Od zawsze i na zawsze
(- Też Cię kocham – szepnął Roderich.)
Gilbert znieruchomiał, Roderich się spiął. Potem łagodnie odsunęli się od siebie na kilka centymetrów.
Spojrzeli sobie w oczy. Austriak już przestał płakać, ale na policzkach wciąż błyszczały mu łzy. Gilbert uśmiechnął się słabo i starł mokrość opuszkiem kciuka.
- Nie wierzę – powiedział, brzmiąc jednocześnie smutno i nieobecnie.
Roderich mocno się w niego wtulił.
- To uwierz.
- Rod...
- Nie – przerwał. – Teraz ja mam ci coś do powiedzenia, a ty mnie słuchaj. – Mówił prosto do ucha Gilberta, tuląc się to jego ciała. – Nie schrzaniłeś wszystkiego.
- Ale już zaczęło być z tobą dobrze... - wtrącił Prusak.
Roderich zaśmiał się cicho.
- Bo byłeś przy mnie. – Odchylił się. Przygryzł wargi i z wielkim wahaniem sięgnął do twarzy Gilberta. Musnął jego policzek, po czym położył dłoń na ramieniu przyjaciela. – A teraz... dopiero teraz zacznie się wszystko układać. Jak nigdy wcześniej. – Zdał sobie z czegoś sprawę. Posmutniał. – Chyba że... nadal chcesz mnie zostawić...
Gilbert ujął jego twarz w dłonie. Stanowczo acz delikatnie.
- Spójrz mi w oczy, Rod – poprosił miękko.
Roderich wykonał polecenie. Uczucia, które zobaczył w czerwieni, odebrały mu dech. Gilbert wcześniej patrzył na niego niezliczoną ilość razy, ale dopiero teraz Austriak ujrzał go prawdziwie. Dopiero teraz Gilbert spojrzał NAPRAWDĘ, podporządkowując się powiedzeniu „oczy są zwierciadłem duszy".
- Nigdy cię nie zostawię – powiedział Gilbert, pochylając się. Oparł czoło o czoło Rodericha. – Nigdy, przenigdy. Teraz, gdy już wszystko wiem, nie odszedłbym od ciebie nawet za wyraźnym poleceniem. Już nigdy się ode mnie nie uwolnisz.
Cmoknął Rodericha w czubek nosa, na co ten zaśmiał się cicho.
- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak wiele razy miałem ochotę to zrobić – mruknął, wtulając twarz w szyję Austriaka.
- Na pewno nie więcej niż ja – odparł Roderich, wsuwając palce w białe włosy.
- Czyżby?
- Tak – szepnął Austriak. – Kocham Cię od zawsze, Gilbert. Dosłownie. Odkąd pojawiłeś się na świecie, nie umiem kochać nikogo innego.
Poczuł, że Prusak się uśmiecha. Gilbert podniósł się i pocałował go w czoło.
- Nareszcie – westchnął teatralnie Francis, który pojawił się równie niespodziewanie, co wcześniej Romano. Stał w uchylonych drzwiach. Jego usta wyrażały czułą radość. – Chodźcie ze mną. Mamy sobie wiele do powiedzenia.
(Serdecznie dziękuję Rotalio za stworzenie tego prześlicznego Orderu u góry. I za to, że mi go wręczyliście ^.^ )
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top