysz ten szept?
Tak, słyszę — westchnęła Sakura, czyniąc to, co nakazał demon.
A teraz mu się oddaj, w całości, niech moja potęga cię pochłonie.
***
Diament na czole zaczął najpierw przygasać, a potem naprzemiennie lśnić. Czarodziejka krzyknęła, gdy nić pomiędzy nią a Naruto stała się widoczną, namacalną łuną. Mężczyzna był wciąż nieprzytomny, na dodatek niespodziewanie popadł w nasilające się drgawki. Jego głowa zaczęła uderzać o podłoże, na tyle niedelikatnie, że już po chwili w blond kosmykach widoczna była krwista czerwień. Kałuża na podłodze z każdą chwilą powiększała się coraz bardziej.
To był naprawdę przerażający widok. Niektórzy żołnierze stali na tyle przestraszeni, że zaczęli odmawiać donośne modły. Nie mogli bowiem się ruszyć, uciec czy pomóc senninom, ponieważ magia owlekała ich umysły, nie pozwalając na choćby krok. Sparaliżowała ich, nawiedziła i odebrała zdolność poruszania. Zdawali się być tylko pionkami na szachownicy, czekającymi na kolejny, zabójczy ruch. To chyba najbardziej ich wewnętrznie lękało — niemoc, gdy powinni byli przerwać to, co się właśnie działo. Uchronić swoją mentorkę, delikatnie unoszącą się w powietrzu, przed jej własną magią. Bo ona właśnie powoli Sakurę zabijała.
Zresztą nie tylko kobietę, co wszystkich w pomieszczeniu. Oni także czuli sidła ciemności, oplatające ich krtanie. Duszność przerywała modlitwy do bogów, jakby okrutną moc bawiło ich pragnienie łaski od nierealnych stworzeń. Jakby niedostatecznie Sakura napoiła się energią oraz strachem swych obserwatorów. A może to już nie była ona, a coś, co tkwiło na dnie jej zniszczonej duszy.
Niestety, nie było czasu nad tym rozmyślać, ponieważ wtedy nastąpiło coś, czego nikt z zebranych się nie spodziewał. Energia zapulsowała, zebrała się znów wokół czarodziejki i gwałtownie rozbłysła z drażniącym uszy trzaskiem. Był na tyle silny, że okna rozwarły się w tej samej sekundzie, a mężczyźni natychmiast upadli na ziemię, już w tym momencie nieprzytomni. Jednak jeszcze dychali, bo ich klatki piersiowe pod żołnierskim odzieniem delikatnie unosiły się i zaraz potem opadały.
Naruto przestał się trząść, znów złudnie spokojny. Jakby przed chwilą nic nie wyrywało życia wprost z jego rozwartych warg. I choć teraz miał je zamknięte, krew nadal plamiła kąciki ust i lewy pliczek, który miał bliżej podłogi. Przez to ten potężny wojownik nagle wydał się żałośnie nieszkodliwy, niczym chory żebrak, zbliżający się do ostatnich dni po tej stronie.
Zaś Sakura na powrót dotknęła stopami chropowatej powierzchni. Jej gałki oczne trwały przywrócone do normalności, acz już chwilę później źrenice rozszerzyły się w grozie. Zerknęła w stronę okien i zrozumiała, że właśnie przyszło jej zapłacić za pomoc Kyuubiego.
Okłamałeś mnie — szepnęła z dudniącym sercem. — Nie użyczyłeś mi swej mocy, demonie.
Nie — przyznała ze śmiechem bestia. — Należę tylko do jednego właściciela i tylko jego mogę obdarowywać swą siłą. Pozwoliłem ci za to sięgnąć do czeluści swej potęgi, za co powinnaś mi być wdzięczna. Wyzwoliłem cię z łańcuchów.
Mogłam wszystkich zabić.
Mogłaś, ale szala była pewniejsza po tej stronie, niż gdybyś uwierzyła w cud. Poza tym, ileż zabawy było. Jestem przecież Lisim Demonem, a im się, kochana, nie ufa. Nigdy. Teraz zaś dobiegł czas twojej zapłaty. Jesteś wstanie stanąć do walki, czy ponownie twoja słabość cię ograniczy?
— Wiedziałeś, że to się stanie! — warknęła Sakura na głos, zaciskając pięści. Wciąż patrzyła w dal na płaczące krwią niebo. Niektóre krople przedarły się przez otwarte okiennice, brudząc jej twarz.
Oczywiście, że wiedziałem.
Potem Kyuubi już nic nie powiedział. Sakura zresztą nie pragnęła ponownie usłyszeć tego warkotu w myślach. A nawet, gdyby chciała, nić pomiędzy nią a Naruto zerwała się na dobre. Potwór nie miał już dostępu do jej głowy, choćby nie wiadomo jak bardzo tego pragnął.
Niemniej nie poczuła ulgi, nawet wtedy, gdy oddech Sasuke stał się bardziej trwały. Jego rana zasklepiła się, jednak nie to martwiło Sakurę. Bariera nad Konohą upadła, a ona, żeby ją znowu odbudować, musiałaby użyć znaczącego przypływu magii. Może i napoiła się esencją Naruto, ale część z niej oddała Sasuke. Drugą część w tym momencie nie warto było przekładać na powłokę, bo już było na nią za późno. Słyszała donośne kroki trzech postaci, które z rozkoszą wkraczały do miasta.
Szły na spotkanie z nią. Haruno wyprostowała się z tą myślą. Zerknęła na Uzumakiego, skąpanego we krwi i nieprzytomnych żołnierzy dookoła. Spojrzała także na Uchihę, by za chwilę podejść do niego i musnąć jego zagojonej klatki piersiowej. Na moment pozwoliła sobie przymknąć oczy, wziąć głęboki wdech w piersi, po czym ponownie rozwarła powieki i powoli skierowała się do wyjścia. Wiedziała, że oni już na dziedzińcu na nią czekali. Pain był zapewne daleko od Konohy, czy nawet Suny, ale nie omieszkał skorzystać z okazji, by wysłać swych posłańców. Albo to przewidział, albo wyczuł, że energia Sakury była bardzo słaba. W tym momencie nie miało to żadnego znaczenia, bo niczego nie zmieniało.
Musiała stanąć do walki, żeby ochronić tych, których kochała. Sama, z upadającą magią i z bólem, który oplatał całe ciało. Nie baczyła jednak na to. Wróg nie okazywał przecież łaski, życie z kolei nie pytało o samopoczucie. Ona zaś nauczyła się na przestrzeni lat, że trzeba było to wszystko po prostu zaakceptować. Tę niesprawiedliwość i nieustające cierpienie.
Poprawiła bandaże na placach i wyszła przed dziedziniec.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top