Okulary i fałszywy kosmyk

Samolot wylądował około godziny piętnastej. O szesnastej udało im się wydostać z lotniska. O siedemnastej znaleźli się pod budynkiem gościnnym posiadłości Sadika. Tam przyjęli ich służący.

Goście zamknęli się w swoich pokojach, odświeżyli po podróży i założyli odświętne stroje. Dla Rodericha były to czarne spodnie, ciemnofioletowy płaszcz z białym żabotem i wysokie buty w kolorze gorzkiej czekolady. Kiedyś przepadał za tym strojem, teraz miał wobec niego mieszane uczucia.

Spędził parę minut przed lustrem, stawiając kosmyk na żel. Oczywiście mowa o kosmyku oszukanym – ten prawdziwy nadal krył się pod włosami. Roderich po prostu usztywnił kosmetykiem inny pukiel.

Gdy wyszedł z łazienki, Gilbert był już gotowy. Miał na sobie granatowy mundur spięty w talii skórzanym pasem. Góra marynarki była otwarta, klapy kołnierza przypięte do piersi. Tuż pod szyją, na czarnej koszuli, Krzyż Żelazny. Na nogach wysokie, skórzane, czarne buty na niskim obcasie.

- Idziemy? – zapytał obojętnie.

- Tak – mruknął Roderich, zakładając okulary.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top