Półspełnione marzenie

WAŻNE. To informacja dotycząca poniższego fragmentu:

- nie sugerować się moim wstępem z ostatniego rozdziału. Planowałam ten fragment od początku książki. Napisałam go kilka tygodni temu.

- wiem, że będziecie chcieli mnie za to zabić

- PONIŻSZY FRAGMENT ZAWIERA TREŚCI NIEODPOWIEDNIE DLA OSÓB O SŁABYCH NERWACH, A TAKŻE DLA OSÓB PONIŻEJ OSIEMNASTEGO ROKU ŻYCIA. NIE BIORĘ NA SIEBIE ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA ODBIÓR.


Obudził się z szybko bijącym sercem. Gilberta nie było przy jego boku – to jedno wiedział.

Poza tym czuł coś... dziwnego.

Przestrzeń uległa zaburzeniu. Coś się stało.

Dopiero teraz zauważył, że cały pokój tonie w żółtym blasku świec. Starodawne woskowe pałki stały wszędzie, mleczna ciecz spływała po ramie telewizora.

Gilbert był w sypialni. Siedział na kanapie w cieniu, dlatego Roderich wcześniej go nie zauważył.

Prusak wstał. Miał na sobie obcisłe spodnie z czarnej skóry i ciężkie, podkuwane metalem buty. Nagi tors opasały mu wąskie skórzane wstęgi ułożone jak wiązania w gorsecie. Na wierzch zarzucił ćwiekowaną ramoneskę. W dłoniach miał skórzaną uprząż.

Na jego skroni swobodnie leżała czapka oficera SS, którą zrzucił na podłogę już po kilku krokach.

Roderich zamrugał kilkukrotnie, niepewny, czy wciąż nie śpi.

Nie spał. Poczuł to wyraźnie w galopującym sercu, które rozpędziło się do cwału, gdy Gilbert zbliżył się do niego powoli. Kołysał biodrami i uprzężą zawieszoną na małym palcu. Uśmiechał się. Jego postawa wyrażała jedną wielką burdelową zmysłowość.

Roderich milczał, nie rozumiejąc. Od samego widoku robiło mu się gorąco.

Tymczasem Gilbert podszedł do łóżka, oparł się zawadiacko o kolumienkę i mrugnął kusicielsko.

- Cześć, Rod – wymruczał nisko. – Jak się spało?

Austriak z niemałym trudem przypomniał sobie, jak używać język.

- Co ty robisz, Gilbert? – spytał sztywno. Podniósł się do siadu. – Jesteś pijany?

Prusak zaśmiał się gardłowo. Upuścił uprząż na podłogę i uklęknął na łóżku, podpierając się na ugiętych rękach.

- Jestem pijany – odparł Gilbert, zbliżając się powoli do przyjaciela. – Tobą, Rod. Tobą i twoimi emocjami... twoim ciałem...

Roderich ciężko przełknął ślinę. Dusił się w cienkiej tkaninie piżamy. Znowu naćpał się tabletkami? Niczego nie pamiętał. Wieczorem zasnął u boku Gilberta – całkowicie przytomnego, trzeźwego i normalnego Gilberta – a teraz działo się to...

- Nie rozumiem – powiedział, cofając się przed pełznącym ku niemu „oficerem". – Proszę, nie rób tak. Jesteśmy przyjaciółmi.

Gilbert zaśmiał się cicho. Złapał Austriaka, który w szaleńczej próbie ucieczki chciał sturlać się z łóżka. Złapał go w talii, przysunął do siebie i już nie puścił. Pochylił się nad nim.

- Wieczorem powiedziałeś mi, że lubisz takie klimaty – mruknął nisko. – Kilka dni wcześniej, że jesteś gejem. Zawsze się przy mnie rumienisz. To musi coś znaczyć, Rod... Chciałem zrobić ci małą niespodziankę...

Zbliżył twarz do szyi Austriaka, pieszcząc jego skórę gorącym oddechem. Roderich zadrżał mimowolnie.

- Podoba ci się... - zauważył Gilbert, a Roderich pokraśniał. Nie potrafił utrzymać uczuć na wodzy. Nie, gdy Prusak zachowywał się tak pociągająco...

Mimo to chrząknął. Naparł dłońmi na pierś albinosa.

- Odsuń się – powiedział stanowczo. – Tak się nie robi. Nie wolno...

Gilbert przerwał mu raptownie. Wysunął koniuszek języka i oblizał nim usta przyjaciela, dokładnie obrysowując ich kształt.

Roderich gwałtownie wciągnął powietrze.

