25. Nigdy nie zostawiaj pełnego talerza


Harry


- To może ty mi powiesz co tam się w nocy działo? - zapytał Nathaniel.

Gdy tylko Louis udał się w stronę budynku dowodzenia, szatyn przyczepił się do mnie. Lubiłem go, ale czasami był nieznośny. Jak teraz. Od kilku minut męczył mnie z tym, abym opowiedział mu o nocy spędzonej z porucznikiem.

Westchnąłem teraz i spojrzałem na niego zmęczony. Myślałem, że chociaż przy jedzeniu da mi spokój. Nadzieja matką głupich. Poszedł za mną.

- Było wspaniale. - odparłem.

- A coś więcej?

- Fantastycznie? Idealnie?

- Harry! - mruknął. - Nie udawaj.

- Nie będę ci opowiadał o naszym seksie, Nath. -  popatrzyłem na niego uważnie.

- Ugh... - wydał z siebie odgłos irytacji i zajął jedzeniem.

- Jeśli chcesz wiedzieć jak to wygląda, to naprawdę prześpij się z kimś. - zaproponowałem.

- Jestem hetero! - zawołał.

- Czasami cię nie rozumiem. - westchnąłem.

Zająłem się jedzeniem. Było o wiele lepsze niż suchy prowiant, który jedliśmy będąc na misji. Tam nie rozpalisz ogniska i nie upieczesz kiełbasek. Jedzenie w puszkach w sumie nie było takie złe, ale tęskniłem za domowymi potrawami. Chętnie zjadłbym pieczeń mojej matki. Planowałem po misji zaprosić do siebie Louisa. Zaprosiłbym go na kolację, aby poznał moją siostrę i matkę z którymi bardzo dawno się nie widziałem. Byłem pewien, że od razu wzbudziłby sympatię domowników. Szatyn był najwspanialszą osobą, jaką poznałem.

- Zaraz wracam. - powiedział Jack, który siedział przy tym samym stoliku.

- Popilnuję ci jedzenia! - zawołał Frost.

Gdy tamten odszedł, Nathaniel podmienił tace. Na tej swojej został tylko groszek. Teraz oprócz tego miał klopsiki. Popatrzyłem na niego karcąco. Tylko wzruszył ramionami. Złapał za widelec i zaczął jeść.

- Jesteś niepoprawny. - westchnąłem.

- Pierwsza zasada w wojsku: Nigdy nie zostawiaj pełnego talerza.

- Pierwsze słyszę o takiej zasadzie. - zaśmiałem się.

- No widzisz. - uśmiechnął szeroko i wpakował widelec do ust. - A ty nie potrzebujesz do łazienki czy gdzieś pójść?

- A co? Chcesz popilnować mojego jedzenia? Nie, dziękuję...

- Lou cię woła. - wskazał na punkt za mną.

Odwróciłem się i zauważyłem, że nikogo tam nie było. Szatyn za to z satysfakcjonującym uśmiechem spożywał moją porcję.

- Nie udław się. - mruknąłem.

Położyłem widelec na tacy i czekałem, aż ten głodomór zje wszystko.

Gdy Max przyszedł, wstaliśmy od stolika. Nagle Frost musiał pilnie stawić się u generała X, a przynajmniej tak powiedział. W rzeczywistości uciekł z pomieszczenia, zanim Anderson by go dogonił. Ruszyłem za nim.

- Chyba zyskałem wroga. - zaśmiał się.

- Nawet dwóch. - zauważyłem. - Moje jedzenie też zjadłeś...

- Dbam po prostu o twoją formę. - powiedział, wzruszając ramionami. - Chyba nie chcesz przytyć.

- Sugerujesz, że jestem gruby?

- Nie... - zaczął gorączkowo machać rękami. - I tak od seksu się chudnie.

Zmrużyłem na niego oczy. Musiałem znosić go jeszcze przez kilka godzin. Nigdzie nie widziałem Tomlinsona. Zapewne wciąż go przetrzymywali u dowództwa. Pewnie i nas wezwą, gdy wszystko obgadają. Usiadłem pod budynkiem i oparłem się o  ścianę. Szatyn poszedł w moje ślady.

- Myślisz, że ile jeszcze tu będziemy? - zapytał.

- Pewnie jutro nas wyślą. - odparłem.

- To dziś w nocy znów nie dacie nam pospać, co?

- Nawet nie zaczynaj. - ostrzegłem.

- Zrobiłeś się taki marudny jak Tommo. - mruknął. - Ale i tak was lubię. Jesteście w porządku.

- Dzięki Nath, ale teraz wybacz.

Wstałem z ziemi i ruszyłem za potrzebą. Po skończeniu toalety umyłem ręce i przemyłem twarz. Przejrzałem się w lustrze i zauważyłem, że moje włosy były dłuższe. Przydałoby się je podciąć. Oprócz tego spostrzegłem na mojej szyi malinki. To akurat była sprawka Tomlinsona. Wczoraj za bardzo go poniosło. Zaczął mnie oznaczać twierdząc, że każdy musi wiedzieć do kogo należę. Teraz musiałam się z tym ukrywać. Nie sądzę jednak, że nikt tego nie zauważył. Teraz wiedziałem, czemu rano Nathaniel tak mi się przyglądał, gdy zakładałem bluzkę. Nic mi jednak nie powiedział.

Wyszedłem  z pomieszczenia i wróciłem do Nathaniela. Czekał już na mnie pod drzwiami. Powiedział, że nas wezwali. Mieli pokazać  z czym przyjdzie nam walczyć. Dołączyliśmy do chłopaków chwilę później. Tomlinson siedział przy stole na przodzie. Przed sobą miał teczki z dokumentami. Pochylał się nad nimi w skupieniu. Spojrzał tylko na chwilę, aby zobaczyć kto przyszedł. Wraz z Nathanielem usiedliśmy na końcu. Jakiś mężczyzna wyświetlił coś na tablicy i laserem wskazywał ważne informacje. Mieliśmy widok na miasto i budynki. Pokazywali dobre punkty obserwacyjne i najlepsze miejsca do ataku. Co jakiś czas któryś z mężczyzn zadawał pytania. Najbardziej udzielał się Simon.

Zamiast na tablicę wpatrywałem się w szatyna. Louis ciągle coś pisał. Gdy skończył, podeszła do niego kobieta w mundurze i zabrała teczki. Po kilku godzinach byliśmy wolni i mogliśmy odpocząć. 

- To prawdopodobnie wasza ostatnia lub przedostatnia misja, chłopcy. - dodał na zakończenie


******************************************

Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje/wilczki!

Miłego dnia, żołnierze!

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

Do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top