18. On ma tak zawsze?


Harry


W nocy objąłem pierwszą wartę. Miałem ją razem z Sethem. Pilnowaliśmy, czy nie dzieje się nic podejrzanego w odległości kilkuset metrów. Na zewnątrz panowała cisza. Nie działo się nic interesującego. Gdy trzy godziny minęły, zamieniliśmy się z innymi. Nareszcie mogłem pójść spać. W budynku było znacznie cieplej niż na zewnątrz. Powoli kierowałem się w stronę swojego plecaka. Zostawiłem go tam, gdzie wcześniej siedzieliśmy z Frostem i Tomlinsonem. Teraz obaj smacznie sobie spali. Poświeciłem latarką, aby ich nie zdeptać. Usiadłem pod ścianą i wyciągnąłem butelkę wody. Do rana zostało jeszcze sporo czasu. Napiłem się trochę i z powrotem schowałem plastikowy przedmiot do plecaka. Gdy miałem się już kłaść, usłyszałem cichy głos Louisa. Najpierw pomyślałem, że nie śpi i czegoś ode mnie chce. 

- O co chodzi? - zapytałem.

Nie odpowiedział. Po chwili jednak usłyszałem, jak mamrocze coś pod nosem. Następnie zaczął gadać coraz głośniej i kręcić się na wszystkie strony. Zapewne znów miał ten swój koszmar. Delikatnie potrząsnąłem go za ramię. To nie pomogło, bo mamrotanie przeszło w cichy szloch. Nie chciałem, aby obudził pozostałych ludzi z oddziału. Złapałem go za rękę, którą od razu ścisnął. Kiedyś Thomas mi powiedział, że to na niego działa. Gdy czuje obecność innej osoby, to mu pomaga. I faktycznie tak było. Kiedyś myślałem, że sobie ze mnie żartuje. Louis przestał się kręcić, ale wciąż mruczał coś pod nosem.

- Dobranoc, Lou. - szepnąłem, zamykając oczy.

Odwróciłem się od niego i zamknąłem oczy. Nie zdążyłem jeszcze dobrze zasnąć, kiedy poczułem jak mnie do siebie przysuwa. Oplótł ręce wokół mnie i wtulił się w moje plecy. Czekałem aż coś powie, ale on chyba robił to podświadomie. Bałem się, że ktoś może to zauważyć. Z drugiej jednak strony dobrze było poczuć odrobinę ciepła. Starałem się rozluźnić, ale świadomość, że sam porucznik jest w ciebie wtulony nie pomagała. Ponownie zamknąłem oczy i wsłuchałem się w spokojny oddech szatyna, leżącego za mną. To nic takiego. - powtarzałem sobie.

Przez niego nie mogłem zasnąć. Gdy mi się to udało, nastał ranek. Byłem niewyspany i zły. Tomlinson w dalszym ciągu smacznie sobie spał i nic sobie nie robił z tego, że mnie przytulał. Ale Frost nie pozostawił tego bez komentarza. Wstał jako pierwszy i podszedł do mnie. Przysiadł na piętach naprzeciwko i spojrzał rozmarzonym wzrokiem.

- Nie ma to jak prywatne źródło ciepła, prawda? - szepnął, aby nie obudzić szatyna.

- Zamilcz, Frost. - mruknąłem.

Poruszyłem się, aby wstać, ale Tomlinson przygarnął mnie do siebie i jeszcze mocniej ścisnął. Westchnąłem i odwróciłem głowę, aby zobaczyć, czy się nie rozbudził.

- On tak ma zawsze?  - zapytałem.

- Tak. Ale zwykle kładziemy przed nim plecak, do którego może się przytulać. - zaśmiał się. - Raz Thomas  też spędził tak noc, ale tobie to chyba nie przeszkadza, nie?

- Jestem gejem. - mruknąłem. - Jeśli przez niego mi...

- Chyba za późno. - zaśmiał się i spojrzał wymownie na moje krocze. - Powodzenia, bracie.

Podniósł się na nogi i odszedł trochę. Trącił szatyna butem, a ten w końcu się obudził. Chyba na początku nie orientował się w sytuacji, lecz po chwili oderwał się ode mnie i usiadł. Wyglądał, jakby zobaczył ducha.

- Przepraszam! - zawołał. - Nie myśl o mnie źle, ja tylko...

- Myślę, że jak pomożesz mu z problemem w spodniach, to będziecie kwita. - podsumował Frost i uciekł, zanim zdążyłbym go zamordować.

Usiadłem i nakryłem się bardziej kocem. Szatyn patrzył na mnie zmieszany, dopiero potem rozumiejąc co miał na myśli Nathaniel. Podrapał się po karku, a jego policzki przybrały różowy kolor.

- Naprawdę cię przepraszam, Harry. - jęknął. - Nie wiedziałem co robię. Nie bierz mnie za jakiegoś zboczeńca czy coś, ja...

- W porządku. - westchnąłem.  - Nie ma o czym mówić.

- Nathaniel powiedział, że...

- Poradzę sobie. - zaznaczyłem. -  Daj mi chwilkę.

- Jasne. - pokiwał energicznie głową.

Podniósł się i przeciągnął. Zauważyłem, jak kątem oka na mnie zerknął. Następnie ruszył w kierunku wyjścia. Niektórzy żołnierze już się budzili. Oparłem się o ścianę i westchnąłem. Co za żenująca sytuacja... Starałem się myśleć o staruszkach w beretach, aby mój problem zmalał. To zabrało mi sporo czasu.

Tomlinson przeprowadził na zewnątrz zbiórkę. Dołączyłem dopiero pod koniec. Simon zmierzył mnie wrogim spojrzeniem, ale się nie odezwał. Po śniadaniu od razu ruszyliśmy. Przez tę sytuację z rana było mi niezręcznie przebywać w obecności Louisa. On to chyba zauważył, ponieważ chciał porozmawiać.

Kilkanaście metrów przed celem misji, zrobiliśmy postój. Tomlinson wykorzystał tę okazję i popchnął mnie do jednego z pomieszczeń. Frost tylko poruszył znacząco brwiami, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Dopiero jak zniknąłem za ścianą, straciłem go z oczu.

- Nie chcę, abyś na misji był taki spięty. - przemówił. - Nie wybaczę sobie, jeśli przez to cię zabiją.

- Jest w porządku, możemy już...

- Zaczekaj Harry. - poprosił, gdy chciałem już stąd wyjść.

Podszedł do mnie bliżej, aż cofając się wpadłem na ścianę. Chyba za długo się na niego zapatrzyłem. Oblizał usta koniuszkiem języka, a mi przez to zrobiło się gorąco. Nic nie mogłem na to poradzić. Czy porucznikiem nie mógłby być jakiś stary, łysy dziadek? Przez Tomlinsona będę codziennie budził się z problemem w spodniach.

- Uważaj na siebie. - powiedział, unosząc swoją dłoń i kładąc na mój policzek.

Jego dotyk palił. W duchu przeklinałem swoje ciało, które tak na to reagowało. Czemu musiałem lubić chłopców? Ale pewnie i nie jednemu heteroseksualiście śnił się po nocach tak przystojny szatyn... I jeszcze te niebieskie oczy...


&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje/wilczki!

Rozdział sprawdzany na szybko, więc mogą być błędy ;)


Miłego wieczoru wszystkim ♥

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top