Z gardła Prusaka wydobył się mrukliwy, cichy śmiech.

- Widzę przecież, że tego pragniesz – wyszeptał Gilbert do ucha Austriaka. – Wiem, że kochasz kogoś innego. Prawdę mówiąc, nie przeszkadza mi to. Chcę, byś był mój tej jednej nocy, tylko do rana. Chcę, byś był mój w sposób, który lubisz, ale boisz się do tego przyznać... boisz się nawet teraz, chociaż wiesz, że możesz mi zaufać...

Delikatnie przygryzł płatek ucha Rodericha, wywołując kolejny dreszcz oprawiony rzężącym westchnieniem.

- Proszę, Rod... - mruczał Gilbert. W przerwach między słowami muskał krawędź żuchwy przyjaciela. – Specjalnie dla ciebie wstałem trzy godziny temu, pojechałem do twojego domu i znalazłem to cudo, które leży teraz przy łóżku... Wiem, że chcesz spróbować... Ja też tego pragnę. Od zawsze chciałem wiedzieć, jak to jest pieprzyć się z kimś takim jak ty... z artystą... z samobójcą... z masochistą, który rumieni się, gdy w codziennych sytuacjach choć minimalnie przejmuję nad nim kontrolę... Ja to wszystko widzę, Rod... I budzę się szybciej, niż myślisz... wystarczy westchnąć pod nosem, patrząc na mnie w środku nocy, wystarczy tęsknie ścisnąć moją dłoń... Przyznaj: ile razy powstrzymywałeś się od dotykania mnie w sposób, o którym nie mogłeś nawet marzyć?... Teraz proponuję ci spełnienie tego pragnienia... bez zobowiązań, bez warunków, bez uszkadzania znajomości... Obudzimy się rano i będzie jak dawniej, obiecuję... Ach, widzę przecież, że cię pociągam, przyznaj to. Pragniesz mnie, Rod. Wiem, że nie kochasz... ale pragniesz...

To się nie mogło dziać. Po prostu nie mogło. On wczoraj tylko żartował! A raczej... udawał, że żartuje, bo mówił prawdę... ale przecież zaprzeczył wszystkiemu! Śmiali się potem!

Czuł, jak język Gilberta wpełza do jego ucha. Głośno zaczerpnął powietrze, uniósł się lekko. Nigdy nie czuł nic tak intensywnego... Minione noce z innymi mężczyznami poszły w niepamięć, bo teraz Gilbert był przy nim, bo to właśnie Gilbert zaciskał dłoń na jego talii, bo to on łaskotał go językiem w uchu...

- Nie proś mnie – wystękał. – Daj mi wyjść. Nie chcę.

Kłamca...

- Chcesz – mruknął Gilbert. – I ja też.

Tona uczuć przygniotła Rodericha do materaca i odebrała mu oddech, gdy usta Gilberta spoczęły na jego wrażliwych wargach. Targnął nim dreszcz, ale Roderich już nie był w stanie się bronić. Marzył o tej chwili od ośmiuset lat...

Głośno jęknął w usta Gilberta. Poczuł, jak albinos się uśmiecha. Oderwał się na chwilę, odsunął kawalątek.

- Bądź mój, Rod – wyszeptał nisko. – Kochaj się ze mną...

Austriak nie był zdolny do protestu. Wydał z siebie nieartykułowany dźwięk i pozwolił, by zaborcze wargi Gilberta zawładnęły jego myślami.

Zaczęło się w miarę spokojnie; Prusak zdawał się wyczuwać, jak działa na przyjaciela. Po paru sekundach przyspieszył obroty. Całował coraz szybciej, coraz bardziej rozchylał wargi, coraz intensywniej pracował językiem.

Wsunął jego czubek między usta Rodericha, żądając wstępu w głąb. Austriak z początku nie zareagował, ale potem Gilbert przygryzł kącik jego ust, i już nie było argumentów przeciw.

Gilbert był szalony pożądaniem. Był samym pożądaniem. Roderich czuł to i z początku się bał, ale potem o tym nie myślał. Jego także rozpalało pragnienie. Czerwień pulsowała mu za oczami. Miejsca, które dotknął Gilbert, mrowiły łagodnie.

A w samym Roderichu płonął ogień, który powoli przelewał się w jego lędźwia.

Prusak naparł na niego silniej, przeniósł ciężar ciała na lewe kolano, prawe uniósł i postawił po drugiej stronie bioder partnera.

Gilbert przekręcił głowę w bok, zassał usta Rodericha. Najpierw obie wargi naraz, potem tylko górną, później dolną.

