I być blisko

Po kolacji Francis zaprowadził ich do przytulnego pokoju położonego na parterze. Pomieszczenie było nieco wysunięte względem reszty domu, by zapewnić mieszkańcom nieco prywatności.

To był pierwszy sygnał, który odebrał Gilbert. Lecz w przeciwieństwie do swoich reakcji sprzed paru miesięcy, teraz nie miał nic przeciwko poczynaniom gospodarza. Jego uczucia oscylowały między wdzięcznością, niepokojem a ciekawością.

I, oczywiście, troską o Rodericha.

Austriak nie odchodził od jego boku. Nie puszczał też jego dłoni, na której zaciskał palce coraz mocniej z każdą minutą.

Francis zostawił ich w sypialni i wyszedł. Pokój nie był ani duży, ani mały. Południową ścianę oszklono, by pokazywała morze, resztę pomalowano na przyjemny brzoskwiniowy kolor. Pokój w ogóle nie pasował do wystroju reszty domu – tutaj wielkie łóżko wspierał baldachim, na pościeli ułożono kwieciste poduszki, podłogę wyścielały miękkie dywany, lampa zwieszała się z sufitu kryształem i mosiądzem. Wszystko było brązowe, kremowe lub brzoskwiniowe z elementami zieleni, czerwieni i różu.

Gdy tylko zamknęły się drzwi, Roderichowi puściły wszelkie tamy. Niemalże rzucił się na Gilberta, przytulając się do niego mocno.

Gilbert oddał uścisk, starając się sprawiać wrażenie spokojnego. W rzeczywistości wszystko w nim się burzyło, wrzało i krzyczało ze strachu o stan przyjaciela.

- Co się dzieje, Rod? – zapytał cicho. – O co chodzi?

Nie było odpowiedzi. Tylko chude ramiona zacisnęły się mocniej.

- Rod, kochany, nie możesz mi tego robić. Martwisz mnie. Jak mam ci pomóc, skoro nie wiem, co się dzieje?

Austriak zapłakał.

- Chcesz porozmawiać?

Roderich pokręcił głową.

- A powiesz mi chociaż, dlaczego płaczesz?

Znów zaprzeczenie.

- Pozwolisz mi wziąć prysznic?

Protest.

- Chcesz iść spać?

Wahanie. Potem niepewne potwierdzenie, chociaż obaj wiedzieli, że „spać" znaczy tyle co „położyć się, przytulić i być blisko siebie".


(Przepraszam za zwłokę...)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top