Czyny za późno pożałowane

Przez następne minuty Gilbert siedział w bezruchu, upodabniając się do posągu. Wydawał się nawet nie oddychać.

Od rzeźby odróżniały go jedynie ubrania i łzy.

Gilbert płakał. Nie ruszał się, jego ramiona się nie trzęsły, ale po policzkach ściekały delikatne srebrne strumyki.

Ból go rozrywał. Każda pojedyncza komórka jego ciała zwęglała się i umierała, lecz mimo swojej śmierci nadal piekła.

Roderich... napisał... te słowa... Roderich – jego przyjaciel, który zawsze wydawał się taki obojętny na własne uczucia – czuł rzeczy, których Gilbert nawet sobie nie wyobrażał. Domyślał się, że gdyby jego udziałem stały się podobne emocje, skończyłby ze sobą o wiele wcześniej niż Austriak.

Nigdy do końca nie rozumiał Rodericha, ale bardzo go lubił i w pewnym sensie szanował. Za jego spokój. Za wewnętrzną siłę. Za równowagę psychiczną i umiejętność radzenia sobie w każdej sytuacji.

Dopiero teraz Gilbert zdał sobie sprawę, że podziwiał talent aktorski przyjaciela. Nic innego, tylko właśnie talent aktorski. Zdolność udawania.

Zdolność OSZUKIWANIA.

Roderich przechodził piekło. Przechodził, ufając, że w końcu z niego wyjdzie. Wierzył, że za kilometrami płomieni znajdzie wreszcie czyste jeziorko pełne chłodnej wody, w którym spędzi resztę życia.

Zamiast tego znalazł się nad jeziorem, przy którym można było zbierać jeżyny. Zamiast spokoju znalazł tabletki i sznur, a potem kroplówkę.

Gilberta najbardziej przybijało to, że był współwinny cierpień Rodericha. On także mógł zostać jego wsparciem. On także mógł załagodzić jego samotność.

On także, podobnie jak wszyscy inni, nie dostrzegł sygnałów wysyłanych przez Austriaka.

On też mógł mu pomóc, a tego nie zrobił.

Mógł go uratować, a nie kiwnął palcem.

Teraz ścisnął głowę przedramionami, jednocześnie zaciskając pięści. Przygryzł usta, poczuł na języku smak krwi.

To moja wina, pomyślał. Gdybym wcześniej zareagował...

Warknął na siebie. Weź się w garść, skurwysynu. Nie zachowuj się jak baba.

Ale jakoś nie mógł opanować łez. Nie potrafił pozbyć się wyrzutów sumienia. Nie potrafił odpędzić się od nienawiści, która zaczęła kiełkować w jego sercu.

Nienawiści do siebie samego.



Wyszedł z willi po ciemku. Zasiedział się. Słońce zdążyło schować się za horyzontem.

W rękach niósł cztery listy w grubych białych kopertach, wiśniowy notatnik oraz dziennik. Żadnego z nich jeszcze nie przeczytał. W zasadzie to rozważał oddanie ich Roderichowi bez czytania.

Gdy wsiadł do samochodu, zauważył, że telefon, który zostawił na przednim siedzeniu, wibruje. Serce podskoczyło mu do gardła, gdy zobaczył, że u dołu ekranu znajduje się informacja o siedmiu wcześniejszych nieodebranych połączeniach.

Szybko wcisnął zieloną słuchawkę.

- Gilbert, czemu do cholery nie odbierasz telefonu?! Wracaj natychmiast! – wrzasnął Ludwig. – Co ci w ogóle strzeliło do łba, żeby zostawiać go samego na tak długo?!

- Co się dzieje? – zapytał Prusak, czując rosnące przerażenie. Już wyjeżdżał z posesji, zostawiając za sobą tumany kurzu.

- Rod znów próbował się zabić! – krzyknął Niemiec. W tle było słychać więcej podniesionych głosów. Ktoś płakał. – Za pięć minut widzę cię w szpitalu!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top