Potem stracił zainteresowanie ustami. Skupił się na języku. Wraził go w głąb Rodericha, przykleił go jego podniebienia, następnie zbadał każdy ząb z osobna.

Potem podrażnił jego język. Najpierw zrobił to swoim własnym, następnie zębami, ustami...

Potem znudziły mu się gry. Poprawił pozycję, złapał Rodericha za nadgarstki, umieścił je nad jego głową. Rozkoszował się stęknięciami i uległością partnera, rozkoszował się pożądaniem, które budził.

Rodericha podniecała siła Gilberta. Jego pewność siebie. Stanowczość.

Brutalność.

Pasowali do siebie idealnie.

Nie jak rękawiczka do rękawiczki.

Pasowali do siebie jak bat do dłoni. Jak krew do krzyku. Jak ból do rozkoszy.

Gilbert napierał na Rodericha, wydobywając z jego ust tłumione stęknięcia i jęki. Drobne ciało drżało pod nim, co chwilę falując dreszczami.

Wargi i język Prusaka czyniły cuda. Żądza i pragnienie rosły z każdą sekundą, coraz więcej ognia z ciała Rodericha spływało w dół.

Gilbert także stęknął, wsuwając język tak głęboko w Rodericha, jakby chciał włożyć mu go do gardła. Austriak chętnie przyjął podarunek, zasysając go w siebie coraz mocniej, głębiej, bardziej... by być bliżej partnera, by połączyć się z nim w ten wyjątkowy sposób...

Gilbert zwolnił. Wrócił do gier, do zabaw. Oddychał ciężko, lecz nie pozwolił sobie na przerwę. Przeniósł się na szyję Austriaka. W lewej ręce wciąż trzymał jego nadgarstki, więc prawą sięgnął ku szczupłemu karkowi i bardzo, bardzo delikatnie przesunął po nim opuszkami palców.

Roderich zadrżał cały, narządy obiły mu się o ściany klatki piersiowej.

- Przekonałem cię? – wyszeptał Gilbert seksownie.

Austriak nie odpowiedział. Przesunął się w dół, by zakosztować ust Gilberta, więcej i więcej, bo już był od nich uzależniony...

Prusak zgodził się i pocałował Rodericha w dolną wargę. Najpierw delikatnie. Potem zaczął ją ssać. Coraz mocniej. Namiętniej.

Austriak jęczał pod nim. Gilbert umiał sprawiać przyjemność, zarówno kobietom, jak i mężczyznom, co w tej sytuacji przydawało się bardziej.

Choć nie tylko. Roderich był podatny na wiele chwytów, które odrzuciłaby większość mężczyzn na jego miejscu.

Bo Roderich był masochistą.

O tym też Gilbert wiedział całkiem sporo. Był kiedyś na kursie u Francisa. Szkolenie polegało głównie na chodzeniu po burdelach za dnia i pieprzeniu się z przyjacielem w nocy, ale dla Francuza to normalne zachowania. Nie miał oporów.

Prusak też ich teraz nie miał. Dziękował przyjacielowi za przydatne lekcje.

Z upiorną powolnością przesunął dłoń na brzuch Rodericha, potem niżej. Puścił jego dłonie. Cofnął się nieco, usiadł mu na udach.

Austriak dyszał. Fioletowe oczy rozpalało pożądanie, wręcz zwierzęca potrzeba spełnienia.

Gilbert zahaczył palcem o skraj dresów partnera. Pod spodniami rysowało się wyraźne wybrzuszenie mogące świadczyć tylko o jednym.

- Pamiętasz, co ze sobą przyniosłem, prawda? – spytał Prusak niskim, mruczącym głosem.

Roderich odetchnął trzy razy, zanim zdobył się na odpowiedź.

- T-tak...

- Chcesz sprawdzić, co to takiego? – kusił Gilbert dalej.

- N-nie... Nie chcę już... - dyszał Austriak – ...zostaw to, dotykaj mnie...

Prusak pochylił się. Koniuszkiem zdolnego języka narysował ósemkę na podbrzuszu partnera. Roderich westchnął. Gilbert zjechał niżej. Nie używał rąk. Wszystko robił językiem. Starannie obrysował skraj dresów, wsunął się pod nie i bardzo, bardzo delikatnie drażnił czubkiem coś, co tam znalazł.

Roderich znów dostał zadyszki, tym razem nie ze zmęczenia. Sięgnął ku głowie Gilberta, lecz w tym samym momencie Prusak wyprostował się i podpełzł na drugi koniec łóżka, zanurkował ku podłodze i podniósł się z kompletem skórzano-metalowych pasów w ręce.

