6. Trafiłeś do oddziału bohaterów
Harry
Przebudziłem się w środku nocy. Nie mogłem ponownie zasnąć, więc przekręcałem się z boku na bok. Greg, który miał łóżko obok mnie strasznie chrapał. Schowałem głowę pod poduszkę, ale to nic nie dało. W końcu się poddałem. Usiadłem na łóżku i rozejrzałem po namiocie. Wszyscy spali jak zabici. Odszukałem swoją bluzkę i naciągnąłem ją na siebie. Potem założyłem buty. Ostrożnie wyszedłem na zewnątrz. Było zimno i wciąż jeszcze ciemno. Niektórzy żołnierze sprawowali wartę. Ich zmiennicy ogrzewali się w międzyczasie przy ognisku. Skoro już wstałem, planowałem pójść za potrzebą.
Przechodziłem właśnie obok namiotów, gdy usłyszałem głośny krzyk. Zastygłem w bezruchu i w ciszy się przysłuchiwałem. Pochodził z namiotu, gdzie spali żołnierze, którzy niedawno wrócili z jednej akcji. Rozejrzałem się po okolicy i upewniłem się, że nikt mnie nie widzi. Po chwili krzyk ucichł i teraz słyszałem czyjąś rozmowę.
- Już dobrze. - odezwał się ktoś spokojnym głosem. - Już po wszystkim.
- Nie jest po wszystkim dopóki tkwimy w tym przeklętym Iraku. - usłyszałem nutkę gniewu w tym głosie. - Przepraszam, że cię obudziłem, Thomas.
- Powinieneś się jeszcze przespać, Lou. - powiedział cicho. - Niedługo ranek.
- Nie tylko jego obudziłeś. - odezwał się trzeci głos. - Nie dajesz rady, Tomlinson? - zakpił.
- Dawno nikt ci nie obił mordy, Spile?
- Może czas najwyższy na zmiany? - kontynuował, nie przejmując się słowami innego mężczyzny. - Gdyby nie on, wszyscy by żyli.
- Gdyby nie on, to wszyscy by zginęli. - wtrącił ponownie grubym głosem. - Uratował ci też dupę, gdy jakiś fanatyk rzucił się na ciebie z nożem, a ty byłeś zbyt zajęty ucieczką. Snajper z ciebie taki jak...
- Dość. - usłyszałem cichy głos. - Przestańcie obaj. Skoro nie chcesz służyć w tym oddziale, to poproś o przeniesienie.
- Nie będę się przenosił, sprawię, że ciebie odsuną, a ja zajmę twoje miejsce. - usłyszałem nutkę rozbawienia w tej wypowiedzi.
- Chyba jeszcze śnisz, Simon. - zaśmiał się trzeci mężczyzna.
- Pójdę się przewietrzyć. - powiedział któryś z nich.
Słyszałem szelest i jeszcze jakieś fragmenty rozmowy. Szybko oddaliłem się od tego miejsca. Nie chciałem, aby pomyśleli, że podsłuchiwałem. To nie moja wina, że byli tak głośno. Zniknąłem za kolejnym namiotem.
Gdy wracałem już do siebie, zauważyłem tego samego szatyna z rana. Rozpoznałem go po ranie na policzku, która była teraz zaklejona. Stał niedaleko swojego namiotu. Patrzył się w rozgwieżdżone niebo, wypalając papierosa. Wyglądał na jeszcze bardziej zmęczonego niż wcześniej. Miał potargane włosy. Dzięki płomieniom w ognisku byłem w stanie go dojrzeć. Miał na sobie krótką bluzkę, podobnie jak ja, pomimo tego, że było zimno. Zdawał się być zamyślony. Ostrożnie przeszedłem obok niego. Spojrzał w moją stronę, lecz nic nie powiedział. Dopalił papierosa i wyrzucił go na ziemię, zdeptując. Zanim zniknąłem za rogiem namiotu, jeszcze raz się obejrzałem. Wciąż tam stał.
Nad ranem zostałem obudzony przez Grega. Z cichym jękiem podniosłem się z łóżka. On był już w pełni ubrany, ja dopiero naciągałem na siebie bluzkę.
