7. Wyglądałeś jak wystraszony kociak
Louis
Nie chciałem mieszać swojego starego oddziału. Tam miałem ludzi, którzy byli świetnie wyszkoleni. Wiedziałem, że mogę na nich polegać, a ci nowi? Zapewne to banda żółtodziobów, którzy zginą przy pierwszej lepszej akcji. Nie chciałem odpowiadać za życie tych chłopców. Byli młodzi i brakowało im doświadczenia. Ale nie miałem wyboru, musiałem przyjąć kilku ludzi.
- Gdzie nowi? - zapytał Thomas, który jak dotąd siedział na łóżku.
- Za godzinę mają tutaj przyjść. - odparłem, siadając obok niego. - Nie jestem co do nich przekonany.
- Tak samo jak my do ciebie na początku. - stwierdził. - Wyglądałeś jak wystraszony kociak, kiedy wrzucili cię razem z nami do helikoptera. Wydawałeś się taki zagubiony, taki...
- Daj spokój. - przerwałem mu. - Mamy zostać tutaj jeszcze dwa dni. Stark mówił coś o jakiejś wrogiej grupie na zachód stąd. Mamy załagodzić konflikt.
- Jak zawsze. - westchnął. - Okropnie wyglądasz z tą raną. - przyznał. - Dzieci płakałyby na twój widok.
- I tak pomimo tej rany jestem przystojniejszy od ciebie. - wytknąłem mu język i popchałem tak, że upadł plecami na łóżko.
- Z czego się śmiejecie panienki? - usłyszałem znajomy głos.
- Z pana porucznika. - odparł. - Myślisz, że zostanie mu blizna?
- Stąpasz po bardzo cienkim lodzie, Thomas. - ostrzegłem.
- Myślę, że tylko doda mu uroku. - stwierdził Nathaniel
- Nie podlizuj się, Frost. - mruknął mężczyzna, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Chłopak tylko się zaśmiał i usiadł na łóżku przed nami. Zaraz mieli podawać śniadanie. Do tego czasu mieliśmy wolne. Czekaliśmy na swoich współtowarzyszy. Mieli jeszcze kilka minut, aby się tutaj stawić.
- Co masz taką minę, Tommo? - zagadnął Frost.
- Martwię się o Lightwooda. Najbardziej oberwał. Myślę, że nie da rady kontynuować misji. Powinni odesłać go do domu. - odparłem.
- Rozmawiałem z nim dziś. - powiedział Thomas. - Ma się dobrze, zanim znów nas wyślą, będzie jak nowy. - kontynuował. - A teraz zjeżdżaj panie poruczniku, chcę się położyć.
Zepchnął mnie z łóżka polowego tak, że upadłem na tyłek. Jęknąłem głośno i spojrzałem na niego z mordem w oczach. Nathaniel tylko się zaśmiał. Podniosłem się ostrożnie i rzuciłem na Thomasa, przez chwilę się z nim siłując. Był znacznie silniejszy niż ja, więc znów zleciałem na ziemię.
- Jestem porucznikiem, Greenwood! - mruknąłem. - Trochę szacunku!
- Jesteś, jesteś. - zaśmiał się. - Ma pan bardzo wygodne łóżko, poruczniku.
- Jak dzieci. - Frost pokręcił rozbawiony głową.
Nie zdążyłem nic powiedzieć, kiedy usłyszałem kroki. Szybko podniosłem się z ziemi i poprawiłem mundur. Grupka osób weszła do namiotu. Byli to ci nowi, którzy mieli się tu stawić. Thomas spojrzał na nich z zainteresowaniem. Podniósł się z łóżka i podszedł do mnie. Zarzucił mi rękę na szyję.
- Na którego masz ochotę, poruczniku? - szepnął mi na ucho.
- Wal się. - warknąłem i wbiłem mu łokieć między żebra.
Zabrał swoją rękę i jęknął cicho, lecz się nie odsunął. Wciąż stał przy mnie. Kazałem żołnierzom zostawić swoje plecaki, ekwipunek i udać się na śniadanie. Po nim planowałem nico poznać swoich ludzi, zanim wyślą nas na akcję. Wszyscy skinęli głowami i zaczęli zajmować wolne łóżka.
- Może tego blondyna? - zapytał Greenwood, wskazując na chłopaka. - Podoba ci się?
- Skoro masz na niego ochotę, to sam sobie go weź. - mruknąłem.
- Nie jestem gejem. - powiedział. - Poza tym mam żonę, która czeka na mnie w domu. Nie doceniasz mojej pomocy.
- Wpychanie innych do mojego łóżka nazywasz pomocą? - uniosłem brwi do góry.
- Kto mówi od razu o łóżku? - przewrócił oczami. - Ale przydałoby ci się, ostatnio chodzisz dziwnie spięty.
- Na pewno wezmę twoją radę do serca. - mruknąłem i przeczesałem swoje włosy.
- A może ten zielonooki, który ci się tak przygląda? - zapytał, wskazując podbródkiem młodego chłopaka.
Spojrzałem w tamtym kierunku. Dwa łóżka dalej, po drugiej stronie stał jeden z nowych żołnierzy. Rzeczywiście patrzył się w naszą stronę. Wydawało mi się, że gdzieś go już widziałem. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, spuścił wzrok na swój plecak. Widziałem lekki uśmiech na jego twarzy.
- Zostaw mnie w spokoju. - westchnąłem. - Spóźnisz się na jedzenie, więc lepiej się pospiesz.
- Rozumiem, że chcesz zostać z tajemniczym zielonookim sam na sam? - poruszył sugestywnie brwiami. - Mnie nie trzeba dwa razy powtarzać.
- Idiota. - uderzyłem go z otwartej dłoni w tył głowy.
Wyszczerzył się szeroko i wyszedł z namiotu. Nathaniel popatrzył na mnie uważnie i podniósł się z łóżka. Podszedł do mnie powolnym krokiem.
- Thomas ma rację, znajdź kogoś na jedną noc i cały stres zniknie. - zaśmiał się i uciekł z namiotu, zanim zdążyłem go uderzyć.
- Jeszcze mnie popamiętacie. - mruknąłem pod nosem. - Koniec z dobrym porucznikiem Tomlinsonem!
※※※※※※※※※※※※※※※※※※※※※※※
Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze!
Dziękuję wszystkim, którzy podjęli się trudu rozwiązania testu.
Porucznik Sieg jest z was dumny, wszyscy zdaliście!
A jako nagrodę przebiegnijcie 10, kadeci! ^^
Odpowiedzi do testu:
1. Cztery
2. Ołówkiem
3. Greg
4. Ashton
5. Szarlotkę
6. Jace'a
7. Jeden
8. Warner
9. Klon
10. Evans
11. Nathaniel
12. W barze
13. Poker
14. Kanapki
15. Emma White
16. Chrapanie Grega
17. Louis, Thomas i Simon Spile
18. Thomas, aby się ogarnął/wziął w garść.
19. Palił
20. Drugą
Dziękuję za gwiazdki i komentarze!
A teraz...
.
.
.
.
Biegiem- marsz!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top