Komingaut

Stanęli w progu kuchni podczas śniadania. Romano i Antonio zajadali się krojonymi pomidorami w przyprawach. Przekomarzali się przy tym, żartowali, a Hiszpan od czasu do czasu dostawał posiłkiem po twarzy.

Francis grzał dłonie o filiżankę z kawą. Nie spał przez większość nocy. Źle się czuł. I czego by nie robił, nie umiał powrócić do typowego dla siebie stanu radosnej rozpusty.

Mimo smutku, gdy tylko ujrzał przyjaciół, uśmiechnął się szeroko. Gilbert otaczał ramieniem talię Rodericha. Obaj wyglądali na żywszych, zdrowszych i... szczęśliwych.

Plan wypalił.

Gilbert odchrząknął subtelnie.

- Chciałbym przedstawić wam mojego chłopaka – powiedział. Nie umiał powstrzymać czułego spojrzenia na Rodericha.

Romano wyglądał, jakby ktoś trzasnął go patelnią po twarzy. Zastygł z kawałkiem pomidora w uniesionej ręce.

Antonio uśmiechnął się szeroko i od razu zaczął im gratulować. A że pod wpływem bardzo radosnych emocji stracił umiejętność myślenia, gratulował po hiszpańsku.

Francis zamrugał kilkakrotnie, przeganiając łzy. Nie przestawał się uśmiechać.

- Nie wierzę, jak to się stało? – paplał Antonio, poklepując ich po ramionach i przytulając co chwilę. – Od jak dawna...? Dlaczego dopiero teraz...? Czemu nic nam nie powiedzieliście. Czemu muszę dowiadywać się o takich rzeczach od Francisa? Zamierzacie wziąć ślub? Chcecie mieć zwierzęta? Kota, może psa? Osobiście polecam byki, są naprawdę słodziaśne. Gdzie będziecie mieszkać? Jak długo jeszcze zostaniecie? Ej, ale chyba zaprosicie nas na wieczór kawalerski, co?

Roderich tylko wtulał się w ramię Gilberta, czując czerwień na twarzy i nieskończenie miękkie ciepło w sercu.

Prusak rozmawiał z przyjaciółmi i odpowiadał na wszystkie pytania. Mimo to cały czas gładził ukochanego po boku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top