Trzymając je, wrócił do Rodericha i przywarł ustami do jego warg.

Ten pocałunek był inny. Wolna dłoń Gilberta wsunęła się pod koszulkę Austriaka i zaczęła rozwijać bandaże, nie pamiętając o delikatności. Gdy już się z nimi uporała, przeniosła się wyżej.

Roderich krzyknął cicho, poczuwszy, jak sprawne palce pieszczą jego sutek. Gilbert zanurkował pod ubranie partnera i już po chwili ssał drugi.

Austriak przeżywał piekło w niebie. Albo niebo w piekle, nie wiedział. Nie potrafił nawet przypomnieć sobie, jak się nazywa. Liczył się tylko Gilbert na jego piersi, jego czułość, jego dzikość, jego miłość i żądza.

Liczył się seks, bo o to im właśnie chodziło.

Roderich położył dłoń na głowie Prusaka i przyciskał ją do siebie.

- Mocno, Gilbert... - stękał. – Całuj mnie... Ach!

Prusak wyjrzał na zewnątrz i bez uprzedzenia rzucił się ku ustom partnera. Znowu próbował odebrać mu oddech, znowu chciał udusić go językiem, znowu niemal do krwi drażnił mu wargi i dziąsła. Jednocześnie jego ręce przesuwały się po ciele Rodericha. Najpierw wpełzły pod jego plecy, uniosły je lekko i zerwały bluzę z ramion Austriaka.

Roderich mocno wyrżnął głową w materac, gdy Gilbert go puścił. Siła uderzenia popchnęła Prusaka na partnera, wpijając go jeszcze mocniej w jego wargi.

Austriak czuł na sobie gorące dłonie, których pragnął. I które pragnęły jego. Zgrabne palce odwiązały jego bandaże, ściągnęły koszulkę. By zabrać się do spodni, Gilbert musiał zejść niżej.

Nie przerwał pocałunku. Po prostu opuścił usta Rodericha na rzecz szyi. Pieścił ją przez chwilę, potem przesunął się na pierś, gdzie znowu zajął się sutkami.

Sunął językiem niżej. Wdrążył jego koniuszek w pępek partnera, wydzierając z jego gardła chrapliwy jęk.

Wreszcie dotarł do podbrzusza. Gilbert znowu usiadł mu na nogach.

Spojrzał mu w oczy. Chyba po raz pierwszy od rozpoczęcia wymiany pieszczot. Czerwone oczy płonęły ogniem niemożliwym do ugaszenia, płomieniem pożądania i pobudzenia, płomieniem zmysłowości.

Płomieniem witającym gości każdego burdelu.

Ten wzrok robił z Roderichem więcej niż zęby, które przed chwilą przygryzały jego sutki. Gdyby Austriak nie był już cały czerwony, zarumieniłby się teraz.

Ból w biodrach stawał się nie do wytrzymania, ale Gilbertowi to nie przeszkadzało. Powoli rozwiązał sznurek dresów. Nie opuszczał spojrzenia. Patrzył na Rodericha kusicielsko. Dwa razy oblizał usta.

Potem, nie przerywając kontaktu wzrokowego, zaczął powoli zsuwać z niego spodnie.

Roderich przycisnął dłoń do ust i przygryzł ją, gdy materiał dresów prześliznął się po jego naprężonym członku. Przepłynęła przez niego fala bólu i rozkoszy, jakiej jeszcze nie zaznał.

- Patrz na mnie – rozkazał mu Gilbert.

Roderich otworzył oczy. Wpił spojrzenie w czerwone ognie Prusaka, który uniósł się nieco, przesunął dresy Austriaka pod sobą i zerwał je z jego nóg.

Roderich pozostał w samych bokserkach – w bokserkach, które z trudem wytrzymywały napięcie żądzy.

Gilbert przeniósł spojrzenie w dół, na swój cel. Jeszcze raz szybko zerknął na Rodericha, oblizał wargi i pochylił się.

Austriak krzyknął. Zęby Prusaka drażniły się ze skrajem jego bokserek, szarpały go, usiłując ściągnąć w dół, lecz Roderich wiedział, że Gilbert udaje niemoc, by dodatkowo go podniecić. By podsycić ogień spalający każdą komórkę ciała Austriaka.

By sprawić, że Roderich będzie krzyczał jego imię, jeszcze zanim Gilbert w niego wejdzie.

Na razie Austriak tylko stękał, niezdolny do tworzenia słów. Stękał i jęczał. Wczepiał rozcapierzone palce w pościel. Wolałby dotykać Gilberta, ale albinos był za daleko.

