30. Znowu oni...
Louis
Podniosłem się do pozycji siedzącej. Kręciło mi się trochę w głowie i czułem, jakbym miał Saharę w ustach. Potrzebowałem chociaż kropelki wody. Harry uważnie mi się przyglądał. Próbowałem nie dać po sobie nic poznać, ale okropnie bolało mnie całe ciało. Wczorajsze ,,przesłuchanie'' było dosyć bolesne. Pytali mnie się w kółko o coś, o czym nie miałem zielonego pojęcia. Nie znałem wszystkich siedzib wojskowych w tym kraju. O kilku wiedziałem, ale nie mogli się o nich dowiedzieć. Nawet przed tym jak mnie zabrali nie czułem się za dobrze. Przy pierwszej próbie ,,odświeżenia'' mi pamięci zwymiotowałem na buty jednego z nich. To chyba bardziej go rozzłościło niż moje milczenie.
- W porządku? - zapytał Nathaniel.
Spojrzałem na niego i skinąłem głową. Cały oddział, a raczej garstka która z niego została, przypatrywała się mi w skupieniu. Najgorsza była bezsilność. Byliśmy zdani na łaskę wroga. Wiedziałem, że jesteśmy straceni. Nie chciałem tego mówić, chociaż pewnie i tak każdy z nich to podejrzewał. Gdyby moja śmierć uratowałaby ich wszystkich, nie zastanawiałbym się ani chwili.
- Przepraszam, że was zawiodłem. - powiedziałem cicho, starając się ignorować drapanie w gardle.
- Zrobiłeś wszystko jak należy, Tomlinson. - głos zabrał Spile. - Wszystko. Nie zrobiłbym tego lepiej.
Uśmiechnąłem się, ale rozcięta warga dała o sobie znać. Sięgnąłem po dłoń zielonookiego. Uścisnąłem ją pocieszająco. Styles był strzępkiem nerwów. Czułem jak niemal przepala mnie wzrokiem. W zielonych tęczówkach widziałem lęk i obawę. Ten dzieciak nie powinien się tu znaleźć. Co z tego, że był tylko kilka lat młodszy? Dla mnie zawsze pozostanie roześmianym i nieśmiałym Hazzą.
- Sprawdzaliście pomieszczenie? - zapytałem.
- Kilka razy. - odpowiedział Seth. - Gdy tylko wzeszło słońce, zrobiliśmy to jeszcze raz. Oprócz tych małych szczelin nie ma drogi na zewnątrz, chyba, że przez te drzwi. - pokazał na drewnianą powłokę przez którą niedawno przechodziłem.
- W porządku. - skinąłem głową. - Jakakolwiek broń? Nóż?
- Zabrali wszystko. - odezwał się Styles. - Przeszukali nawet ciebie.
- Na pewno kogoś po nas przyślą. - powiedział pewnie Max. - Pewnie już wiedzą o naszej porażce i idą nas odbić.
Te słowa zawisły w powietrzu. Nikt się nie odezwał. Stracili już chyba nadzieję. Byliśmy tu dopiero drugi dzień. Nie było najgorzej.
- Pewnie, że tak. - odparłem. - Do tego czasu musicie wytrzymać chłopcy.
Przez resztę dnia nic się nie działo. Trochę rozmawialiśmy, ale nie miałem siły na dalszy dialog. Wtuliłem się w bok Hazzy i przymknąłem oczy. Styles siedział cicho i rzadko się udzielał. Skupiony był na delikatnym gładzeniu moich pleców lub przeczesywaniu karmelowych kosmyków włosów, gdy przysypiałem. Co jakiś czas balansowałem na granicy snu a rzeczywistości. Nie mogłem nic na to poradzić.
- Nie jest dobrze. - usłyszałem strzępek przyciszonych rozmów, rozpoznając głos Sivana.
Nie otwierałem oczu i udawałem, że śpię. Wiem, że nie powinienem tak robić, ale nie chciałem, aby przerywali.
- Jest słaby. - dodał Harry. - Zaczął się pocić.
- Potrzebujemy wody. - dodał lekarz. - Inaczej wszystkich nas wykończą.
- Chcą informacji. - odezwał się Simon. - Nie skończą z nami tak szybko. W końcu musi ktoś do nas przyjść.
Poruszyłem się nieznacznie i rozmowa ucichła. Podniosłem się z kolan Stylesa, z których ostatnio zrobiłem sobie poduszkę. Nie powinienem spać. Nie tylko ja byłem zmęczony, wszyscy byli.
- Jak się czujesz? - zapytał Harry z troską.
- W porządku. - odparłem, ignorując zawroty głowy. - A jak wy sobie radzicie chłopcy?
- Jest dobrze. - zapewnił Ethan.
Skinąłem głową i wzrok wbiłem w ścianę przede mną. Zaczęli o czymś rozmawiać, ale nie skupiłem się na tym. Zacząłem się zastanawiać jak radzi sobie moja rodzina. Nawet z moją pomocą nam się nie przelewało i ciągle brakowało na rachunki. Co zrobią gdy dowiedzą się o mojej śmierci?
- Lou? - z rozmyślań wyrwał mnie Harry.
- Hm? - spojrzałem na niego pytająco.
- Zapytałem się, czy jesteś zmęczony. - powiedział, uśmiechając się lekko. - Możesz się na mnie położyć.
- W porządku, poduszeczko. - zmusiłem się na nikły uśmiech. - Muszę iść do toalety, mamy tu coś takiego?
Podparłem się ściany i próbowałem się podnieść. Harry zerwał się ze swojego miejsca na podłodze i pomógł mi stanąć na własne nogi. Poklepałem go po ramieniu i chciałem dać krok, ale zawroty głowy były silniejsze.
- Pomogę ci Lou. - powiedział cicho.
- Umiem chodzić. - oburzyłem się. - Ja tylko...
- To w porządku, poruczniku. - odezwał się po chwili.
Spojrzałem na pozostałych, lecz nikt na nas nie patrzył. Wzrok wbijali w ziemię i udawali, że nie widzą tego, jaki bezużyteczny jestem. A przecież byłem, nie potrafiłem dać ani jednego kroku bez pomocy Stylesa. Zacisnąłem usta i pozwoliłem się podprowadzić pod najdalszy kąt, gdzie chłopaki zrobili sobie toaletę.
- Sam potrafię się wysikać! - warknąłem, gdy Harry zasugerował małą pomoc z rozpięciem rozporka.
Dlaczego robią ze mnie debila? Przecież nic mi nie było! Jedynie trochę się zmęczyłem, ale to pewnie przez przeziębienie. Zawsze wtedy boli mnie głowa i świat wiruje. To było bardzo żenujące. Po chwili ruszyliśmy na miejsce. Max chodził po pomieszczeniu mrucząc coś pod nosem, czym denerwował Simona. Chciałem znów położyć się spać, ale usłyszałem otwierane drzwi. No tak, znowu oni...
><><><><><><><><><><><><><><
Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje/wilczki!
Dziękuję, że wciąż czytacie ten ff! ♥♥♥
Możecie pisać swoje opinie odnośnie tej pracy na twitterze, wszelkie pytania itp. ^.^
Hasztag: #wilczkiDS
Zapraszam również na Hell or Heaven ~ Larry
Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥
Do następnego! XxX
><><><><><><><><><><><><><><
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top