Ostatnia ślina i pierwsze łzy

Delikatnie ujął podbródek Austriaka. Jeszcze raz spojrzał w fioletowe oczy, upewniając się, że Roderich rzeczywiście tego chce.

Chciał – na swój wypaczony, trudny do zrozumienia sposób.

Francis najpierw musnął ustami wargi Rodericha. Odczekał krótką chwilę, po czym zrobił to jeszcze raz. Nie doczekawszy się odmowy, lekko przyssał się do partnera.

Austriak z początku był bierny, lecz po tym ruchu zaczął odwzajemniać gesty. Oparł dłoń o pierś Francisa, łagodnie poruszając palcami. Pozwalał Francuzowi na nadawanie tempa. Nigdy nie czuł się dobrze w roli dominującego.

Francis delikatnie naparł na jego wargi. Pieszczota nabrała tempa, choć daleko jej było do namiętnej walki. Francuz zassał usta Rodericha, puścił je, oblizał czerwień koniuszkiem języka, pytając o wejście.

Roderich stęknął głucho, wpuścił w siebie partnera. Pocałunek stawał się coraz intensywniejszy, ale Francis kontrolował emocje. Robił tylko tyle, na ile pozwalał mu Austriak. Wiedział, że ma w rękach cudzą własność.

Francis przerwał na chwilę, by odsunąć się od przepaści, od której nie oddzielała go nawet barierka. Zacisnął dłonie na talii Rodericha, przemieścił go w głąb platformy i oparł o potężny betonowy słup wspierający sklepienie.

Był w pełni świadom tego, że nadal są widoczni z dołu, a podczas przenosin narobili sporego hałasu.

Nie przejął się tym. Ostrożność nie należała do jego zadań.

Uklęknął przed Roderichem. Złapał go za kolana i spróbował odsunąć je od siebie.

Austriak drgnął.

- Nie chcę się bzykać – zaprotestował cicho. – Prosiłem tylko o pocałunek.

Francis uśmiechnął się lekko. Było w tym coś smutnego.

- Nie tknę cię palcem, jeśli nie będziesz tego chciał – zapewnił. – Ale teraz mi zaufaj.

Roderich skinął głową. Pozwolił rozewrzeć sobie nogi. Francis usiadł tak blisko niego, jak tylko mógł, podkurczając łydki pod siebie.

- Mam kontynuować? – upewnił się.

- Proszę – szepnął Roderich.

Francis ponownie przypieczętował jego usta. Tym razem poczynał sobie śmiało, ale nigdzie się nie spieszył. Jako specjalista wiedział, że pośpiech potrafi zniszczyć każdy czar.

Naparł na Rodericha. Dłońmi ujął jego policzki. Wsunął język do jego ust, lecz tylko na chwilę, by zaraz oblizać nim wargi partnera. Austriak wykazał się refleksem, uchwycił jego język zębami i zassał go w siebie. Francis mruknął z zadowoleniem. Zachłannie wpił się w partnera, jakby chciał wyssać z jego ust wszystkie soki. Nie zapominał o robieniu cochwilowych przerw na oddech, przez co pocałunek zdawał się jeszcze słabiej nasycać – ilekroć Roderichowi wydawało się, że jest blisko rozpalenia ognia pożądania, Francis odsuwał się od niego, by przywrzeć ponownie po kilku sekundach. Znał się na rzeczy, nie chciał podniecić Austriaka, skoro temu chodziło o coś innego.

Mimo takiego założenia Roderich nie protestował, kiedy Francis przeniósł dłonie na jego pierś i zaczął lekko drażnić różowe sutki. Austriak jęknął mu w usta, aktualnie wypełnione dwoma splątanymi językami. Podniósł się do klęczek, nie przerywając pocałunku. Chciał więcej – przynajmniej tak wydawało się Francisowi, który zgodnie z przewidywanym oczekiwaniem nie zrobił kolejnej przerwy na uspokojenie emocji.

Ugryzł Rodericha w wargę. Lekko, by wywołać przyjemny ból. Austriak stęknął, a potem szybko wciągnął powietrze przez nos, gdy Francis zaatakował go nowym, większym pożądaniem. Klęczał, przywierając do umięśnionego ciała. Wybrzuszenia na ich kąpielówkach nie ocierały się o siebie – one do siebie przylegały.