I właśnie doprowadzał go do szaleństwa.

Prusak siłował się z bokserkami. Co chwilę obijał się o jego stojącego członka, bez przerwy przecierał go materiałem bielizny. Napierał na niego.

W pewnym momencie Roderich nie wytrzymał, usiadł i spróbował rzucić się na Gilberta, by go pocałować, by dać się objąć, by zmusić go do zaciśnięcia dłoni na problemie Austriaka.

Gilbert złapał go, zanim Roderich zdążył go dosięgnąć. Obrócił Austriaka tyłem do siebie, unieruchomił jego ręce za plecami w podstawowym chwycie obronnym.

Pochylił się nad jego uchem.

- Bądź grzeczny, kochanie – wymruczał. – Chyba nie chcesz, żebym musiał cię ukarać?

Roderich wykręcił głowę, oparł się policzkiem o szyję Gilberta.

- Chcę – powiedział, dysząc ciężko. – Ukarz mnie. Jestem twój...

Słowa przeszły w niekonkretny dźwięk umieszczony między jękiem, wrzaskiem i zachłyśnięciem.

Gilbert właśnie przyłożył otwartą dłoń do krocza Rodericha, naciskał przez chwilę, po czym jednym ruchem zerwał z niego bieliznę.

Potem puścił partnera, który przewrócił się na bok. W uszach dzwoniły mu emocje. Nie panował nad dygotaniem rąk.

Gilbert spoliczkował go kilkakrotnie, by Roderich odzyskał zdolność kojarzenia. Austriak już leżał na plecach, między jego nogami już klęczał albinos z uprzężą przerzuconą przez łydki.

- Jak smakujesz, Rod? – spytał Gilbert mrukliwie. – Jesteś tak słodki, na jakiego wyglądasz?

Nie czekał na odpowiedź. Pochylił się i delikatnie zassał główkę penisa partnera.

Austriak krzyknął, wyginając plecy. Gilbert mocno złapał go za biodra, unieruchomił je. Górna partia ciała Rodericha zwijała się, skręcała, wierzgała, jego nogi także drobiły, a Prusak zwyczajnie, jak gdyby nigdy nic, całował czubek jego członka.

Albo nie, nie zwyczajnie, nie po prostu. Bo patrzył prosto przed siebie. Po kilkunastu sekundach udało mu się złowić spojrzenie Rodericha. Austriak dalej się miotał, ale nie mógł przerwać kontaktu wzrokowego. Nie chciał.

Oczy Gilberta były bardziej podniecające niż jego usta. Ale nie w tej chwili. Teraz wargi i język były cudem większym niż Wodospad Niagara czy Piramida Cheopsa.

Roderich oddałby wszystkie piramidy świata, wszystkie wodospady, wszystkie wiszące ogrody i wszystkie latarnie za wrażenie, w którym właśnie się rozpływał. Za wrażenie, które doprowadzało go do szału.

Mamrotał coś między jękami, ale nie wiedział, co mówi.

A Gilbert nadal na niego patrzył, nadal delikatnie zasysał główkę jego członka, nadal okrążał ten kilkucentymetrowy obszar językiem, nadal całował, muskał ustami, czasem łagodnie przygryzał, raz nawet wsunął czubeczek języka w dziurkę ujścia cewki moczowej.

W środkowej fazie nabrało to charakteru czułości, której Roderich jeszcze nie zaznał ze strony Gilberta. Jego działania zawsze były podszywane brudną żądzą.

Która prędko wróciła. Prusak zamknął oczy, a gdy je otworzył, wszelkie ciepło zniknęło z czerwonych tęczówek, wyparte przez nowe pragnienie, przez nowy głód.

Silniejszy niż poprzedni.

Gilbert przestał całować i skupił się na ssaniu. I przygryzaniu. Jego palce mocno zacisnęły się na prąciu, Roderich wrzasnął.

Prusak oderwał się od niego tak nagle, że Austriakowi zakręciło się w głowie. Mruknął coś niezrozumiale, złapał się za skronie. Jego pierś unosiła się i opadała szybko.

- Dość tego dobrego – wymruczał Gilbert. Podparł się na rękach i na czworaka wszedł nad partnera, opierając dłonie nad jego ramionami. Potem opuścił biodra, mocno otarł się o penisa przyjaciela, wywołując wrzask. Korzystając z otwartości jego ust, przelizał się z nim szybko, brutalnie.

Sięgnął po uprzęże, złapał pierwszą część. Była to sztywna obroża z czarnej skóry, ozdobiona czterema metalowymi pierścieniami przyczepionymi w równych odstępach, jak na kompasie.

