"Kazekage porwany"

-Zostaliśmy zaatakowani!- krzyczał Baki.

-Gaara sam stanął do walki?! Nie ma takiej opcji! Idę do niego!- odkrzyknęłam. Z szybkością światła znalazłam się na dachu gabinetu Kazekage.

-Nie za dobrze to wygląda!- wyszeptałam, gdy spojrzałam w górę.

Gaara stał na, zrobionej z piasku, chmurze i próbował złapać blondyna lecącego na białym, nietypowym dla naszego krajobrazu, ptaku.

Czerwonowłosy uniósł ręce. Materia pod stopami przechodniów uniosła się ku górze. Piasek przybrał postać łapy Shukaku, ale i to nie dało zbyt wiele, gdyż przeciwnik chronił się materiałami wybuchowymi.

Blondyn sprawnie wymijał piasek Gaary.

-Chyba pora dołączyć do zabawy.- wyszeptałam pod nosem.- Matatabi, jak moglibyśmy im pomóc?

*Przeteleportuj się na tego białego ptaka, gdzie jest wasz przeciwnik. Następnie użyj klonów i tej nowej techniki, o której ci mówiłam i pokazywałam ostatnio.*

-Dobry pomysł. No to do dzieła!- krzyknęłam w myślach, układając odpowiednie pieczęcie.- Nenriki ido no jutsu!

Sekundę po tym znalazłam się tuż za plecami blondyna. Chłopak się odwrócił, ale było już za późno. Obok mnie stała moja, identycznie wyglądająca kopia. Moje i klona ciało pokryła niebiesko-czarna czakra Matatabi. Paznokcie u rąk wydłużyły się i wyostrzyły.

Zaskoczony blondyn wycelował swoimi dłońmi we mnie. Po ich wewnętrznej stronie znajdowały się... usta?! Nie wiedziałam już co jest dziwniejsze, jego zamiłowanie do sztuki, które rozsiewa po całej Sunie, czy dodatkowa część na jego dłoniach.

-Kim jesteś hmm?!- krzyknął.

-To nie powinno cię interesować!- odkrzyknęłam, doskakując do przeciwnika. Podczas pierwszych ataków na wroga, udało mi się pozbawić go jednej ręki do wysokości łokcia.

-Jedno utrapienie mniej.- wymruczałam patrząc na wystający z ust, po wewnętrznej stronie dłoni, język.

-No wiesz hm! Teraz Kakuzu będzie musiał mi rękę przyszywać z powrotem! Nie zapomnę ci tego hm!- krzyknął, nieźle już zdenerwowany, blondyn.- Jednak nie jestem tu, żeby się z tobą użerać hm! Moim celem jest co innego...

Nie myślałam teraz nawet o tym, kto to jest ten Kakuzu. Teraz liczyła się wygrana i obrona wioski!

Wyrzucił w moim kierunku kilka dziwnych pająków i ptaków. Sprawnie unikałam wybuchających "dzieł" do czasu, aż nie zajęły praktycznie całego miejsca wokół mnie. Nie miałam, gdzie uciec. Byłam w potrzasku. Gdzie nie spojrzałam, tam w moją stronę przesuwały się białe "dzieła" blondyna.

-To ze mną walczysz!- krzyknął Gaara formując, z piasku, wielką łapę Shukaku. Przekształcona materia owinęła, nic nie spodziewającego się, przeciwnika.

-Nenriki ido no jutsu!- przeteleportowałam się, z powrotem, na dach gabinetu Kazekage. Myślałam, że już po wszystkim. W końcu czerwonowłosy złapał blondaska w "piaskową trumnę". Nie ma szans, że przeżyje...

-Katsu!- rozległ się krzyk z wnętrza "piaskowego więzienia".

-Jakim cudem!?

Materia rozbryzgała się na wszystkie strony. Przeciwnik zaczął spadać w dół. Jednak wiedziałam, że jest jeszcze przytomny.

Piasek Gaary złapał blondyna za nogę i wrzucił z powrotem do "piaskowej trumny", a przynajmniej spróbował, ponieważ przeciwnikowi w ostatniej chwili udało się uciec, za pomocą, zrobionej przez siebie, sowy.

Piasek Gaary zaczął podążać za blondynem jak cień, nie dając mu szansy na ucieczkę, aż w końcu uczepił się pozostałości po kończynie, której w połowie pozbyłam się wcześniej, a mianowicie ręki.

-Dobrze Gaara!- krzyknął Kankuro, stojący na sąsiednim dachu. Obok niego zobaczyłam jeszcze Bakiego i kilku innych shinobi piasku.

