39. On tylko zasnął
Drugi rozdział na dziś!
Harry
- To nie jest dobry pomysł. - pokręciłem głową, gdy w końcu się zatrzymaliśmy.
Spojrzałem na mały domek i poczułem, jak robi mi się słabo. Nie dam rady tam wejść. Nie spojrzę im w oczy. To za dużo.
- Jay chciałaby cię poznać, Harry. - powiedział cicho Niall. - Wczoraj sam chciałeś pojechać, wiem, że się boisz, ale...
- Przepraszam, chyba nie dam rady. - dodałem. - Przepraszam.
- Przemyśl sobie to na spokojnie, mamy czas. - wtrącił się Zayn. - Gdy będziesz gotowy, dopiero wyjdziemy. Chcesz pobyć sam?
- Nie. - odparłem. - Dajcie mi chwilkę. - poprosiłem.
Pokiwali głowami w zrozumieniu i nic się nie odzywali. Siedzieliśmy w samochodzie przed domem Tomlinsonów. Wczoraj wydawało mi się, że jestem gotowy na to spotkanie, a teraz? Bardzo się boję. A jak mama Lou obwini mnie o jego śmierć? Nie... Nie mogłaby tak myśleć, prawda?
Nabrałem głęboko powietrza i wypuściłem je ustami. Zamknąłem na chwilę oczy i zacząłem myśleć o Louisie. On był taki dzielny, a ja histeryzuje przed spotkaniem z jego matką. To tylko kobieta, która... straciła swoje dziecko i jest jej dwa razy ciężej niż mnie.
- Chodźmy. - powiedziałem, otwierając jako pierwszy drzwi.
Jeśli będę tu dłużej siedział, na pewno się rozmyślę. Nie chcę zachowywać się jak dzieciak. Mężczyźni wysiedli z samochodu i mulat mógł go zamknąć. Niall podszedł do mnie i uśmiechnął się, dodając mi otuchy. Ruszyliśmy w kierunku budynku. Malik nacisnął dzwonek i po chwili usłyszeliśmy kroki. Drzwi otworzyła nam młoda dziewczyna.
- Hej, Lottie. - przywitał się Niall. - Jesteśmy.
Odsunęła się i zaprosiła nas do środka. Ściągnąłem buty i ruszyłem za chłopakami do salonu. Na kanapie siedziała kobieta. Nasza obecność dopiero ją uświadomiła, że ktoś przyszedł. Chyba nie słyszała dzwonka. Prześledziła wzrokiem chłopaków, aż w końcu jej wzrok padł na mnie. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Podniosła się z kanapy i podeszła do nas.
- Ty musisz być Harry. - powiedziała cicho. - Lou często o tobie pisał. - zaczęła. - Jestem Jay.
- Miło panią poznać. - niepewnie uścisnąłem jej rękę, którą mi podała.
- Dziękuję ci.- szepnęła, czym mnie całkowicie zaskoczyła. - Dziękuję ci, że dla niego byłeś.
Po tych słowach się rozpłakała. Podszedłem bliżej o krok i po prostu ją przytuliłem. Czułem, że tak trzeba. Zaciekawione siostry Louisa zaczęły schodzić się do salonu, ale Niall zabrał je stąd razem z Zaynem, prosząc je o chwilkę dla swojej mamy.
- Pani syn był bardzo dzielny, wiele razy mnie uratował. - mówiłem drążącym głosem. - Był wspaniałym człowiekiem.
- Zawsze się o wszystkich troszczył. - powiedziała po chwili. - Zachowywał się tak, jakby chciał uszczęśliwić cały świat, nie bacząc na siebie.
- Był aniołem. - dodałem szeptem, a kobieta skinęła głową.
Dopiero po chwili się mnie puściła i prosiła, abym usiadł na kanapie. Po kilki minutach wszedł Zayn z dwoma kubkami herbaty, które odłożył na stoliku przed nami. Powiedział, że będą na górze z dziewczynkami. Chcieli dać nam czas na rozmowę. Oboje tego potrzebowaliśmy.
- Strasznie zawróciłeś mu w głowie, Harry. - powiedziała, gdy upiła nieco herbaty. - Gdy o tobie pisał, rozpisywał się na kilka stron. Nigdy nie widziałam, aby był taki szczęśliwy jak z tobą. Bardzo cię kochał. Dziękuję, że zdecydowałeś się nas odwiedzić. Bardzo chciałam cię poznać.
- O pani i siostrach też dużo mówił. - zacząłem. - Chciał mnie pani przedstawić.
- Mów mi po prostu Jay, Harry. - uśmiechnęła się i starła chusteczką łzę z policzka.
Potem przez długie minuty wspominaliśmy o szatynie o tym, jakim był dobrym synem i bratem oraz porucznikiem. Opowiadałem o misjach, jakie razem przeszliśmy, o wspólnych chwilach. Co jakiś czas pojawiały się łzy, których ani ja, ani Jay nie potrafiliśmy powstrzymać. To bolało, ale aby ruszyć dalej, było to niezbędne.
- Wiem, że to dużo o co chcę cię prosić, ale... mógłbyś powiedzieć jak zginął Lou? Nie chcieli mi nic powiedzieć, a ty byłeś... - dodała. - Jeśli nie jesteś gotowy, to w porządku, zrozumiem...
- Louis chronił cały oddział, Jay. Był odważny, dumny aż do śmierci. On... zasnął na moich kolanach. Jak wrócił od... od nich... - pokręciłem głową, próbując dobrać odpowiednie słowa. - Śpiewałem mu piosenkę i trzymałem za rękę. On... uśmiechnął się delikatnie i zasnął... po prostu zasnął. Nie cierpiał już dłużej, Jay. On tylko zasnął.
I nie wiem kto bardziej potrzebował pocieszenia. Byłem w totalnej rozsypce. Przypomniała mi się tamta sytuacja. Uścisk jego poparzonej dłoni, lekki uśmiech, spokój na jego twarzy, a potem odszedł. Dłoń zrobiła się wiotka i nie był w stanie mnie dłużej ściskać, ja to robiłem. Trzymałem go do końca, aby wiedział, że przy nim jestem. On po prostu zasnął.
♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣
Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje/wilczki!
Został mi do napisania ostatni (48) rozdział PUD ^.^
Naprawdę cieszę się, że to czytacie ♥♥♥
Dziękuję za gwiazdki i komentarze!
Do następnego! Xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top