Zaproszony do Berlina
Rano zadzwonił Ludwig z pytaniem o Rodericha. Gilbert w piżamie wyskoczył z łóżka i wyszedł z pokoju, by nie obudzić przyjaciela rozmową.
Powiedział bratu, że z Austriakiem coraz lepiej. Nie wspomniał o wczorajszym odkryciu. To była sprawa między nim a Roderichem.
Po zakończeniu rozmowy Ludwig najwyraźniej przekazał wieści Feliciano, ponieważ po dwudziestu sekundach Włoch zadzwonił do Gilberta i zapytał o szczegóły. Prusak odpowiedział dość oględnie, ale to wystarczyło, by przez następne pół godziny dobijało się do niego ćwierć Europy.
Gdy wrócił do sypialni, Roderich już nie spał. Zdążył założyć bluzę.
Nie uśmiechnął się, zobaczywszy Gilberta, ale kiedy Prusak usiadł na skraju łóżka, Roderich przysunął się i objął jego biodra.
- Wszystko w porządku? – zapytał albinos z troską.
- Nie – odparł Roderich. – Przytulisz mnie?
Gilberta zadziwiła ta bezpośredniość, ale bez słowa sprzeciwu wsunął się pod pościel i objął przyjaciela. Drobne ciało zadrżało wyczuwalnie.
- Kiedy mnie zapytasz?
Gilbert ściągnął brwi.
- O co mam cię pytać?
Roderich miał zamknięte oczy, ale jego policzek był widoczny między kołdrą a piersią Prusaka. Teraz lekko się zaróżowił.
- O to, o co powinieneś był zapytać wczoraj zamiast mnie obłapiać – odparował Austriak.
Kurwa...
Gilbert poruszył się lekko. Zanim odpowiedział, przyjrzał się twarzy przyjaciela, lecz nie znalazł na niej śladów złości.
- Przepraszam – rzekł szczerze. – Pomyślałem, że na pewno się nie zgodzisz...
- Oczywiście, że bym się nie zgodził. Nie jestem gejem.
Gilbert zachichotał cicho, choć w głębi duszy przeklinał. Szkoda, że nie. Cholerna szkoda.
- Chciałem sprawdzić, czy okaleczyłeś się na biodrach – powiedział Prusak.
- I jak wnioski?
- Że nie zrobiłeś tego ostatnio...
- Nie pytaj mnie o przeszłość, dobrze? – poprosił Roderich cicho.
- Dobrze.
Austriak uśmiechnął się lekko.
- Cieszy mnie, że to sobie ustaliliśmy. Inne pytania później.
Usiadł, przeciągnął się.
- Czuję się dziś wyjątkowo dobrze. Pojedziemy gdzieś?
Gilbert także się podniósł, podrapał się po głowie.
- W zasadzie to jeszcze ci nie powiedziałem, ale Ludwig i Feliciano zaprosili nas na obiad.
Roderich zrobił zaskoczoną minę, potem nagle posmutniał.
- Oni wiedzą o wszystkim, co się ze mną działo, prawda? – spytał cicho.
- O wszystkim nie. Tylko o ogóle – odparł Gilbert. – Ale nie przejmuj się. Nie będą pytać.
Roderich powoli pokiwał głową.
- Na którą jesteśmy umówieni?
- Na piętnastą.
- Która jest teraz?
- Szósta rano.
- Och...
- Wczoraj wcześnie się położyliśmy.
Roderich uśmiechnął się lekko, choć nadal w jego oczach kłębiły się chmury.
- To znaczy, że mamy jeszcze trochę czasu?
- Tak.
- Czyli możemy znowu zagrać w berka? – spytał Austriak z dziecinną nadzieją.
Gilbert zaśmiał się cicho. Wyciągnął rękę i potargał włosy przyjaciela.
- Możemy grać, dopóki nie padniesz – obiecał.
Roderich wstał, zapiął bluzę.
- No to licz do dwudziestu. Potem możesz zacząć mnie szukać. Będę na placu zabaw.
- To raczej zabawa w chowanego – zauważył Prusak.
Roderich nie usłyszał. Już go nie było.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top