Francuskie ciepło

Dźwięk dzwonka był przyjemnie lekki. Po chwili za drzwiami zabrzmiał stukot obcasów.

W progu stanął uśmiechnięty Francis. Miał na sobie luźną białą koszulę, błękitną apaszkę i wąskie dżinsowe spodnie. Złociste, falowane włosy podtrzymywała czerwona wstążka.

- Bonjour – przywitał się. Złożył zgrabny ukłon, cofnął się do korytarza. – Zapraszam, wchodźcie. Jak minęła podróż?

- Wyjątkowo męcząca – odparł Gilbert. – Ron nie najlepiej się czuje. – Wzmocnił uścisk na talii przyjaciela. – Wolałbym go teraz nie zostawiać. Możesz pójść po nasze bagaże? Zostawiłem je przy samochodzie.

Francis nie zadawał pytań; nie zdziwiła go też postawa Austriaka (który opierał się o Gilberta w taki sposób, jakby miał zaraz zemdleć) ani opuchlizna wokół jego oczu. Wrócił po chwili, taszcząc dwie wielkie walizki. Był silny, więc ciężar nie nastręczył mu problemów. Postawił bagaż koło wieszaka na kurtki, zamknął drzwi.

- Nie zdejmujcie butów – powiedział. Nadal się uśmiechał. – Na pewno jesteście głodni. Może lekka przekąska przed snem?

Gilbert spojrzał pytająco na Rodericha. Austriak pokiwał głową na sztywnej szyi.

- Na pewno? – dopytywał Prusak, mocno zatroskany.

- Tak – mruknął Roderich. Wyprostował się nieco. – Muszę jeść.

Gilbert nie protestował, widocznie zadowolony z odpowiedzi. Francis zaprowadził ich do saloniku. Dwie z czterech ścian były oknami balkonowymi; to po stronie południowej pokazywało morze błyskające refleksami księżyca.

Wnętrze domu także urządzono nowocześnie, wszędzie jarzyła się biel zmieszana z ciepłym brązem. Pod zachodnią ścianą stały wielkie donice z kwitnącymi krzewami.

Roderich i Gilbert usiedli na skórzanej kanapie, bardzo blisko siebie. Francis nakrył szklany stół lekkimi przystawkami.

- Częstujcie się – zachęcił. Rozsiadł się na fotelu, błysnął zębami. – Co u was? Dawno się nie widzieliśmy. Tęskniłem za tobą – zwrócił się do Gilberta ze sztucznie płaczliwą nutą w głosie.

Prusak zdobył się na wymuszony uśmiech.

- Nic, co by cię zainteresowało – odparł. – I nie słodź mi tutaj, wiem o tobie i Arthurze.

Roderich wykazał minimalne zainteresowanie.

- O co chodzi? – mruknął w ramię Gilberta.

- Francis znowu spał z Arthurem – odparł usłużnie albinos. – Zawsze, gdy znowu się schodzą, są sobą bardzo zajęci, więc nasz drogi przyjaciel nie miał czasu na tęsknotę. Oszukuje nas – dodał po krótkim namyśle.

- Chciałem być miły – prychnął Francis.

- Lepiej być szczerym niż miłym – zauważył Gilbert. – Ach, przepraszam, zapomniałem. Jesteś romantykiem, zmienianie rzeczywistości leży w Twojej naturze.

Francis wzruszył ramionami.

- To chyba oczywiste. – Sięgnął po ciemnozieloną butelkę stojącą przy świeczniku. – Wina?

- Tak, proszę. Rod? Napijesz się?

- Może odrobinkę...

- Na więcej bym ci nie pozwolił – przypomniał Gilbert. Spojrzał na gospodarza. – Dbaj o to, by Rod nie dorwał alkoholu podczas naszych odwiedzin, dobrze? Staram się go pilnować, ale nie zawsze mi się udaje. A, niestety, nasz przyjaciel nie umie pić.

Francis zachichotał.

- Zupełnie jak Arthur – stwierdził.

- Nadal tu jest? – zapytał Gilbert z cieniem niesmaku.

- Nie. Wyjechał dwa dni temu.

- Dlaczego?

- Znowu się rozeszliśmy.

- Dlaczego?

- Żeby móc ponownie się zejść.

Roderich i Gilbert wymienili spojrzenia.

- Jaki to ma sens? – zdziwił się Prusak.

Francis prychnął.

- Jesteście zbyt przyziemni, by to zrozumieć.

- Pewnie tak.

- Nie ma innej możliwości.

- Zamknij się.

- Też cię kocham, Hans.

Roderich uniósł brew.

- Hans? – powtórzył.

- Nie słuchaj go. – Wyraz twarzy Gilberta wahał się między rozbawieniem a zażenowaniem. – To była taka zabawa...

- Chyba nie chcę słuchać o zabawach tego zboczeńca – mruknął Roderich.

„Zboczeniec" puścił mu oczko.

- Nie miałeś nic przeciwko moim fantazjom, gdy przychodziłeś tu lata temu – rzucił pobłażliwie.

- O tym akurat ja nie chcę słuchać – wtrącił szybko Gilbert. Miał wrażenie, że cały by się zagotował, gdyby przyszło mu słuchać o romansach Rodericha.

- Możesz zatkać uszy – wskazał Francis.

- Sam się zatkaj – burknął Roderich. – Ja też nie chcę, by Gilbert wiedział o... tamtym.

Prusak poważnie się zaniepokoił.

- Czy „tamto" było bardzo złe? – zapytał, bojąc się odpowiedzi.

Roderich spojrzał na Francisa. Poczerwieniał.

Francis tylko się uśmiechnął.

Gilbert odchrząknął.

- Nie chcę wiedzieć... Proszę, nie mówcie mi... - wymamrotał.

Roderich mocno się do niego przytulił. Błędnie ocenił wizytę u Francisa. Dobrze się czuł w towarzystwie Francusa. Luźno. Domowo.

Czuł, że jest mile widzianym gościem.

Gilbert wolną ręką ujął jego dłoń.


Hejooo... *wzdycha* 

Raz jeszcze reklama - mój drugi fanfik nie wzbudził większego zainteresowania. Teraz mi przykro ;-;

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top