Słodka powtórka
Usiedli przy kuchennym stole z kubkami parującej herbaty w dłoniach. Gilbertowi wciąż było zimno w stopy, które przez całą noc leżały na granicy fali, więc podkurczył nogi i usiadł po turecku, powierzając swój ciężar drewnianemu oparciu.
Francis bez słowa postawił na blacie pudełko chusteczek.
Uśmiechnął się zachęcająco.
- Powiesz mi, co cię gnębi? – zapytał.
- Nie bardzo wiem, od czego zacząć – powiedział Gilbert, prychając. – Od tego, że wylizałeś się z Rodem, mimo iż wiesz, że go kocham? Czy od tego, że sam Rod zapewne nie będzie chciał więcej na mnie patrzeć? Hm, może uogólnię i oznajmię, że sypią się wszystkie moje przyjaźnie po kolei?
Francis uniósł brwi.
- Dlaczego nie rozumiesz, że odkąd tu przyjechałeś, nie wydarzyło się NIC, co osłabiłoby waszą relację? – Wydawał się naprawdę zaskoczony i był taki w rzeczywistości. Nigdy by nie przypuszczał, że Gilbert będzie AŻ TAK ślepy. To przekraczało nawet możliwości Prusaka, który przecież nie zauważał miłości Rodericha przez ostatnie siedemset lat, mimo iż Austriak zaczął się nim interesować jeszcze przed osiągnięciem przez Gilberta wieku dorosłego. Oczywiście był wtedy delikatny, nie dobierał się do dziecka (on chyba nawet nie umiałby się do KOGOKOLWIEK dobierać), lecz starał się uszczęśliwiać małego Niemca. Bawił się z nim, pomagał mu w organizowaniu państwa.
Był blisko.
Więc jakim cudem Gilbert nie widział, jak Roderichowi zależy?
Teraz Prusak parsknął. Skrzywił się ironicznie.
- Nic – powtórzył. – Nie, wcale nie zacząłem zawalać sobie życia – zakpił. – Wcale nie musiałem patrzeć, jak Rod... jak Rod się z tobą całuje...
Przyłożył dłoń do drżących warg i pochylił się lekko do przodu, by grzywka zasłoniła łzy zbierające się w oczach.
Francis uśmiechnął się smutno.
- To nic nie znaczyło – powiedział łagodnie.
- Znaczyło, kurwa! – wybuchnął Gilbert, patrząc mokro na przyjaciela. – Powiedział mi, że jest zakochany. Wiedziałeś o tym? Powiedział... że kogoś kocha... - ponownie się załamywał - ...a potem się z tobą całował...
Francis pokręcił głową.
- Nie we mnie – zapewnił. – Roderich kocha kogoś innego.
Gilbert zagryzł dolną wargę.
- Skąd możesz to wiedzieć – wymamrotał, łykając łzy.
- Ponieważ Roderich sam mi powiedział, kto jest jego miłością – odparł Francis.
Serce Prusaka ponownie pękło. Roderich dzielił się tajemnicami z Francisem, z którym łączyło go niewiele ponad seks (i zwyczajne koleżeństwo), a jemu, najlepszemu przyjacielowi i opiekunowi, nie łaska powiedzieć, dla kogo pokrwawił pościel w domu Gilberta.
Prychnął ze sztuczną pogardą.
- Śmiało, mów – burknął. – Dobij mnie. Który sojusznik mnie wygryzł?
Francis milczał, czym w końcu zwrócił na siebie uwagę przyjaciela. Szkarłatne tęczówki wpiły się w niego błagalnie, prosząc, by ta dwuznaczna cisza okazała się odpowiedzią.
Francuz uśmiechnął się blado, wstał i podszedł do wyjścia z kuchni.
- Czy gdybym wiedział, że ci odmówi, przekonywałbym cię do wyznania mu miłości? – spytał cicho, po czym zniknął.
Gilbert nie wiedział, że usłyszał słowa podobne do tych, które niecałą dobę wcześniej zachęciły Rodericha do pokazania mu blizn.
(Tak... słusznie się domyślacie, że to już TO... Ale nie mam weny, a czeka mnie najważniejsza scena w całym fanfiku. Nie chcę spieprzyć, więc napiszę... później.)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top