- Wyglądasz na niewyspanego. - zaśmiał się blondyn.
- Ciekawe dlaczego... - zamyśliłem się. - Może dlatego, że ktoś chrapał jak lokomotywa i mnie obudził?
- To zapewne Eric. - odparł. - Smith tak chrapie.
- Mówiłem o tobie. - przewróciłem oczami i podniosłem się z łóżka.
Zapiąłem dokładnie mundur i przeczesałem włosy rękami. Przed misją je przycinałem. Były krótkie, ale wciąż się kręciły. Blondyn zaśmiał się i klepnął mnie w ramię, wychodząc z namiotu. Ruszyłem za nim. Dziś mieli przydzielić nas do oddziału. Zastanawiałem się, czy dane mi będzie zostać z Gregiem. Przez te dni rzeczywiście go polubiłem. Dobrze by było być z kimś, kogo się zna. Zawsze mógł trafić się jakiś dupek, który uprzykrzałby życie.
Jeden z dowódców przeprowadził zbiórkę. Wszyscy ustawiliśmy się w szeregu. Po chwili dołączyli do nas dowódcy oddziałów. Już ich znałem. Jednego poznałem dopiero wczoraj, lecz ten pierwszy przybył tu razem z nami.
- Porucznik Wayland. - przedstawił się pierwszy z nich.
- Porucznik Tomlinson. - dodał szatyn.
- Wyczytam teraz nazwiska osób, które pójdą ze mną. - powiedział blondyn.
Jace Wayland był porucznikiem, a oprócz tego snajperem. Był wysoki, dobrze zbudowany, jak chyba każdy żołnierz. Wydawał się całkiem miłą osobą. Raz miałem z nim przyjemność rozmawiać. Sprawiał dobre wrażenie. Na pierwszy rzut oka wydawał się groźny i mało kto odważył się do niego odezwać. Prawda była zupełnie inna. Nie miałbym nic przeciwko, gdybym dołączył do jego oddziału.
- Zac Donovan, Ty Jackson, Will Connor, Eric Smith, Jake Robber, Mark Forest, Ted Black, William Darmen, Phoebe Watson, Develop Clance, Greg Star. - wyczytał. - Oraz moi ludzie. Reszta twoja, Louis. - uśmiechnął się lekko.
- Wyczytam, aby nie było wątpliwości. - skinął głową. - Ethan Sivan, Angus Deadman, Scoot Mitchell, Elias Maye, Antony Roonie, Dylan Rosehunter, Seth Viper, Harry Styles, Jack Timon, Casey Schmidt, Alan Diene, Michael Mitch, Peter Kross. Za godzinę macie stawić się przy namiocie numer cztery.
Spojrzałem na Grega, który tylko się uśmiechnął. Gdy pozwolono nam się rozejść, wróciliśmy po swoje rzeczy. Usiadłem na łóżku i westchnąłem cicho. Przyjaciel dołączył do mnie po chwili. Nie chciałem, aby nas rozdzielali.
- Głowa do góry mały. - powiedział blondyn. - Trafiłeś do oddziału bohaterów.
♒ ♒ ♒ ♒ ♒ ♒ ♒ ♒♒ ♒ ♒ ♒ ♒ ♒ ♒ ♒
Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze!
✉ - Jutro czeka was test, kadeci! Nie spóźnijcie się na poranną zbiórkę! ~porucznik Sieg. ✉
Zabierzcie ze sobą:
☑ Długopis z czarnym tuszem
☑ Szczęśliwe ,,majtki kadeta''
☑ Własną wiedzę
☑ Ściągi (o ile ktoś nie posiada punktu powyżej)
☑ Kolorowe zakreślacze
☑ Lupę, lornetkę lub mikroskop (do wyboru)
☑ Naładowaną komórkę (istnieje opcja ,,telefon do przyjaciela'')
Na tego, kto obleje test czeka: ekskluzywna kąpiel błotna przy orzeźwiającym deszczyku, spokojny ,,spacerek'' od świtu do zachodu, miło spędzony czas na robieniu pompek w towarzystwie samego porucznika Siega!
Dziękuję za gwiazdki i komentarze!
🏁🏁🏁100, kadeci! 🏁🏁🏁
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top