Uczucia wytłumione

Źle się czuł.

Od wyjazdu Gilberta nie potrafił pogodzić się ze swoją obecnością. Najchętniej wyrwałby siebie z korzeniami i wytępił.

Czy siebie nienawidził?

Nie, nie miał na to sił.

Miał dość swojej osoby. Czuł do niej pogardę, wstręt, żal. Ale nie nienawiść. To za mocne słowo. Za mocne uczucie.

Z mocnych uczuć było go stać tylko na miłość i ból. Lecz nie dzisiaj.

Dzisiaj nie miał siły.

Leżał w łóżku i udawał, że czyta. W rzeczywistości gapił się w sufit i podnosił książkę, gdy słyszał pukanie do drzwi.

Gilbert przychodził do niego kilka razy dziennie; zawsze się uśmiechał. Próbował wciągnąć Rodericha w rozmowę, lecz zrezygnował po paru dniach, nie doczekawszy się rezultatów. Mniej więcej w tym samym momencie Austriak zaniechał prób udawania, że wszystko u niego w porządku. Gdy był sam, leżał na plecach, udając trupa. Gdy był z Gilbertem, odwracał się przodem do ściany, by przyjaciel nie musiał patrzeć na śmierć w jego oczach.

Starał się nie myśleć. Już drugiego dnia udało mu się osiągnąć stan, w którym nie potrafiłby podać swojego imienia i nazwiska. Pogrążał się w tej pustości, gdy tylko mógł. Wtedy nie czuł wstydu, nie czuł bólu. Wtedy nie myślał.

Myślenie za bardzo bolało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top