Blondynowi udało się wymknąć. Zdenerwowana, chciałam jeszcze pomóc czerwonowłosemu, ale przeszkodziła mi Matatabi.

*Zostań! To jest Kazekage, da sobie radę. Ty byś mu tylko przeszkadzała. Nie przeteleportujesz się na tak daleką odległość, a twoje techniki nie zaliczają się do długodystansowych.*

-Wiem, ale mimo to chcę mu jakoś pomóc! Na pewno jest coś co mogę zrobić!

*Przygotuj bandaże, zioła i inne leki. Po walce Kazekage będzie zmęczony.*

-Dobra- wymruczałam zrezygnowana i ruszyłam w stronę schodów do wewnątrz budynku.

Pobiegłam do pobliskiego szpitala po tyle leczniczych ziół, bandaży i innych lekarstw, ile tylko mogłam unieść.

Gdy tylko przekroczyłam próg drzwi wyjściowych, zamarłam.

Wycieńczony do granic możliwości Gaara, ledwo utrzymywał się na garstce jego piasku.

-Gaara!- krzyknęłam, ale już była za późno. Półprzytomny niebieskooki, zaczął bezładnie spadać.

-Ratujcie Kazekage!- krzyknął Kankuro biegnąc w stonę czerwonowłosego.

Wypuściłam zbędny balast z rąk, na ziemie i również przyspieszyłam do biegu.

-Cholera, nie zdążę!- przeszło mi przez myśl.- Nenriki ido no jutsu! Wykorzystałam resztkę mojej czakry. Znalazłam się tuż przy niebieskookim.

(teleportacja wymaga użycia niezwykle dużej ilości czakry, a zważywszy, że Kimi użyła jej już dwukrotnie, a oprócz tego wykorzystywała czakrę do innych technik do obrony i ataku przed Deidarą, więc zostało jej już dosyć mało czakry. Poza tym nie są jeszcze tak dobrze zgarnie z Matatabi, więc przesył jej czakry trwa o wiele dłużej. dop. aut)

-K-Kimi NIE!- krzyknął ledwo słyszalnie Gaara odpychając mnie resztką piasku, po czym stracił przytomność.

-GAARA! NIE!- wydarłam się spadając. Zobaczyłam jeszcze kilka strzał lecących w stronę blondyna, niestety celność shinobi piasku jest bardzo, bardzo, bardzo niska, gdyż jedna ze strzał przeszła moje ramie zadając mi tym samym potworny ból.

*Kimi, masz już wystarczająco czakry, żeby przeteleportować się na dach gabinetu Kazekage. Szybko, bo zostanie z ciebie mokra plama!*

-Nenriki ido no jutsu!- bezsilnie opadłam na kamienne podłoże dachu, budynku Kazekage. Uniosłam delikatnie głowę mimo, że sprawiało mi to niebywały ból. Musiałam wiedzieć co się dzieje z Gaarą!

Przestraszonym wzrokiem śledziłam jak wybuchowy blondyn odlatuje na swojej białej sowie. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie jeden fakt...

Na ogonie ptaka coś było...

Wystawała tam czyjaś czerwona czupryna.

Doskonale wiedziałam kogo.

Ale nie mogłam dopuścić do siebie tych myśli.

Że został porwany...

Że nic nie mogłam zrobić.

Że patrzyłam bezradnie, jak sprawca wraz ze zdobyczą odlatuje poza pole mojego widzenia.

Że dałam porwać kogoś, kogo kocham.

Powieki powoli stawały się ciężkie. Czułam, że zaraz stracę przytomność, ale nie chciałam dać mu z nim uciec! Nie teraz kiedy wszystko zaczęło się układać!

Siłą woli zmusiłam swoje obolałe ciało do poruszenia się, a następnie do wykonania pieczęci. Przeszył mnie niewyobrażalny ból, ale nie zwracałam na niego uwagi.

Moja czakra osiadła na moim ciele tworząc czerwoną powłokę. Z tylu ukazał się krwisto czerwono-czarny ogon. Oczy przybrały kolor biały.
-Nenriki ido no jutsu!- krzyknęłam.

Mniej niż sekundę po tym znalazłam się tuż przed lecącym, na sowie, blondynem. Wyraźnie zaskoczony moim widokiem w takiej formie, wzleciał jeszcze wyżej, by być poza moim zasięgiem. Przeleciał wysoko nade mną i wylądował tuż za murem otaczającym Sunę.

