5. Nigdy nie obronię wszystkich
Louis
- Ilu was zostało? - zapytał Stark, wpatrując się we mnie intensywnie.
- Ośmioro. - odparłem. - Podporucznik Thomas Greenwood, sanitariusz Arcturus Evans, snajper Simon Spile oraz Nathaniel Frost, saper Nathan Dolan, żołnierz Max Anderson oraz Alan Lightwood.
- Jakim cudem wybili prawie cały oddział?! - podniósł się z krzesła i zaczął nerwowo przechadzać się po namiocie. - Wytłumacz mi to, Tomlinson.
- Mieliśmy raporty i potwierdzenia. - powiedziałem zmęczony. - Zajął się tym nasz najlepszy szpieg.
- Kto? Zawołaj go, chcę z nim pomówić.
- Nie żyje. - mruknąłem, zaciskając dłonie w pięść. - Sierżant Emma White zginęła podczas misji.
Pomyślałem o tej młodej kobiecie. Była najlepsza w swoim fachu. Nigdy nas nie zawiodła. Przez kilka miesięcy naprawdę się ze sobą zżyliśmy. Była dla mnie jak siostra i często rozmawialiśmy. Często śmiałem się, że z nami wytrzymuje. Opowiadała, że jak wróci do domu to w końcu umówi się z chłopakiem, który zapraszał ją od dłuższego czasu na randki. Opowiadała mi o nim. Teraz tak bardzo żałowałem, że nie zdołałem jej uratować. Każdy pojedynczy człowiek był dla mnie jak członek rodziny. Zdarzały się kłótnie i dochodziło do różnicy zdań, ale byliśmy jednością. Przed oczami wciąż miałem obraz tamtej walki. Phil był saperem, wiecznie rozgadany i uśmiechnięty rudzielec. Broniąc Marcusa, dostał kulkę w głowę. Obaj zginęli w krótkim odstępie czasu. Ja trzymałem broń i strzelałem, każąc wszystkim się nie rozbiegać. To była rzeź.
Oprócz zmarłych wspominałem tych rannych. Siedzieli pod namiotem i byli opatrywani. Evans zapewne również pomagał. Był to brunet o piwnych oczach. Na jego twarzy zawsze gościł uśmiech. Nie znosił strzelać z karabinu. Był sanitariuszem i zawsze powtarzał, że jest od naklejania plasterków na zdarte kolanka, niż facetem z bronią. Każdy w oddziale go lubił.
Jego przeciwieństwem był Simon Spile. Średniego wzrostu szatyn o ciemno-zielonych oczach i wąskich wargach. Był podstępny i żądny sławy. Wstąpił do wojska żeby zaspokajać swoją chęć mordu. Ciągle miałem z nim jakieś problem. Był samolubny i chamski. Mogłem zarzucić mu wiele, ale zawsze bezbłędnie wykonywał wszystkie zlecenia. Najlepszy snajper. Czasami bałem się, że pewnej nocy we mnie strzeli, a był do tego zdolny.
W oddziale mieliśmy jeszcze jednego świetnego strzelca wyborowego. Był znacznie milszy niż Spile. Nathaniel Frost był dla mnie jak starszy brat. Posiadał brązowe włosy, które zawsze rozwiewał wiatr. Podczas ostatniej walki uratował mój tyłek. Gdyby nie on, leżałbym bez ducha na placu wśród swoich poległych kompanów.
Kolejną bliską mi osobą był Thomas Greenwood. Był podporucznikiem. Jako nieliczny potrafił mi się sprzeciwić. Mówił prosto z mostu i często sprowadzał mnie na ziemię. Dbał, abym się wysypiał. Gdyby nie on, to chodziłbym jak zombie. Miałem za dużo spraw na głowie, aby odpoczywać, ale on zawsze mi pomagał. Dzięki niemu jeszcze się trzymałem.
Do bazy wrócił tylko jeden z saperów. Nathan Dolan to wysoki, szczupły brunet o szarych oczach. Był ode mnie młodszy. Niesamowicie przystojny. Zawsze miły, pomocny i szczery. Nie wiedziałem o nim za wiele. Potrafił zarażać optymizmem i uśmiechem. Kochał jeść i czasem żartowaliśmy sobie z niego, że zje całe nasze zapasy.
Zostało jeszcze dwóch moich przyjaciół. Max Anderson oraz Alan Lightwood. Pierwszy z nich to zwykły żołnierz. Wysoki i dobrze zbudowany. Kruczo - czarne włosy zawsze odstawały na wszystkie strony. Był bardzo mądrym mężczyzną. Nie raz zanudzał nas opowieściami o swojej sąsiadce Lukrecji, która mu się bardzo spodobała. Nie ma innej pracy poza wojskiem. Nie pije ani nie pali. Żołnierz Alan Lightwood to wysoki brunet o niebiesko zielonych oczach. Był cichy i spokojny. Rzadko się udziela. Alan miał 25 lat, prawie tyle co ja. Nie miał zbyt wielu znajomych, nawet nie wspominając o przyjaciołach. Trzymał się raczej na uboczu. Był spokojny, inteligentny i bystry.
- Cóż... - westchnął. - Bardzo mi przykro. Możecie odejść, jutro przydzielę wam ludzi.
- Tak jest! - zawołałem i wyszedłem z namiotu.
Ponownie poszedłem do swoich ludzi. Wyglądali już trochę lepiej. Alan miał właśnie bandażowane ramię. Popatrzyłem w niebo. Zaczynało się powoli ściemniać.
- Odpocznijcie dziś. - powiedziałem. - Niedługo znów nas gdzieś wyślą.
- Jak twoje kolano? - zapytał Thomas, patrząc na mnie uważnie.
- W porządku. - stwierdziłem. - Już nie boli, tylko musiałem się w nie uderzyć, gdy upadałem.
- Niech Evans rzuci na to okiem. - uparł się.
- Ma ważniejsze sprawy na głowie. - mruknąłem i skierowałem się przed siebie.
Udałem się do czwartego namiotu. Miejsc do spania było o wiele za dużo, niż nas rzeczywiście było. Tak bardzo chciałbym, aby ten dzień się skończył, aby okazał się snem. Ale był pieprzoną rzeczywistością i takich dni jak ten będzie jeszcze kilka. Nieważne jak bardzo bym się starał, nigdy nie obronię wszystkich. Ktoś zginie, aby inny mógł żyć.
✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼✼
Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze!
Nareszcie weekend :D
Rozdział dedykuję mojej ukochanej Marlena1999 ❤
Wie, kiedy zrobić pobudkę porucznikowi (wcale nie w pół do drugiej w nocy XD) ^^
Co powiecie, aby zrobić niedługo pierwszy test? o.O
Dziękuję za gwiazdki i komentarze!
Zostałam poproszona o to, więc: zapraszam do zajrzenia na profil: Hiena_Cmentarna
Dziś bez pompek ani biegów. Przygotujcie się do testu kadeci :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top