- Usiądź – nakazał Gilbert. W jego głosie mieszała się stal zdecydowania i ta brudna, pornograficzna seksowność.

Roderich, drżąc na całym ciele, wykonał polecenie. Oczy miał rozbiegane, choć za wszelką cenę starał się skupić je na dwóch czerwonych ogniskach. Pulsowanie w lędźwiach jedynie wzmogło się po działaniach Gilberta. Ból oszałamiał.

- Odwróć się.

Austriak usłuchał.

Chwilę potem poczuł niemożliwą wręcz delikatność na karku, gdy Gilbert go tam pocałował, muskając ustami i wilgotnym językiem.

Po następnej sekundzie rozkosz została zastąpiona szorstkością obroży zapinanej na szyi. Prusak mocno zaciągnął pas, niemal podduszając partnera.

Następnie przyczepił łańcuch do kółka pod brodą Austriaka. Robiąc to, klęczał za jego plecami. Wypukłość w opiętych spodniach ocierała się o wrażliwą skórę Rodericha.

Łańcuszek był długi może na pół metra, jego ogniwa wyglądały na mocne, ale nie były toporne ani duże.

Gilbert pociągnął za niego, Roderich odwrócił się. Siedział teraz naprzeciwko drzwi, plecami do części łóżka, w której leżały poduszki. A łóżko było wielkie, mierzyło przynajmniej trzy metry długości i tyle samo szerokości. Cztery kolumienki wspierały czerwony, wzorzysty baldachim.

Prusak cofnął się nieco, uklęknął, wyprostował się. Znów patrzył prosto w oczy Rodericha. Zaborczo. Kusząco. Zwierzęco. Po „francusku".

Patrząc tak, bardzo powoli zdjął z siebie skórzaną kurtkę. Na jego torsie rozpinały się teraz tylko rzemienie ułożone jak wiązania gorsetu. Gilbert był idealnie piękny, idealnie pociągający, idealnie erotyczny. Jego powolne ruchy sprawiały, że Roderich z trudem skupiał się na oczach. Zresztą nie zawsze mu to wychodziło. A Prusak zdawał się być zadowolony z reakcji, jakie wywołuje.

Sięgnął dłonią ku kroczu. Nie miał tam rozporka, lecz coś podobnego – prostokątną klapę zamykaną na zamek, który teraz powoli ustępował pod palcami albinosa. Roderich patrzył, nie mogąc oderwać wzroku.

Spod klapy wyłonił się naprężony członek Gilberta. Otoczony białymi włoskami.

Austriak otrząsnął się, gdy Prusak pociągnął za łańcuch. Roderich dosłownie wpadł na partnera, który szybko szarpnął łańcuszkiem, nie pozwalając Austriakowi się osunąć.

Widział głód w jego fioletowych oczach. Głód, podniecenie i niecierpliwość.

Zbliżył się, wolną ręką rozwarł jego wargi, wsunął język do środka. Jak zwykle otrzymał za to jęk. Jęk, który zmienił się w krzyk, gdy Gilbert poruszył się lekko, dotykając penisem członka Austriaka.

On wytrzymał. Odsunął się, uśmiechnął seksownie.

„Jesteś mój", mówił uśmiech. „Jeśli będziesz grzeczny, dam ci niebo."

Będzie grzeczny. Chciał być bardzo grzeczny. Zamierzał zrobić wszystko, co Gilbert mu rozkaże. Choćby były to najbardziej upokarzające rzeczy, jakie wymyśliła ludzkość.

A im bardziej, tym lepiej. Tym większy ogień w podbrzuszu.

Gilbert skrócił łańcuch do dwudziestu centymetrów. Przyczepił go do jednej z licznych szlufek, które miał na spodniach. Ta akurat znajdowała się tuż pod klapką.

Głowa Rodericha automatycznie znalazła się niżej, na poziomie brzucha partnera.

Spojrzał w górę.

Gilbert, specjalnie robiąc wszystko powoli, złapał go za kark i zbliżył twarz Rodericha do swojego członka.

Nie czuł irytacji, ale musiał pokazać swoją dominację. O to przecież chodziło. Gdy Austriak zwlekał, Gilbert pociągnął za łańcuch i skrócił go na sekundę, dosłownie nadziewając partnera.

Przeszedł go dreszcz przyjemności, zacisnął dłonie na włosach Rodericha. Mocno. Trochę wyrwał.

