26. Nie ma to jak poranny trening, prawda?


Harry


- Wstawaj, Harry.  - usłyszałem swoje imię i otworzyłem oczy.

Przy mnie leżał szatyn. Opierał się na łokciu i patrzył na mnie uważnie. Uśmiechnął się i odgarnął kosmyk moich włosów. Nachylił się i złożył pocałunek na moim czole. Mruknąłem cicho i oddałem się pieszczocie. Sięgnąłem dłonią i wplątałem palce w jego puszyste karmelowe włosy.

- Musimy już wstawać? - mruknąłem niezadowolony.

- Mamy misję, Hazz. - westchnął. - Chciałbym zostać tutaj z tobą i chętnie powtórzyłbym to, co robiliśmy w nocy, ale nie możemy.

- Jeszcze pięć minutek? - spróbowałem.

Poniosłem się odrobinę i złączyłem nasze wargi razem. Mruknął zadowolony i pogłębił pocałunek, wkradając językiem do mojego wnętrza. Odwróciłem nas i teraz siedziałem na nim. Nie przeszkadzało mu to. Zaśmiał się cicho, gdy przeniosłem usta na jego szyję. To tam miał czuły punkt. Lubiłem to wykorzystywać. Byliśmy bez ubrań. Wczoraj w nocy ledwo co oderwaliśmy się od siebie, by je zdjąć. Louis był niezwykle zaborczy. Chciał znów mnie zdominować, co mu się nie udało. Tej nocy to ja się nim zająłem. Uwielbiałem słuchać jego głośnych jęków i sapnięć. Był wtedy jak mały kociak. Taki podatny na pieszczoty i spragniony. Chyba za bardzo go wymęczyłem, ponieważ po kilku razach zasnął jako pierwszy. Przykryłem go kocem i pozwoliłem mu spać.

Teraz to on  pierwszy się obudził i ja też musiałem. Nienawidziłem tego, że po raz kolejny gdzieś nas wysyłają. Poczułem  jak złapał za moje pośladki. Zaczął je ugniatać i ściskać. Poruszyłem się, ocierając o jego krocze. Szybko zrobił się twardy, lecz nie tylko on.

- Poradzimy coś na to? - zamruczał kusząco.

- Więc do dzieła, poruczniku. - uśmiechnąłem się szeroko.  - Bądź grzecznym chłopcem i rozszerz nóżki.

- Tym razem to twoja kolej na to, skarbie. - zauważył.

- Chyba nie będziemy się o to kłócić, słoneczko. - powiedziałem.

- Ja chcę być na górze. - mruknął.

- Nie ma sprawy. - złożyłem pocałunek na jego skroni i przekręciłem nas tak, że teraz on na mnie leżał. - O to chodziło Boo?

- Teraz ty rozszerz nóżki, Hazz. - powiedział. - Odpowiednio się tobą zajmę.

- Pozwoliłem ci być na górze, ale nie mówiłem, że będziesz dominował. Możesz mnie ujeżdżać, poruczniku. - szepnąłem cicho.

- Hazz... - popatrzył na mnie groźnie.

- Boo... - skarciłem go spojrzeniem.

- Ugh - jęknął. - Dlaczego muszę tobie ulegać? Co ty ze mną robisz, dzieciaku?

- Bo mnie kochasz, sardynko. - zauważyłem. - A teraz cię rozciągniemy.

- Po wczorajszym nie ma takiej potrzeby. - powiedział.

- Tylko za głośno nie krzycz. - mrugnąłem do niego.

Rozprowadziłem  ślinę na swojej sterczącej erekcji i umieściłem dłonie na jego biodrach. On sam oparł się na mojej klatce piersiowej. Uniósł się, opuszczając po chwili w dół.  Powoli się na mnie nabił. Jęknął cicho i  się skrzywił.

- W porządku, poruczniku?

- Jak najbardziej. - sapnął, gdy opuścił się całkowicie w dół. - Daj mi chwilkę.

Pogładziłem go po biodrze. Czekałem aż się rozluźni. Dopiero potem zaczął unosić się i opadać. Pomagałem mu w tym. Po kilku minutach doszedł na nasze brzuchy. Sam po kilku ruchach doszedłem w szatynie. Opadł na mnie i przytulił się.

- Nie ma to jak poranny trening, prawda? - zaśmiałem się.

- Mógłbym mieć taki codziennie, ale mój tyłek raczej nie jest tego samego zdania. - jęknął. - Dziś znowu będę chodził jak kaczka.

- Urocza kaczuszka, tylko moja. - uśmiechnąłem się i zacząłem zataczać kółeczka na jego plecach.

- Musimy się już zbierać. - westchnął. - Chodźmy się umyć i coś zjeść.

- Jestem zmęczony. - mruknąłem.

- A co ja mam powiedzieć? - zawołał. - Zbieramy się, Styles.

Poklepał mnie po policzku i się podniósł. Po toalecie i szybkim prysznicu byliśmy gotowi. Poszliśmy do stołówki, gdzie kilka osób z naszego oddziału wciąż spożywało swoje śniadanie. Zajęliśmy miejsca przy jednym stoliku. Z drobnymi uśmieszkami na ustach zaczęliśmy jeść.

- Widzę, że kolejna nieprzespana noc, chłopcy. - powiedział Nathaniel.

Dopiero teraz zwróciłem uwagę obok kogo usiedliśmy. Chyba gorzej już się nie dało. Starałem się ignorować Frosta, ale sięgnął przez cały stolik, aby złapać mnie za kołnierzyk i zajrzeć za bluzkę.

- Zgłupiałeś? - warknąłem, gdy rozlałem przez niego herbatę.

- Widzę więcej oznaczeń, czyli nie próżnowaliście. - zaśmiał się tylko. - Sądząc po wyrazie twarzy Boo, nie mogę się mylić.

- Nathaniel... - westchnął tylko Tomlinson i skupił na jedzeniu.

Faktycznie miał ogromne rumieńce i starał się na mnie nie patrzeć. Pomimo tego i tak przyłapywałem go na ukradkowych spojrzeniach. Mój ukochany porucznik.


><><><><><><><><><><><><><><

Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje/wilczki!

Mogą zdarzyć się błędy i powtórzenia, ponieważ rozdział sprawdzany na szybko ;)

Miłego dnia! ♥

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego XxX

><><><><><><><><><><><><><><


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top