23. Na wojnie wszystko może się wydarzyć


Harry


- Gotowy? - zapytałem, klęcząc między jego nogami.

- Bardziej już nie będę. - odparł.

Patrzył na mnie uważnie, zaciskając mocno pięści. Już był bardzo zestresowany, a jeszcze nic takiego nie zrobiłem. Położyłem dłoń na jego udzie, powoli je głaszcząc. Chciałem, aby się rozluźnił.

- Tylko bądź delikatny. - dodał.

- Będę Boo. - zapewniłem. - Nie ufasz mi?

- Ufam, tylko... - zagryzł dolną wargę. - Nie mogę później chodzić jak kaczka...

- Wtedy wszyscy będą wiedzieli, jak dobrze się tobą zająłem. - zaśmiałem się, na co mnie zganił.

- Nie zaczynaj. - zagroził.

- Dobrze, już dobrze. - nachyliłem się, aby go pocałować.

Przysunąłem się do niego bliżej. Uśmiechnąłem się  i powoli zacząłem w niego wchodzić. Niestety nie mieliśmy żadnego nawilżacza i musiała wystarczyć nam ślina. Wsunąłem się najpierw samą główką. Poczułem, jak Lou się spiął, więc odczekałem chwilę. Gdy się rozluźnił, wszedłem w niego do połowy. Znów musiałem zaczekać, aby się przyzwyczaił. Szeptałem mu na ucho czułe słówka, aby nie zwracał uwagi na to, co z nim robię. Chyba nie był zadowolony, gdy zacząłem opowiadać swoje żarty...

- Już mogę? - zapytałem, gdy byłem już w nim prawie cały.

- Daj mi jeszcze chwilkę. -  odparł. - Nie codziennie w moim tyłku gości taki kolos. W zasadzie to nigdy. Jak on w ogóle się tam zmieścił?

- Masz idealny tyłek do takich rzeczy, Boo. - zaśmiałem się. - Jestem przekonany, że polubisz być na dole.

- Nigdy. - zawołał od razu. - Jestem Louis Toplinson!

- Chyba tylko w snach, kotku. - uśmiechnąłem się do niego, gdy zmrużył oczy.

Po chwili zapewnił, że już mogę się ruszyć. Skinąłem tylko głową i złapałem go za biodra, nieco rozszerzając mu uda. Spojrzałem na niego. Nie wglądał na przekonanego. Wiedziałem, że po chwili się to zmieni. Zajmę się nim bardzo dokładnie, że już nigdy nie pomyśli, by znaleźć się na górze.

Wysunąłem się trochę i ponownie w niego wszedłem, tym razem głębiej. Wydał z siebie cichy jęk. Myślałem, że coś go boli, ale ten tylko kazał mi się w końcu ruszyć. Skoro sam porucznik kazał, nie mogłem nie wykonać jego polecania.

Wykonywałem teraz powolne pchnięcia. Louis już się do tego przyzwyczaił. Jego twarz zrobiła się czerwona od rumieńców. Po chwili z  ust  szatyna wychodziły ciche sapnięcia i westchnienia. Zwiększyłem tempo, co bardzo mu się spodobało. Wychodził mi na przeciw biodrami, aby poczuć mnie w sobie jak najgłębiej.

Nachyliłem się nad nim i pocałowałem go w  szczękę. Poczułem jego dłonie na swoich plecach. Szybko delikatny dotyk zamienił się w  paznokcie, które zostawiały czerwone kreski na mojej skórze.

Po kilku minutach głośno jęknął i na chwilę się zatrzymałem. Popatrzyłem na jego twarz, ale nie widziałem na niej grymasu bólu. Spojrzał na mnie z wyrzutem.

- Jeśli jeszcze raz się zatrzymasz, to sam będę cię ujeżdżać. - zagroził. - Pośpiesz się Hazz.

Wykonałem ten sam ruch i znów nie potrafił powstrzymać jęku. Zacisnął się na mnie i w końcu załapałem. Uśmiechnąłem się szeroko i od tej pory wbijałem się w niego pod tym samym kątem. Odnalazłem prostatę szatyna. Nie potrafił być już cicho. Pokój wypełniały głośne jęki i przyśpieszone oddechy.

Miałem nadzieję, że Nathaniel nie zabawiał się do naszych odgłosów, albo co gorsza do widoku. Chyba nie byłby taki, by podglądać. Chociaż kto go tam wie...Nie zamierzałem tego sprawdzać, miałem o wiele ważniejszą rzecz do roboty.

- H-harry. - zawołał. - Ja zaraz...

- Ja też, poruczniku. - zapewniłem.

Złapałem jego penisa w dłoń i zacząłem powoli poruszać ręką, kciukiem zahaczając o główkę. Był już bardzo mokry i niewiele potrzeba, aby osiągnął spełnienie. Postanowiłem się z nim trochę podroczyć. Zwolniłem tempo, wykonując teraz bardzo powolne pchnięcia.

- Styles! - warknął.

- Coś nie tak, poruczniku? - przybrałem niewinny wyraz twarzy.

Przeniosłem teraz dłonie na jego biodra. Zanim zdążył coś dodać, wykonałem  szybkie, mocne pchnięcia. Tyle wystarczyło, aby doszedł. Chcąc przedłużyć jego orgazm wciąż poruszałem się w jego wnętrzu. Szatyn wygiął plecy w łuk i odchylił głowę do tyłu. Czułem jak się na mnie zaciska. To było cholernie dobre. Opadł na materac chwilę potem. Sam po kilku pchnięciach również doszedłem.

Wyszedłem z niego i położyłem się obok. Spojrzałem na twarz szatyna. Oddychał szybko, a jego oczy błyszczały. Wyciągnął dłoń i położył na moim policzku.

- To było świetne. - szepnął.

Przeniósł teraz swoją rękę na moje włosy i szarpnął za nie. Nachyliłem się nad nim, a ten mnie pocałował. Gdy się od siebie oderwaliśmy, uśmiechnął się szeroko.

- To co, żołnierzyku? - zapytał. - Gotowy na powtórkę?

- Z tobą zawsze. - przyznałem i wciągnąłem go na siebie. - Znamy się krótko, ale na wojnie wszystko może się wydarzyć... Możemy nie mieć dużo czasu, więc wiedz, że cię kocham, Boo.

- Ja ciebie również pokochałem, Hazz.  - odparł. - Pomimo tego, że przez ciebie będę miał problemy z chodzeniem.

- Więc zmiana? - zaśmiałem się, gdy popchnął mnie i teraz ja leżałem pod nim.


❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉

Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje/wilczki!

Napisałam to wczoraj, ale nie miałam jak dodać, więc trzymajcie teraz ;)

Mogą pojawić się błędy i powtórzenia, za które z góry przepraszam, ale nie mam czasu na sprawdzenie :c

Nie wiem też czy uda mi się napisać rozdział do Lonely Cowboy :/

Miłego dnia ❤️

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top