"Kimi trafia do szpitala! Odczucia Gaary."
Gaara
Przekroczyłem próg bramy Konohy z Kimi na rękach. Obok nas kuśtykał Rock Lee, co jakiś czas stękając i łapiąc się za lewą nogę. No tak! To właśnie jego lewe kończyny padły ofiarą "piaskowej trumny" na egzaminie na chunnina. Dziwię się, że w ogóle może chodzić. Przecież ten atak wywołuje takie ciśnienie, pokrytej przez to kończynie, że złamania powinny być nie do zagojenia, a samo powodzenie operacji, wspomagającej temu, graniczy z cudem.
A jednak udało mu się przetrwać.
Nie powiedziałbym mu tego w prost, ale podziwiam go za ten jego upór. Przypomina mi Naruto. Na samą myśl o nim na mojej twarzy pojawia się nikły uśmiech.
Przez ulice Konohy pędziła Sakura. Towarzyszyły jej szaro-brązowe obłoki kurzu. Za nią biegła wyraźnie zdenerwowana Ino.
-Sakura! Zapłacisz mi za to!- usłyszałem krzyk Yamanaki. Ciekawe, o co im chodzi? Dziewczyna, widząc nieprzytomne ciało Kimi na moich rękach, zatrzymała się obok mnie. Jej wyraz twarzy zmienił się z usatysfakcjonowanego zezłoszczonym Ino, na zmartwiony i przerażony, przesiąkającą ubrania dziewczyny, krwią.
-Gaara! Co jej się stało?!- krzyknęła zestresowana różowowłosa.
-Wypadek na misji.- odparłem poważnie, ale w moich oczach można było wyczytać wyraźne oznaki paniki. Po chwili dobiegł do nas Yamanaka i już miała się, dosłownie, żucić na Sakure, gdy zobaczyła brązowowłosą w moich ramionach.
-O co chodzi? Dlaczego ona jest tak zmasakrowana?- zapytała blondynka wskazując palcem na szarooką.
-Długa historia. Nie mam czasu, ani najmniejszej ochoty zdradzać wam szczegółów. Gdzie jest szpital?- zapytałem ze zdenerwowaniem wyrysowanymi na twarzy.- Nie mamy czasu. Sakura zajmij się Lee, a ty Ino prowadź.
-A od kiedy ty nam rozkazujesz?!- zapytała zirytowana Ino.
-Odkąd moja najlepsza przyjaciółka swoją niewyobrażalna głupotą przerasta nawet Naruto.- powiedziałem oschle, ale widząc twarz różowowłosej mówiącą: "O co ci chodzi?" wyjaśniłem- Kiedy nasz przeciwnik, Kimimaro, zakradł się do nas od tylu, aby zadać mi ostateczny cios, Kimi wskoczyła w przestrzeń pomiędzy nami. Chciała wykorzystać czakrę dwuogoniastej, aby zniszczyć kość, która przybrała formę ostrza. Niestety nie zdążyła.- ostatnie zdanie wypowiedziałem szeptem i spuściłem wzrok.
-I to nazywasz głupotą?!- zapytała, zdenerwowana moja wypowiedzią, Sakura.
-O co ci chodzi? Gdyby nie jej głupota nie byłaby w takim stanie.
-Gdyby nie ona to ty byś był na jej miejscu, a ona, jak sam widziałeś, była wyczerpana już przed atakiem Kimimaro! Można to wywnioskować po reszcie ran na jej ciele. Nie rozumiesz, że ona zrobiła to dla ciebie?!- krzyknęła jeszcze bardziej wkurzona różowowłosa.
Zatkało mnie.
Ona zrobiła takie coś dla mnie? Mogła stracić życie! Czy na tym właśnie polega przyjaźń? Czy tak właśnie postępuje przyjaciel? Nie jestem dobry w te klocki. Po opuszczeniu wioski przez Kimi nie miałem przyjaciół. Wręcz przeciwnie. Coraz więcej osób przezywało mnie od potwora, a to skutkowało zamknięciem się na takie coś jak radość, przyjaźń, o miłości już nie wspomnę.
