Wygoda horroru

Trzy białe, skórzane kanapy stały w płytkim półkolu wokół telewizora. Francis położył się na tej z prawej strony, Antonio i Romano zajęli lewą, wsuniętą w cień, bo oddaloną od okien, przez które mimo ciemnych rolet przebijały się kliny żółtego światła (czarne płachty nie przylegały do szyb, więc złoto przenikało przez szczeliny).

Gilbert i Roderich usiedli na kanapie środkowej, dokładnie naprzeciwko telewizora. Prusak nie mógł pozbyć się podejrzenia, że Francis dokładnie zaplanował nawet taki szczegół jak podział miejsc. Martwił się o to, co film zrobi z Roderichem. Był gotów w każdej chwili wyprowadzić go z salonu.

Mimo to ufał Francisowi. Przyjaciel rzadko zawodził w takich sytuacjach. Poza tym nie było powodu, dla którego miałby zrobić coś, co zagrozi Roderichowi.

Gilbert usiadł po lewej stronie Austriaka i oparł się o podłokietnik kanapy. Roderich spojrzał na niego przeciągle, ale nie ruszył się z miejsca. Jedynie położył dłoń na udzie, by Gilbert w każdej chwili mógł ją ująć.

Francis uniósł pilot i włączył film. Z potężnych głośników buchnęła tajemnicza, nieprzyjemna muzyka, którą szybko przerwały flaki rzucone w kamerę.

Roderich wzdrygnął się i spojrzał z paniką na Gilberta.

- Miało nie być więcej horrorów – wypomniał mu. Lekko ściszał głos, nie musiał się bardziej wysilać, bo głośniki Francisa i tak zagłuszały wszystkie dźwięki.

Gilbert skrzywił się przepraszająco.

- Wiem. Ale Francis nalegał, a ja dopiero przed chwilą się o tym dowiedziałem... Jeśli będziesz się bał, w każdej chwili możemy wyjść – obiecał.

Roderich odwrócił wzrok.

- Raczej nie mam ochoty na okazanie AŻ TAKIEJ słabości przy znajomych... - Pokręcił głową, po czym dodał ciszej: - Romano śmiałby się ze mnie do końca życia.

Gilbert uśmiechnął się słabo.

- Nie musisz się nim przejmować – zapewnił. – Więc jak? Zostajemy?

Roderich skinął, choć zrobił to bardzo niechętnie. Podkulił nogi i oparł brodę na kolanach. Wzdrygnął się, gdy poczuł lekki nacisk na ramię. Gilbert, po zwróceniu na siebie uwagi, skinął na przyjaciela, zapraszając go bliżej.

Roderich przysunął się z wdzięcznością i pozwolił się objąć. Od razu poczuł się lepiej – poczuł, że jest na właściwym miejscu, gdy dłoń Gilberta odnalazła jego talię i lekko się na niej zacisnęła, by dodać mu otuchy.

Po ekranie miotały się rozkrzyczane nastolatki w podartych dżinsowych spodenkach. Uciekały ciemnymi korytarzami przed nieznaną grozą.

By na to nie patrzeć, Roderich przyjrzał się towarzyszom. Francis wyglądał na rozluźnionego. Leżał z rękami splecionymi pod głową i ze spokojem na twarzy patrzył, jak drobna blondynka wpada w szponiaste łapy niewidzialnego potwora.

Antonio i Romano oglądali film ze średnim zainteresowaniem. Hiszpan położył się wygodnie i przycisnął kochanka do piersi, trzymając go mocno, by temu nie przyszło do głowy się odsunąć. Opalone dłonie Antonia pieściły skórę Romano; jedna z nich poruszała się pod ciemnoniebieską koszulką. Włoch miał półprzymknięte oczy.

Roderich przeniósł spojrzenie na Gilberta, zaraz jednak spuścił wzrok, bo Prusak nie patrzył na ekran, lecz na niego.

Roderich wzdrygnął się, gdy z głośników wypłynął wrzask kolejnej zarzynanej dziewczyny. Instynktownie przysunął się do Gilberta, który objął go mocniej.

Na ekranie pojawił się napis „dwie doby wcześniej". Grupa przyjaciół wybrała się na kemping do małego miasteczka. Cztery dziewczyny (jedna ruda, jedna czarna i dwie blondynki) i trzech chłopaków wysiadło z autobusu na dworcu i zaczęło wesoło rozprawiać o planach na następny dzień (obecnie zachodziło słońce).

Już w ósmej minucie filmu zaczęły dziać się straszne rzeczy – straszne dla Rodericha, którego rozbolał żołądek. Po zapadnięciu zmroku i rozbiciu namiotów przyjaciele znaleźli na kempingu świeże zwłoki. Młodej dziewczynie wypruto wnętrzności, które leżały wokół niej w trawie, czego kamera nie omieszkała dokładnie pokazać.

Roderich gwałtownie odwrócił głowę i schował twarz w ramieniu Gilberta. Zrobiło mu się słabo. Pomimo setek lat prowadzenia wojen nadal nie przyzwyczaił się do takich widoków...

- W każdej chwili możemy wyjść – szepnął mu Gilbert do ucha.

Roderich pokręcił głową.

- Dam radę – wymamrotał. Zerknął na telewizor i natychmiast tego pożałował. Ciało zaczęło się ruszać, wstało i goniło bohaterów, ciągnąc za sobą sznur jelit.

- Nie powinieneś na to patrzeć – powiedział Gilbert sceptycznie. – Naprawdę uważam...

