Nadinterpretacja

Gilbert wszedł do głównej sali, zbliżył się do stołu z alkoholami. Stał bokiem do wyjścia, ale przeciąg i tak nawiał na niego słabą woń palonego cygara.

Odwrócił się z butelką piwa w ręce.

Zdębiał.

Roderich – JEGO Roderich – siedział na kanapie, objęty przez Szkota.

I widocznie dobrze się czuł.

Gilbert omal nie upuścił piwa. Czyli się wydało. Czyli już wiadomo, kim była tajemnicza miłość Rodericha. Tylko dlaczego teraz się tulili, skoro Alistor teoretycznie miał nie wiedzieć o uczuciach Austriaka?

To nie było ważne. Gilbert westchnął ciężko. Aha. Przegrał.

Spojrzał raz jeszcze na kanapę. Alistor podniósł wzrok i powiedział coś do Rodericha.

Gilbert wziął butelkę czegoś mocniejszego i powoli powlókł się na górę.

- Twój przyjaciel chyba źle nas zinterpretował – rzucił Alistor, wypuszczając dym z ust.

- Słucham? – Roderich nie widział Prusaka, więc nie zrozumiał uwagi.

Szkot skinął cygarem w kierunku schodów.

- Gilbert nas widział. Nie wyglądał na szczęśliwego.

Roderich wzdrygnął się silnie, spojrzał we wskazaną stronę.

Zasmucił się.

- Powinienem do niego iść.

- Powinieneś.

- I co miałbym mu powiedzieć?

- Prawdę.

- Nie...

- Więc powiedz coś innego. Wyjaśnij.

- Nie rozmawiamy ze sobą...

- To po co chcesz do niego iść?

Roderich westchnął, wcisnął się w oparcie kanapy.

- Kocham go i nie chcę, by był nieszczęśliwy.

- Nie wiem, jak to jest być zakochanym – stwierdził Alistor rzeczowo. – Ale nie sądzę, by polegało to na wzajemnym unieszczęśliwianiu się (co obaj robicie) i niedopowiedzeniach.

Austriak skinął głową.

- Nie polega – zgodził się.

- Więc?

- Do widzenia, Alistorze.

- See ye efter.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top