Ten moment wybrał Francis na przystopowanie. Nie potrzeba było mieć jego doświadczenia, by wiedzieć, że jeśli teraz się nie wycofają, może dojść między nimi do bardzo konkretnych rzeczy. Jak tysiące razy wcześniej.

Zwolnił tempo. Ponownie pchnął Rodericha ku filarowi, ale złączył jego nogi i odsunął je na bok. Sam nadal klęczał, pochylając się. Już nie przerywał pocałunku, nie było takiej potrzeby – chwilami ledwo muskali się ustami, w innych momentach delikatnie, wręcz czule ssali swoje wargi, nie odrywając się od siebie.

W końcu pocałunek zmienił się w oddychanie bardzo blisko siebie. Wtedy Francis usiadł na piętach i uśmiechnął się smutno.

- Zadowoliłem cię? – spytał cicho.

- Tak – odszepnął Roderich. – A w zasadzie nie. I o to chodziło.

- Nie rozumiem – przyznał Francuz.

- Bo nie możesz. – Roderich lekko pokręcił głową. – Chciałem sprawdzić, jak na ciebie zareaguję...

Na warzy Francisa pojawiła się troska.

- Kochanie, reagowałeś dokładnie tak, jak zawsze – zapewnił.

Austriak znów zaprzeczył gestem. Zamrugał, przetarł oczy.

- Wierz mi lub nie, ale w szczytowym momencie pocałunku nie byłem nawet w połowie tak podniecony, jak podczas zwykłego leżenia z Gilbertem w łóżku – powiedział na wydechu. – Ale nie mówię o tym brudnym burdelowym pożądaniu, tylko o energii... a raczej CHĘCI dania komuś przyjemności...

Francis uśmiechnął się melancholijnie.

- Bo go kochasz – wyszeptał. – I... nie musisz mi tego tłumaczyć.

Roderich znał Francisa od początku wszystkiego... a teraz po raz pierwszy zobaczył, jak na błękitnych oczach zbiera się warstewka łez.

W instynktownym odruchu pochylił się i scałował słony płyn z powiek przyjaciela. Potem jeszcze cmoknął go w nos.

- Też kogoś kochasz, prawda? – spytał, wracając na swoje miejsce.

Francis zaśmiał się chrapliwie.

- Aż tak to widać? – W jego głosie rezygnacja walczyła z rozpaczą.

- Nie. Ale ja wiem, jak się człowiek zachowuje, gdy nie może być z kimś, kogo kocha... - Zawahał się. – To było wtedy, prawda? To, co ze mną działo się w lipcu... u ciebie wydarzyło się wtedy, gdy przestałeś się ze mną spotykać. Jakoś pod koniec lat dziewięćdziesiątych...

Francis zapłakał rzewnie. Roderich wyciągnął ku niemu rękę, by jakoś go pocieszyć, ale Francuz tylko pokręcił głową.

- Niewiele rzeczy jest w stanie się przed tobą ukryć – wymamrotał, gdy już przełknął łzy. – Tak, Rod, to było wtedy... tylko że nie miałem tyle odwagi, by zrobić to, co ty... Podziwiam cię za to i zazdroszczę. Niestety wiem... że gdybym ja spróbował się zabić... jego by to nie obeszło.

Austriak poczuł, jak serce rozdziera mu się na drobne kawałeczki. Francis, choć specyficzny, był jedną z niewielu osób, które pomagały mu podczas ostatniego załamania. I był zdecydowanie jednym z najlepszych ludzi, jakich Roderich spotkał.

Nie mógł patrzeć na ból Francisa. Zbliżył się do niego i przytulił go mocno, choć trochę nieporadnie. Francuz odwzajemnił gest.

- Bądź szczęśliwy z Gilbertem. Proszę. Skoro możecie, nie marnujcie tego. Nie wszyscy mają tyle szczęścia...

Roderich zanurzył twarz w mokrych jasnych włosach.


(Tak z ciekawości... Napiszcie w komentarzach, kogo podejrzewacie o bycie wielką miłością Francisa. Tak intuicyjnie.)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top