Dom niepodobny do jego domu

Odbił się od sprężystej powierzchni. Z trudem odzyskał równowagę. Z początku nie rozumiał, co się stało. Potem spojrzał w górę i z umiarkowanym zdziwieniem uzmysłowił sobie, że wpadł na ogromną dmuchaną zjeżdżalnię

Która stał na środku salonu Gilberta.

Gospodarz wychylił się zza rogu zabawki.

- Chodź, nie krępuj się – powiedział z lekkim uśmiechem. Szerokim gestem objął przestrzeń salonu. – Czuj się jak u siebie w domu.

Źle się w nim czułem. Za nic w świecie nie chciałbym tam wrócić. Niezależnie od tego, co mówiłem Gilbertowi w szpitalu, boję się tego miejsca. Nie chcę wracać. Nie mogę wracać. Ponowne przestąpienie progu by mnie zniszczyło.

Zbyt wiele za nim wspomnień...

Roderich ruszył za Gilbertem. Okrążył dmuchaną konstrukcję. Była to spora zjeżdżalnia podobna do tych, które można znaleźć na festynach rodzinnych we wszystkich miastach Europy. Wylot zabawki kierował się ku drzwiom wyjściowym. Z prawej strony wchodziło się na górę po gumowych czarnych rączkach wpuszczonych w pochylnię. Na szczycie nie było wiele miejsca, co nie przeszkodziło Gilbertowi w umieszczeniu tam stosu dmuchanych materacy.

Roderich nie zadał sobie trudu zapytania o cel zajmowania przestrzeni przez zjeżdżalnię. Już dawno przyzwyczaił się do faktu, że nie rozumie Gilberta. Nigdy go nie rozumiał. Prusak z jednej strony dokuczał mu przez pół życia, niszczył jego relację z Elizabetą i robił wszystko, by go upokorzyć... z drugiej zaś opiekował się nim przez tydzień spędzony w szpitalu, prawdziwie się o niego martwił i wziął go pod swój dach.

Tego nie dało się zrozumieć. Przynajmniej nie na trzeźwo.

Obok zjeżdżalni stał dmuchany basen z kolorowymi piłkami.

Po drugiej stronie ślizgawki Roderich zobaczył ogromny piętrowy kompleks, tęczowy labirynt złożony z plastikowych rur, obitych gąbką pochylni i rozwieszonych między platformami lin - tor przeszkód, marzenie każdego dziecka, zrobiony w dorosłej skali.

- Co myślisz o moim nowym pomyśle? – zapytał Gilbert, wskazując na zabawki.

- Ciekawy – mruknął Roderich bez większego zainteresowania.

Prusak pojął, że nawiązywanie rozmowy nie jest tym, czego Austriak pragnie, więc zaprzestał jego prób. Od tej pory mówił, nie oczekując odpowiedzi.

- Oprowadzę cię – oznajmił Gilbert, kierując się ku ścianie holu, skąd było widać skórzaną narożną kanapę.

Na parter składał się garaż, kuchnia z jadalnią, łazienka, spiżarnia i wielka pusta przestrzeń zajmowana aktualnie przez nowe zabawki gospodarza. Wszystko było tu wielkie i drogie. Roderich zauważył także, iż Gilbert ma słabość do zakrywania narożników. Przykładowo w jego sypialni (mieszczącej się w rogu pierwszego piętra) w kątach stały kolejno: potężna drewniana szafa, ogromne łóżko, biurko z krzesłem oraz drogi zegar z kukułką.

Do jego sypialni przylegała garderoba, z drugiej strony zaś pokój, w którym nocował Ludwig, gdy przyjeżdżał z wizytą. Dalej sala kinowa, łazienka i sypialnia, którą przeznaczono dla Rodericha. Ciąg kończyły dwa bliźniacze pokoje gościnne.

Roderich był tradycjonalistą. Mieszkał w willi, w której wszystkie meble były drewniane, wszystkie podłogi nawoskowane, a praktycznie całe wyposażenie wyciągnięte z osiemnastego wieku. Nowoczesność Gilberta raziła go w oczy. Dosłownie – szklane akwarium stojące pośrodku holu na piętrze oblewało otoczenie niebieskim światłem, pod wpływem którego Roderich musiał mrużyć powieki.

- Tutaj będziesz spał – powiedział Gilbert, przywracając go do teraźniejszości. – Łazienkę masz tuż obok. Jeśli najpierw się rozpakujesz, Meg zdąży przynieść ci coś do ubrania.

Uśmiechnął się niemrawo i ruszył ku schodom, zostawiając Rodericha samego.

Jakby była to jakaś odmiana.

Zgodnie z sugestią Austriak zaczął od rozpakowania tej niewielkiej torby, którą przy sobie miał. Wszedł do sypialni, obojętny na jej wspaniałość. W kącie przeciwległym do drzwi stało pojedyncze łóżko, po lewej narożna kanapa, w trzecim rogu zaś biurko. Pośrodku pomieszczenia z podłogi wyrastała zgrabna drewniana kolumienka, do której przymocowano telewizor na szynach, dzięki którym można było z niego korzystać z każdej strony pokoju.

Wszystkie rzeczy Rodericha znalazły się w maleńkiej szafce nocnej, zajmując zaledwie jedną szufladę. Resztę dobytku miał przywieźć Gilbert w ciągu najbliższych paru dni. Roderich bał się momentu, w którym Prusak przekroczy próg jego domu.

Przecież na drugim piętrze w jego sypialni można było znaleźć kilka zeszytów i listów, które mówią za dużo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top