Znów ten nieszczęsny krawat
- ROD!!! ROD, GDZIE JESTEŚ?!?!?! – w korytarzu brzmiał zwielokrotniony echem głos Gilberta.
- TUTAJ!!! – wrzasnął Austriak. Krzyczeli do siebie jeszcze chwilę, dopóki Gilbert go nie zlokalizował.
Wpadł do biura – mokry, przestraszony i wściekły.
- Boże – sapnął Prusak, zatrzymując się w progu. Szybko się otrząsnął i już klęczał przy Roderichu, uwalniając go z taśmowych sznurów. – Nic ci nie jest? Nie wiesz, jak się martwiłem... Co prawda nie mogli zrobić ci krzywdy, ale licho wie, jakie rzeczy dzieją się w ich głowach... Boli cię coś? Jednak cię zranili?... Jeśli tknęli cię palcem, zamorduję ich. Nieważne, że to moi przyjaciele...
- Zamknij się i daj mi dość do słowa – wymamrotał Roderich. Siedział ze spuszczoną głową, rozmasowując przedramiona, w które wbiła się taśma.
Gilbert posłusznie zamilkł. Wyciągnął rękę, ujął podbródek przyjaciela i zmusił go do spojrzenia sobie w oczy.
Roderich się nie opierał. Po podjęciu decyzji był dziwnie spokojny. Był człowiekiem, który zdecydował postawić wszystko na szali, by ostatecznie przesądzić o swoim losie.
Już wybrał. Nie zamierzał się wycofywać.
- Jak się czujesz? – powtórzył Gilbert, już łagodniej.
Roderich uśmiechnął się lekko.
- Bardzo dobrze – przyznał. – A ty? Co z twoją głową?
Prusak skrzywił się kwaśno.
- Powinienem był bardziej uważać. Już nie boli, ale wstyd pozostanie.
- Komu ty to mówisz... Siedziałem związany na krześle przed największym zboczeńcem świata...
Gilbert się nastroszył.
- Francis tu był? Czego od ciebie chciał?
Przed oczyma miał najczarniejsze wizje.
Roderich jednak wzruszył ramionami.
- Porozmawiać – odparł. – Nic mi nie zrobił, podobnie reszta. Co z nimi?
- Nie mam pojęcia. Nie widziałem ich. Francis zamknął mnie w schowku na miotły. Gdy się wydostałem, od razu zacząłem cię szukać.
- Więc co robimy dalej?
- A na co masz ochotę?
- Na dziki seks z czerwonym krawatem.
Oczy Gilberta stały się okrągłe, ale Roderich tylko zaśmiał się krótko i wstał ze skórzanego fotela.
- O tym rozmawiał z tobą Francis?
- Nie... Ale, wybacz, to sprawa między nami.
Prusak wyraźnie się zaniepokoił.
- Próbował cię do czegoś zmusić?
- Nie, prze...
- Namawiał cię do czegoś?
- Nie, Gi...
- Składał niemoralne propozycje?
Roderich westchnął ze znużeniem.
- To była przyjacielska pogawędka – wyjaśnił. – Nic więcej. Chyba nie sądzisz, że bym cię zdradził, co?
W pomieszczeniu było ciemno, więc Austriak nie mógł zobaczyć różu na policzkach przyjaciela.
- Żeby mnie zdradzić, musiałbyś najpierw ze mną być, a to przecież niemożliwe – wskazał, choć słowa ledwo przeciskały się przez jego niechętne gardło.
Roderich przygryzł język.
- Niby tak – zgodził się niechętnie. – Ale zabroniłeś Francisowi mnie tykać, i sam odrzuciłeś jego względy... Więc pomyślałem, że w jakiś sposób jesteśmy zobowiązani.
Gardło Gilberta zwęziło się do granic możliwości, a może nawet poza nie.
- Co masz na myśli? – spytał ostrożnie.
- No... - zaśmiał się cicho, by rozładować choć część napięcia. – Chociażby to, że żaden z nas nie może zostawić drugiego na noc, bo gdybym cię potrzebował...
Gilbert odetchnął głęboko – z ulgą i zawodem.
- A tak na poważnie – zmienił temat – to co chcesz teraz robić? Popływać? Wracać do szatni?
- Nie wiem – przyznał Roderich. Uśmiechnął się blado. – A może byśmy dla odmiany zrobili coś, na co TY masz ochotę?
- Ja? – zdziwił się Gilbert.
- Tak. Zawsze robisz wszystko pode mnie. Praktycznie dostosowałeś całe życie pod moją osobę, odkąd u ciebie mieszkam...
- Nie żałuję – wtrącił szybko Prusak.
- Domyślam się. – Uśmiech Rodericha stał się trochę wymuszony. – Ale koniec z tym. Co chcesz robić? Hala jest na dole, kawiarnię z kuchnią odwiedziliśmy, zawsze możemy znaleźć jakiś przytulny kącik, żeby posiedzieć i porozmawiać. A jeśli kusi cię perspektywa dzikiego seksu i krawatu, myślę, że Francis da się przekonać.
Gilbert zmroził go wzorkiem.
- Nie chcę wiedzieć, co dzieje się w twojej głowie.
Oj, wiele. Nawet nie potrafisz wyobrazić sobie rzeczy, które tam przechowuję.
Jednak każda pojedyncza myśl jest poświęcona nie Francisowi, a Tobie.
- Nic szczególnego – powiedział na głos.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top