Wyczułam, że oprócz blondyna jest tam jeszcze jedna postać. Przyjrzałam się owej osobie, gdyż tylko odsłonił ją szalejący, od podmuchu lądującego "znawcy sztuki", piasek.

Był to przygarbiony mężczyzna, szczelnie okryty czarnym płaszczem w czerwone chmury. Dopiero teraz zwróciłam uwagę, że chłopak, stojący na białej sowie, jest ubrany identycznie. Włosy miał koloru czarnego, uczesane w pięć szpiczastych kitek. Na twarzy miał przewiązaną czarną chustę, zasłaniającą mu usta i nos. Spod płaszcza wystawał nietypowy, długi, kościsty, ostro zakończony ogon.

-Sasori! Popatrz co się tu przypałętało hm!- krzyknął blondyn wskazując na mnie palcem.

-Znowu kazałeś mi na siebie czekać Deidara!- odparł, jak dobrze usłyszałam Sasori, niezwykle szorstkim tonem głosu.

-Zajmij się nią, a ja pójdę przodem hm.

-Dobra, ale ja w porównaniu do ciebie, nie będę kazał na siebie czekać!- odpowiedział garbaty mężczyzna.

Nie zwracając uwagi na przeciwników, rzuciłam się na, niosącego Gaarę, ptaka. Jednak drogę zablokował mi długi ogon Sasoriego.

Jak długa padłam na gorący piasek. Warknęłam krótko i szybko stanęłam na różne nogi. Rozpoczęła się walka.

Forma, w której się obecnie znajdowałam dodawała mi na szybkości i sile ataków, co mi się bardzo teraz przydało.

-Oddajcie Gaarę!- krzyknęłam. Zdziwił mnie mój zdeformowany głos, bardziej przypominający ryk.

Moje paznokcie zyskały na długości i ostrości, po czym ponownie ruszyłam na napastników.

Na początku szło mi nawet dobrze, ale później Sasori dołączył do tego swoje, jak myślę, najlepsze marionetki. Po tym nie było już tak różowo jak wcześniej.

Coraz częściej ataki przeciwnika trafiały w moje ciało. Z początku nie odczuwałam efektów ubocznych, ale po pewnym czasie zaczęło mi się kręcić w głowie.

-Trucizna?!- wydukałam padając na ziemię.- Cholera, tak łatwo dałam się pokonać jakiemuś garbusowi?!- próbowałam się jeszcze podnieść, ale nie dawało to zamierzonych rezultatów.

-Zostawiam cię przy życiu tylko dlatego, że nie chcę zbędnego balastu, a ty tak czy siak przyjdziesz do nas po jednoogoniastego Jinchuriki. Widzę, że ci na nim zależy, wiec przyjdziesz choćby miałoby cię to kosztować życiem.- powiedział Sasori oddalając się i zostawiając mnie na pastwę jego trucizny.

-Zostawcie... G-Gaarę w... spokoju!- poderwałam się, ale zaraz po tym, ponownie, moja twarz spotkała się z gorącym piaskiem. Nie zauważyłam nawet kiedy straciłam przytomność.

Magia czasu

-Kimi? Kimi!- krzyknął, znajomy mi już głos. Nie mogłam sobie przypomnieć skąd, ale już go gdzieś słyszałam.

-Co z nią?- zapytał ktoś inny.

-Najprawdopodobniej została otruta, ale trucizna jest dla nas zagadką.

-Dasz radę Sakura-chan! Wierzę, że uratujesz Kimi-chan!

Zaraz, Sakura?! Co ona tutaj robi?!

-Dobra Naruto, wyjdźcie z Kakashim, będziecie tylko przeszkadzać. Ja zajmę się trucizną.- powiedziała, najprawdopodobniej, różowowłosa.

Powoli otworzyłam oczy. Próbowałam się poruszyć, ale moje ciało przeszyła kolejna fala bólu. Zastękałam cicho.

-Obudziła się!- krzyknęła Sakura.- Kimi, co się stało? Kto ci to zrobił?

-T... on... atak... nie... ma... Gaa... ry. Zab... rali... go.- wystękałam ledwo słyszalnie.- mari... onet... ka.... tru... ciz... na.

-Dobrze, nie przemęczaj się. Zaraz wszystkim się zajmę.- powiedziała Haruno wychodząc z pomieszczenia.

Magia czasu

-Przytrzymajcie ją. Nie może się szarpać, a muszę wyciągnąć całą truciznę.- powiedziała Sakura wchodząc do pomieszczenia.

Pięć osób przytwierdziło mnie do łóżka. Dwie trzymały za ręce, dwie za nogi i jedna za ramiona.

