Początek zmiany i podboje miłosne

Większość gości już się zebrała. Salon Sadika był wielki i rozległy, miał wysoki sufit i ściany dekorowane drogimi tkaninami. Z głównego pomieszczenia rozchodziły się korytarze prowadzące do mniejszych pokojów rozmów i sypialni, których nie mogło zabraknąć na przyjęciu, na którym spora część gości znała się na tyle dobrze, że spała ze sobą przynajmniej kilka razy.

A przynajmniej tak spojrzeli na to Niemcy i Feliciano.

Roderich spojrzał po twarzach zebranych. Dzielił łoże z... ponad połową? A może wypadałoby powiedzieć: większością? Nie spał jeszcze ze Szwecją, Norwegią, Portugalią i paroma innymi osobami, których nie było w salonie. No i oczywiście z kobietami. Jeśli chodzi o płeć piękną, spółkował tylko z Elizabetą. I z Lili. Dziewczyna tak kochała to, co robiła, że nie potrafił jej odmówić.

Gilbert spenetrował salę wzrokiem. Jemu także nie udało się przespać ze Szwecją, ale Norwegię zaliczył. Nie było to szczególnie trudne, wystarczyło znać na niego sposób. Kto wie, może za odpowiednią przysługę Gilbert zdradzi Danii, jak to zrobić. O ile wiedział, biedakowi jeszcze nie udało się pocałować Lucasa, nie wspominając o czymś większym.

Feliciano nie zwrócił uwagi na ludzi. Od razu podbiegł do stołu z przekąskami, krzycząc „Pastaaaa!".

Ludwig odchrząknął cicho. Jemu także zdarzało się spędzać noce w politycznym towarzystwie, ale było to przed czasami Feliciano. Poza tym był żołnierzem, więc należało mu się coś od życia.

Gilbert domyślił się, co dzieje się w głowie Rodericha. Uśmiechnął się krzywo. Austriak nie miał się czego wstydzić, jego podboje miłosne zachowywały normę. W porównaniu z Francisem był święty – Francuz za punkt honoru ustanowił sobie przelecenie WSZYSTKICH państw na świecie. Kilka stawiało spory opór, w tym Szwajcaria, z którym Gilbert spędził niejeden wieczór w miłosnej atmosferze.

Przy drzwiach przywitał ich Sadik. Uśmiechnął się, uścisnął im dłonie, uczynił kilka wyraźnych aluzji dotyczących swojego członkostwa w Unii Europejskiej. Pogawędził z nimi chwilę, po czym przeprosił ich, ponieważ w progu stanął właśnie Korea i gospodarz musiał go powitać.

- Postaraj się nie upić – mruknął Gilbert do Rodericha. – Byłoby to dla ciebie niebezpieczne. Mówiłem, że mogą się dziś zdarzyć nieprzyjemne sytuacje...

- Nie zamierzam – odparł Roderich.

Odszedł w swoją stronę. Gilbert westchnął cicho i ruszył na poszukiwanie Francisa. Musieli porozmawiać. I to pilnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top