Jęknął przeciągle, odchylając głowę w tył. W tej pozycji nie mógł swobodnie oddać się rozkoszy, więc stłumił stęknięcie i powiedział chrapliwie:

- Trzymaj mocno i nie puszczaj.

Uprzedziwszy Rodericha (który nie potraktował tych słów jak ostrzeżenie), odchylił się w tył, znalazł oparcie w dolnej ramie łóżka, do której przyłożył poduszkę, usiadł wygodnie, rozszerzył uda i ustabilizował głowę Austriaka, który w pełni skupiał się na zadaniu.

Nie był mistrzem, ale to wystarczało. Zresztą to nie Gilbert miał się podniecić, tylko jego partner. O to w tym wszystkim chodziło. O to chodziło w tej nocy.

Roderich głównie ssał. Gdy Gilbert puścił jego głowę, Austriak odważył się odetchnąć głęboko, owiewając gorącym powietrzem wrażliwego członka.

Trwało to chwilę, przez którą Prusak zaciskał dłonie na ramie łóżka, a Roderich produkował się w erotycznym czynie, stękając. Zgodnie z przewidywaniami Gilberta pieszczenie partnera w tak uniżonej, zawstydzającej pozycji mocno go podnieciło. Pod koniec zadania jęczał.

Potem Gilbert złapał go za kark i unieruchomił. Niespiesznie odczepił łańcuszek od swoich spodni.

Spojrzał na Rodericha, który już zaczynał się podnosić. Uśmiechnął się seksownie, oblizał usta. Austriak uznał to za zachętę, wyprostował się.

- Dam ci nagrodę – wyszeptał Gilbert prosto do jego ucha. – Taki drobny prezencik.

Zwinął język w rurkę i wsunął go do ucha Rodericha. Tak głęboko, jak umiał.

Austriakowi wyrwał się jęk, mimowolnie wykrzywił plecy. Prusak przerwał gest po kilku sekundach, zjechał ustami po szyi kochanka, na pierś.

Potem wyprostował się, sięgnął po kolejne pasy. Położył je na pościeli obok.

Spojrzał w oczy Rodericha. Głęboko, myśląc o głębokich doznaniach, które planował.

Uśmiechnął się jak dziwka.

Przytknął dłoń do mostka Rodericha. Drugą rękę położył na jego pośladku.

Austriak stęknął.

- Długo jeszcze? – odważył się zapytać.

Gilbert spojrzał na niego spod rzęs. Koniuszek jego języka pokazał się między wargami.

- Nie podoba ci się? – spytał nisko.

- Ja... podoba... tylko ja już tak bardzo chcę... - wydukał Roderich z trudem, bo palec Gilberta właśnie zaczął okrążać jego sutek.

- No to mi nie przerywaj – mruknął Prusak. – Za grzeczność będzie nagroda.

Nie czekał na odpowiedź. Mocno złapał partnera w talii, obrócił go niezbyt delikatnie i zmusił do ustawienia się w słynnej pozycji pieska.

- Teraz się nie ruszaj – przykazał srogo. – Pod żadnym pozorem. Bo będziesz tak stał do rana. Rozumiesz?

- Tak...

Gilbert wziął skórzany pas wysadzany ćwiekami i zapiął go wokół talii partnera. Następna konstrukcja składała się z dwóch łańcuchowych „szelek" z wkładką. Prusak umieścił je na Roderichu w taki sposób, że wkładki opierały się na ramionach, a łańcuchy łączyły przód skórzanego pasa z tyłem. Obręcz przesuwała się nieco w górę. Do jej unieruchomienia służył następny wynalazek.

Gilbert ustawił się za Roderichem. Musnął kciukiem jego pośladek, wsunął palec nieco do środka.

Austriak drgnął, zgodnie z przewidywaniem.

- Miałeś się nie ruszać – przypomniał mu albinos.

Przyczepił łańcuszek do pasa na talii kochanka. Metalowa wiązanka miała niecały centymetr średnicy, była zimna i dziwnie obła.

Roderich przekonał się o celowości tej stylizacji, krzycząc cicho, gdy podłużny chłód wpił się między jego pośladki.

Stęknął przejmująco, opuścił głowę, przyciskając ja do ramienia.

- Gilbert... - wydyszał. – Co ty...

Prusak pociągnął za łańcuch, przerywając mu.

- Zabieram cię do krainy marzeń – wymruczał, ocierając się policzkiem o lewy pośladek Austriaka. – Zamknij oczy i nie patrz w dół...

Wśliznął się pod kochanka, pod jego biodra. Raz jeszcze naciągnął łańcuch, wybrał odpowiednie ogniwo, zahaczył na nim resztę konstrukcji.