Ale co to jest ta miłość?
Nadal nie odkryłem lekarstwa na rany mojego serca...
A może jednak?
Z zamyśleń wyrwał mnie głos Sakury.
-To, że postanowiła to zrobić mówi, że jej na tobie zależy!- odebrało mi mowę, podaż drugi. Nie sądziłem, że taka lalka z Konohy potrafi tak mądrze gadać. No cóż, cuda się zdarzają.
-Z-zależy?- wyszeptałem.
-Nie będę się z tobą cackać!- krzyknęła zielonooka wyrywając mi nieprzytomną dziewczynę z rąk i rwąc się do biegu. Zdezorientowany stałem przez kilka sekund w miejscu. Powoli przyswajałem sobie, co się właściwie stało.
-Kuso! Sakura! Wracaj tu!- krzyknąłem, ale była za daleko, aby mnie usłyszeć, lub po prostu miał mnie głęboko w dupie.- Ino, gdzie jest szpital?!- zapytałem stojącego nadal, jak gdyby nigdy nic, czarnowłosego.
-Jakie z wami problemy!- powiedziała zirytowanym tonem.- Chodź.
Magia czasu
Sakura
-Tsunade-sama! Poważny przypadek! Potrzebny lekarz!- krzyknęłam, gdy tylko przekroczyłam próg pokoju Hokage. Blondynka patrzyła się raz na mnie, raz na nieprzytomną Kimi.
-Za mną Sakura!- krzyknęła wychodząc z gabinetu i kierując się do sali zabiegowej.-Co jej się stało?- zapytała mnie podczas szybkiego marszu.
-Wypadek na misji... opowiem potem.- odpowiedziałam niepewnie. Gaara jej wszystko wytłumaczy.
Weszliśmy do jednej z bocznych sal szpitala. Hokage kazała mi położyć Kirishime na najbliższym łóżku, a mi przygotować sprzęt do zabiegu.
-Shizune! Potrzebna krew grupy "AB"! Trzeba jak najszybciej znaleźć dawcę!- powiedziała do czarnowłosej kobiety stojącej nieopodal w czarnym kimono i z świnią w czerwonej kamizelce na rękach.
Uwaga! Od części poniżej rozpoczynają się polskie przekleństwa XDD
-Sakura!- drzwi otworzyły się pod wpływem mocnego kopnięcia. W drzwiach stał, wyraźnie wkurwiony, Gaara, a za nim przerażona, obecnym zachowaniem kolegi, Ino.- Kurwa, nie spodziewałaś się mnie tak wcześnie?!
-G-Gaara?! C-co cię tu sprowadza k-kolego?- zapytałam poddenerwowana, uśmiechając się niepewnie.
-Co ty tutaj robisz Gaara?- zapytała Tsunade starając się na spokojniejszy ton głosu.
-Ja w sprawie Kirishimy Kimi. Była ze mną na misji i mieliśmy wypadek, a z racji, że Konoha była bliżej niż Suna, a Kimi potrzebuje pomocy w trybie natychmiastowym, przyszliśmy tutaj. Aha i przy okazji odprowadziliśmy Rocka Lee.- powiedział już trochę spokojniej.
-Ah tak... jaką masz grupę krwi?- zapytała moja mistrzyni.
-"AB", ale o co chodzi?- odpowiedział zdziwiony niebieskooki.
-Zostaniesz dawcą Kimi? Potrzebuje krwi w tym momencie by jak najszybciej zacząć operacje.
-Dobrze.- odparł czerwonowłosy.
Gaara
Kilka minut później moja krew została przekazana do organizmu Kimi. Operacja się powiodła, a nadal nieprzytomna brązowowłosa, leżała spokojnie na łóżku szpitalnym w sali 101.