Z miski leżącej obok, Sakura "wyjęła" żółty płyn, który osiadł jej na ręce tworząc dużą bańkę.

-Uwaga, zaczynam.- zapowiedziała zielonooka, przykładając płyn do mojej klatki piersiowej. Moje ciało przeszła kolejna fala bólu. Zaczęłam się wyrywać, ale shinobi piasku skutecznie przetrzymywali moje kończyny, uniemożliwiając ruch. Żółta ciecz została przeze mnie wchłonięta.

Po paru sekundach z Sakura wyciągnęła "wodę". W niej znajdowały się pojedyncze, fioletowe plamki.

-Więc to jest ta trucizna?- zapytał jeden medyczny ninja, podając kolejną miskę z żółtą cieczą.

Działanie powtórzyło się jeszcze dwukrotnie, aż mojemu życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo. Wycieńczona ciągłą szarpaniną, odetchnęłam z ulgą.

-Resztą trucizny zajmie się Matatabi.- wyszeptałam.

-Nie możesz się przemęczać, Kimi. Odpoczywaj przez, przynajmniej, pół dnia.

-Pół dnia?! Nie ma takiej opcji! Muszę ruszyć a pomoc Gaarze!- pomyślałam- Jak oni wyjdą to się po prostu wymknę. Ta czy siak jestem szybsza od nich, dzięki czakrze mojego Bijuu.

Lekarze opuścili salę. To moja szansa! Mimo ciągłego bólu, poderwałam się z łóżka, podeszłam do okna i otworzyłam je. Wyjrzałam, czy nikogo nie ma w pobliżu, wyskoczyłam na sąsiedni dach i ruszyłam w stronę domu czerwonowłosego.

Magia czasu

Spakowałam tylko najpotrzebniejsze rzeczy typu broń, prowiant i różne zioła lecznicze. Wszystko zapieczętowałam z jednym zwoju, który schowałam do torebki, przyczepionej do mojej prawej nogi.

-Kuchiyose no Jutsu!- powiedziałam przykładając rękę do podłogi.

Z szarego obłoku dymu wyłonił się, dobrze ci już znany tygrys, Daisuke. Jednak coś się zmieniło, a mianowicie jego wzrost. Niegdyś mały, śnieżnobiały tygrysek, dat się dorosłym, dwumetrowym tygrysem.

-Witaj Kimi! Dawno się nie widzieliśmy!- pupil wskoczył na mnie, liżąc mnie po twarzy.

-Dobra, dobra. Daisuke wystarczy.- mówiłam śmiejąc się. Jego język strasznie łaskotał!- musisz mi pomóc znaleźć Gaarę. To nagła sytuacja! Został porwany przez dwóch mężczyzn w czarnych płaszczach w czerwone chmury.

-Akatsuki!- krzyknął tygrys nachylając się, abym mogła usiąść mu na grzbiecie. Niepewnie to zrobiłam, po czym złapałam się kurczowo jego śnieżnobiałego futra.

-No to jazda!- dałam mu znak, żeby ruszył. Wyskoczył przez wcześniej otwarte okno i pobiegł w kierunku wyjazdu z Suny.

-Dam ci tyle czakry, żebyś biegł jak najszybciej! Musimy szybko tam dotrzeć!- powiedziałam przesyłając mu trochę swojej energi.

-Nie martw się. Odnajdziemy go!- krzyknął Daisuke przyspieszając biegu.

Nie zwracając uwagi na nawoływanie drużyny Kakashiego i Temari, uciekłam z wioski. Kierowałam się za Sasorim i Deidarą po śladach, które zostawili za sobą. W niektórych miejscach robili rozwidlenia, aby tropiciele mieli problem z odnalezienie właściwej drogi, ale nie zauważyli, że piaskowa osłona na ciele Gaary zaczęła się kruszyć, tworząc, widoczny dla mnie, trop.

-Odnajdę cię Gaara. Uratuję i sprowadzę!- krzyknęłam zaciskając dłonie w pieści.

Koniec! Dziękuje za przeczytanie, o ile ktoś dotrwał xD 😁. Przepraszam za błędy, które się tu pojawiły, a ja ich nie zauważyłam. Cieszę się, że dobiliśmy do 1k wyświetleń 😃😃. Jestem szczęśliwa, że ktoś to w ogóle czyta. Rozdział wcześniej opublikowałam, bo miałam atak weny i jak skończyłam pisać, patrzę, a ty ponad 1900 słów. 😂Dobra ja nie przedłużam.
Serdecznie pozdrawiam moich czytelników.!
Anonimek!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top