- Nie jestem dzieckiem – burknął Roderich, przerywając mu. – Nie traktuj mnie ta-AAAK! – zakończył krzykiem, bo na ekran rzuciło się półżywe truchło, wrzeszcząc okropnie.

Gilbert zacisnął zęby. Puścił Rodericha, który spojrzał na niego z paniką w oczach. Położył się na miękkiej kanapie, opierając górną część pleców o wyścielony poduszkami podłokietnik. Ugiął prawą nogę, lewą spuścił na podłogę. Wyciągnął rękę do Rodericha; ten ujął ją niepewnie i został pociągnięty w dół. Gilbert ostrożnie ułożył go na swojej piersi, sam przesunął się trochę w stronę oparcia kanapy. Z powrotem wciągnął lewą nogę na mebel, czego skutkiem był Roderich półleżący między jego udami, przywierający plecami do brzucha i piersi Gilberta.

Austriak był tak przerażony filmem, że nawet się nie zarumienił, mimo iż w normalnych okolicznościach już dawno buchałby czerwienią.

- Nie musisz tego oglądać – przypomniał mu Gilbert. Złapał „przyjaciela" (choć zdecydowanie nie wyglądali teraz na przyjaciół) pod boki i delikatnie przesunął go w górę, tak, że potylica Austriaka oparła się o górną część ramienia Gilberta, łaskocząc go brązowymi włosami.

- Warto było zostać – mruknął Roderich, moszcząc się wygodnie.

Gilbert nie mógł powstrzymać uśmiechu, który wypłynął mu na wargi.

- Jeśli chodzi ci o obecną sytuację, nie musisz okupywać jej strachem – wyszeptał. – Jeżeli chcesz, możemy po prostu stąd wyjść i...

- I dać podstawę do plotkowania? – wtrącił Roderich.

Gilbert mentalnie wzruszył ramionami.

- Przeszkadzałoby ci to?

Austriak poczuł, że parzą go policzki.

- Oficjalnie jestem hetero – przypomniał cicho.

- A czy w tym pokoju przebywa choć jedna osoba, która nie przekonała się o twoim guście na własnej skórze? – spytał Gilbert chytrze.

Roderich poruszył się niespokojnie. Teraz parzyła go też szyja.

- Ty – bąknął.

- Czyli wszyscy wiedzą – podsumował Gilbert.

Austriak nie umiał wymyślić dostatecznie dobrej odpowiedzi, więc milczał.

Gilbert przełożył ręce przez brzuch Rodericha, zaraz jednak je podniósł, bo Austriak syknął boleśnie.

- Przepraszam – szepnął Gilbert, cofając gest.

- Nie szkodzi. Jakby nie było, to moja wina, że rany się tam pojawiły.

Roderich złapał Gilberta za nadgarstki i ułożył jego ręce w odpowiednich miejscach.

- Jeśli zjedziesz niżej, nic się nie stanie, ale wyżej nadal mam rany, na które źle działa nacisk.

Gilbert wtulił policzek w skroń Rodericha, wzmacniając uścisk na jego brzuchu. Wbrew wszelkiej logice czuł się naturalnie. Jakby codziennie leżał z przyjacielem w tak nietypowej pozycji i napawał się jego bliskością. Jakby za chwilę mógł unieść głowę i pocałować go w czoło, a nikogo by to nie zdziwiło.

Zaklął w myślach – po polsku, bo polskie przekleństwa należały do najmocniejszych, jakie znał. Skrzywił się. Jak zwykle pozwolił myślom galopować, a przywoływanie ich do porządku było przykrym i bolesnym doświadczeniem. Przygryzł wnętrze policzka, lekko przesuwając ręce na torsie Rodericha. Wtedy zdał sobie sprawę z pewnej anormalności.

Rozplótł ramiona i ostrożnie wsunął dłoń pod koszulkę przyjaciela, który drgnął silnie, wyrywając się.

- Nie masz na sobie bandaży? – zdziwił się Gilbert.

Roderich potaknął, rumieniąc się.

- Po powrocie z plaży wziąłem prysznic i przyjrzałem się ranom uważnie – odparł. – Część z nich zasklepiła się na tyle, by móc im zaufać, że nie pękną. Przecież do wyjazdu mam tylko siedzieć lub leżeć, bez żadnego wysiłku.

- Wszystkie zdjąłeś? – troskał się Gilbert.

- Nie. Tylko te z brzucha. Strasznie grzeją. Uda, łydki i ręce nadal są... niezdatne do użytku.

Prusak mocniej przytulił przyjaciela, przekazując uściskiem swoje zmartwienie i współczucie.

- Robiłeś to znowu od ostatniego razu, o którym wiedziałem? – zapytał cicho, bojąc się odpowiedzi.

- Nie – odparł Roderich całkiem szczerze. – Ja... nie chcę tego robić. Ślady na ciele to nic w porównaniu z tym, co stało się z moim wnętrzem... Tamto się już nie wyleczy, podobnie jak na skórze zostaną blizny... - Odetchnął głęboko, ciężko. – Za nic nie chciałbym do tego wrócić.

- Nie wrócisz – obiecał Gilbert. – Osobiście się tobą zajmę.

Roderich uśmiechnął się lekko.

- Mówiłem już kiedyś, że jesteś dla mnie bardzo ważny? – wyszeptał. Sięgnął ku dłoni Gilberta i przykrył ją swoją.

- Tak – odparł Prusak. – Mówiłeś, chociaż nie musiałeś. To widać. Wszystkie emocje po tobie widać. W tym także strach przed filmem i to, że usilnie próbujesz odwrócić od niego swoją uwagę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top