Siedziałem obok niej. Wpatrzony w nasze, splecione ,palce dłoni jak w obrazek. Na moich policzkach było widać ślady po łzach. Podczas operowania szarookiej nie mogłem się uspokoić. Chodziłem w kółko od drzwi do drzwi. Czas w tamtym momencie był moim największym wrogiem. Chciałem, aby to wszystko minęło szybciej, aby znów móc ją przytulić i powiedzieć jej, że "będzie dobrze".
Chciałem, żeby ten wypadek nie miał miejsca.
Zdenerwowany usiadłem na pobliskim krześle targając moje czerwone włosy.
~Ona umrze... To wszystko twoja wina!- usłyszałem głos w mojej głowie.
Shukaku...
-To nie prawda! To nie była moja wina!- krzyknąłem w myślach.
~Więc dlaczego czujesz się jakby było inaczej?! Hahaha powiem ci! Bo to tak naprawdę z twojej winy ona się znalazła w szpitalu! To z twojej winy, bo nie potrafiłeś jej obronić! Jesteś do niczego!
-Przestań...- zacisnąłem powieki, chwytając się odruchowo za głowę.- Kłamiesz!
~Hahaha! Chciałbyś, żeby tak było! To jednak najszczersza prawda! To przez ciebie! Wszystko to, to twoja wina!
-Nie! Kłamiesz! Kłamiesz! To nie moja wina!
~To jak wytłumaczysz to co czujesz? Hahaha powiem ci co to... to poczucie winy!
-Cholera!- krzyknąłem już na głos łapiąc się za pulsującą byłem głowę. -Nie teraz!- spojrzałem w swoje odbicie w najbliższym lustrze. Jedno z moich oczu zmieniło barwę i wzór. Teraz na miejscu źrenicy była czteroramienna, jasnobrązowa gwiazda, a wokół niej cztery kropki tego samego koloru. Białko stało się czarne.
-Ej! Wszystko gra?- zapytała jedna, z przechodzących akurat, pielęgniarek.
-Cofnij się!- krzyknąłem, co wywołało niemałe zainteresowanie reszty personelu w szpitalu. Upadłem na kolana próbując zapanować nad Bijuu.
Poczułem delikatne ukłucie w okolicy ramienia. Padłem zmęczony na zimną podłogę. Zasnąłem.
Magia czasu
Zamknąłem oczy, wchodząc tym samym do swojego umysłu. Nauczyła mnie tego Kimi, gdy jeszcze byliśmy w Sunie. Tak więc usiadłem u czarnej próżni mojego umysłu. Znajdowałem się z daleka od klatki Shukaku. Jego tu by jeszcze brakowało! A tylko by się spróbował odezwać, albo, tym bardziej, rechotać jak nienormalny, to wtedy będzie kiła i mogiła! Ale dla niego! Mimo tego, że mnie wkurza... to przyzwyczaiłem się do jego obecności w moim umyśle... mniej więcej... znaczy się, bardziej mniej.
Przerwałem rozmyślenia i spojrzałem w górę. Moje myśli popłynęły, znowu, w kierunku brązowowłosej. Na myśl przychodziły mi pytania takie jak...
Dlaczego boli mnie tak bardzo, kiedy widzę ją w takim stanie?
Dlaczego kiedy widzę jej uśmiech robi mi się cieplej na sercu?
Dlaczego kiedy mnie przytula czuję jakby w moim brzuchu latały motyle, które z każdym dotknięciem jej ciała, trzepotało skrzydłami coraz mocniej i mocniej p, jakby chciały wydostać się na powierzchnię?
Może jednak czuje do niej coś więcej niż tylko przyjaźń?
Ale co to oznacza?
Jak to się nazywa?
Co to było za uczucie?
Czyżby to...
Miłość?
To już koniec tego rozdziału! Krótki wiem, ale obiecuje, że następny będzie za to długi, jak tylko mi się takowy uda wymyślić xD. Tak więc przepraszam za błędy! Piszcie w komach jeśli takowe wystąpiły!
Pozdrawiam
Anonimek😉😉
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top