Widoczne
Kontynuował obserwacje, gdy weszli do pubu. Zajęli stolik w głębi sali. Ledwo udał im się do niego dotrzeć, bo Gilbert wciąż trzymał Rodericha, a odstępy między stołami i krzesłami nie były duże.
Austriak i Prusak usiedli na podwójnej kanapie, Francis zaś w miękkim fotelu naprzeciwko. Patrzył na przyjaciół.
Gilbert przysunął się do Rodericha na stosowną odległość, którą Austriak natychmiast zmniejszył. Francis zauważył rumieńce na jego policzkach. Ta nieśmiałość była rozkoszna. Pamiętał, że gdy Roderich przyszedł do niego po raz pierwszy, był jeszcze bardziej czerwony. I jeszcze bardziej uroczy. Jąkając się i wahając, opowiedział, o co mu chodzi. Francis słuchał tego z rosnącym zdziwieniem. Nawet jego zaskoczyło, jak szybko pojął, co tak naprawdę męczy Rodericha.
Wieki rozważań, czy na pewno miał rację, przywiodły go do tego miejsca. Rozparł się wygodnie w fotelu i patrzył, jak Gilbert wzmacnia uścisk na talii przyszłego ukochanego (o to Francis zadba osobiście), jak zaczyna drobić palcami po jego boku, robiąc to z takim wyczuciem i nieświadomością, że musiał już nieraz znajdować się w podobnej sytuacji. Zauważył nieznaczne (a jednak tak ważne) różowe ślady, które pojawiły się na twarzy Prusaka, gdy Roderich mocniej się w niego wtulił. Obserwował emocje, które przewijały się przez oblicza Rodericha i Gilberta. Na obu znajdował mniej więcej to samo: czułość, lęk, smutek, niepewność, pragnienie, tęsknotę.
I miłość. Szczerą, prawdziwą, morderczo czystą miłość. Taką, jaką można było zobaczyć w oczach Antonia, gdy ten patrzył na Romano. Taką, jaką wyrażały spojrzenia Matthiasa, gdy wydawało mu się, że Lucas na niego nie patrzy.
Miłość, jaką Ludwig żywił do Feliciano, a Feliciano do makaronu.
Francis poczuł, jak nieprzyjemnie chłodna myśl wkrada się do jego umysłu. Chłodna, północna myśl owinięta wokół bladej twarzy. Tak, Francis zdecydowanie umiał rozpoznać prawdziwą miłość. Sam przecież ją czuł. Szkoda, że tak nieszczęśliwie...
Otrząsnął się z ponurych rozważań. Nie miał na nie czasu. Teraz musiał zająć się Roderichem i Gilbertem. Ich tęsknota dręczyła znacznie bardziej niż jego. Wyrażał to każdy gest, każdy gest przerwany w połowie, by jego dokonanie nie wzbudziło zbytnich podejrzeń...
Po każdym takim odpuszczeniu tęsknota w czerwieni i fiolecie tuliła się z żalem.
(Zaraz wracam do pisania, muszę tylko pozbierać truskawki z ogródka.)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top