Roderich cudem stłumił wrzask, który wyrwał mu się przy zabiegu Gilberta. Prusak podrażnił jego członek, zakrywając go ciężkim skórzanym kapturem, który przyczepił z przodu na pasie brzusznym.

- Gilbert... - jęknął Austriak. – Ochchch...

Prusak przesunął dłonią po jego torsie, złapał mocno za pas na talii i ściągnął Rodericha w dół, wydzierając mu krzyk. Napięcie skórzano-metalowej konstrukcji w jakimkolwiek miejscu owocowało wbiciem łańcucha między pośladki Austriaka.

Gilbert przeturlał Rodericha na plecy. Zsunął się z niego, podniósł jego tors i wetknął pod plecy kochanka poduszki, by ten mógł widzieć jego poczynania.

A były tego warte. Gilbert znowu uklęknął, mając nogi po obu stronach kolan Rodericha. Nawet się nie skrzywił, gdy rozpinał tylny zamek w spodniach.

Patrzył w oczy kochanka, hipnotyzując go. Bardzo powoli zsunął ubranie, zostawiając je sobie na łydkach. Rozwiązał rzemienie owinięte wokół torsu.

Złote światło świec odbijało się od widmowo białego ciała. Roderich słyszał bicie własnego serca. Teraz. Wiedział, że zbliża się najważniejszy i najwznioślejszy moment. Całe jego ciało się gotowało, nie mogąc znieść czekania.

Zgrabne palce Prusaka nacisnęły sprzączkę pod pępkiem Rodericha, odpinając skórzany kaptur, w którym do tej chwili męczyła się jego męskość.

Gilbert sięgnął po ostatnią rzecz, którą przyniósł z pasami. Po małe pudełeczko. Zanurzył palec w śliskiej zawartości.

Roderich myślał, że oszaleje, patrząc na powolne ruchy partnera. Gilbert niespiesznie wysmarował pół palca wskazującego. Cały czas patrzył na Austriaka. Wtedy, gdy zbliżał się do niego. Gdy stawiał pudełeczko obok jego uda, by mieć do niego łatwy dostęp.

Patrzył, kiedy podsuwał kochankowi poduszkę pod biodra, aby wygodniej mu było operować.

Patrzył, robiąc sobie na policzku rysę śliską mazią.

Patrzył, pochylając się i liżąc penisa Rodericha na całej długości.

Patrzył, przykładając palec do jego dziurki.

Uśmiechnął się. Już nie jak dziwka.

Teraz uśmiechał się jak kurwa.

I patrzył, gdy...




Roderich wzdrygnął się gwałtownie, rzucił w pościeli. Był cały spocony, piżama lepiła mu się do ciała. Rozwarł dłonie, dotychczas zaciskane na prześcieradle.

Dyszał ciężko. Spokojnie, to był tylko sen... tylko sen...

Kuźwa, dlaczego tylko sen?

Jęknął, przekręcił się na drugi bok. Całe jego ciało było nadwrażliwe, nawet najmniejsze otarcie tkaniny o skórę wywoływało mrowienie. Wiedział, że jest czerwony na twarzy. I ramionach. I szyi. Powstrzymał się, by nie pomacać torsu w poszukiwaniu łańcuchów.

- Kurwa... - mruknął w poduszkę.

- Znowu koszmary? – zapytał Gilbert. – Jęczałeś...

Roderich odskoczył jak oparzony. Pół metra od niego Prusak leżał na boku, opierając się na łokciu. Jego pozycja i zachowanie wskazywały, że nie spał od dość dawna...

Roderich cisnął w niego wzrokowymi błyskawicami.

- A czy podczas koszmarów się jęczy? – warknął. Już sobie wyobrażał, co Gilbert widział. Co słyszał. – Było mnie obudzić.

Prusak zaśmiał się cicho, melodyjnie. Na jego ustach błąkała się melancholia.

- Wyglądałeś na zadowolonego. Nie chciałem przerywać – odparł.

Roderich przewrócił się na plecy, przycisnął poduszkę do twarzy, by się uspokoić.

- Padły jakieś imiona? – spytał stłumionym głosem.

- Nie. Tylko kilka westchnięć i innych, podobnych dźwięków.

Austriak usiadł, zsunął się z łóżka.

- Dokąd idziesz?

- Do łazienki – burknął Roderich. – Muszę się umyć...

- Mhmm...

Austriak rzucił mu gniewne spojrzenie.

- Nie radzę – mruknął nisko.

Zupełnie jak Gilbert w jego śnie.

We śnie, który ujawnił zbyt wiele.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top