"Ja... nie chcę być sam..." Rozdział 1
- Podaj! Ej Kai! Tutaj!- krzyknęła dziewczynka, wyglądająca na oko na około osiem lat.
Miała długie do ramion brązowe włosy i bystre szare oczy skupione na okrągłym, szmacianym przedmiocie, który był głównym obiektem jej zainteresowania. Była ubrana w powiewającą, luźną bluzkę koloru złotej materii tamtejszej gleby, krótkie spodenki z cienkiego materiału tego samego koloru i brązowe sandały z skórzanym paskiem ciągnącym się wokół jej łydek, aż do kolan. Prawą rękę i lewą nogę miała pokrytą bandażami, aby zakryć nieliczne blizny, pozostałe po paru niemiłych incydentach w wiosce, w której spędziła wczesne lata życia, przed oczami ciekawskich.
Dziewczynka z łatwością przyjęła kopniętą do niej piłkę. Już mierzyła strzał w stronę dwóch pionowo wbitych, drewnianych bali, które służyły im za bramkę, gdy została podcięta przez kolegę z przeciwnej drużyny. Z donośnym hukiem, które zapewne dotarło do najciemniejszych zakamarków wioski, wylądowała na ubitym przez tuziny ośmiolatków piasku. Krzywo kopnięta piłka poleciała wysoko nad bramką, tym samym lądując na szczycie bardzo stromej góry. Jedynym sposobem aby tam wejść była wspinaczka po ścianie, a jedynym sposobem jaki gromadka dzieci znała była wspinaczka na szczyt za pomocą czakry. Jednakże byli zdecydowanie za mali, aby móc nad nią panować na takim poziomie. Wszyscy patrzyli na w górę rozżaleni, a niektórzy nawet bliscy płaczu.
Zrezygnowana brunetka wstała z ziemi, otrzepała się i już miała nakrzyczeć na winnego, aby znalazł sposób, aby zdjąć piłkę, gdy zobaczyła przerażenie w oczach towarzyszy. Nie zwracając uwagi na resztę zgromadzenia odwróciła się w stronę, w którą byli wpatrzeni. Zaintrygowało ją ta nagła zmiana atmosfery i co takiego mogło wystraszyć dosłownie wszystkich zgromadzonych.
Uśmiechnęła się szeroko nie widząc żadnego zagrożenia, a tylko czerwonowłosego chłopca trzymającego ich piłkę w dłoniach. Zastanawiało ją przez chwilę jak udało mu się ją zdjąć tak szybko i z tak niskim wzrostem. Do tego chłopak wydawał się być w podobnym wieku do zgromadzonych tam dzieci. Miał na sobie ciemno szary, luźny uniform i brązową płachtę przechodzącą tylko przez jego głowę i opadającą mu swobodnie na wysokość klatki piersiowej. Jego wargi uniosły się delikatnie, kiedy nieśmiało zbliżył się do zbiegowiska dzieci i podał im piłkę mówiąc prawie bezgłośnie:
- Proszę..- Jego zielone, jak najczystsze szmaragdy, oczka przyglądały się brunetce z niemałym zaciekawieniem. Była to jedyną osobą, która nie patrzyła na niego ze strachem, ale też jedyną, która nie znała go zbyt dobrze. Nie wyglądał on jednak na kogokolwiek, kto mógłby kogokolwiek w jakikolwiek stopniu przerazić.
- Zaraz... to je-jest Gaara.- jeden ze spanikowanych chłopców ledwo wydusił z siebie parę słów. Były tak niewyraźne, że tylko on i stojące blisko niego dzieci mogły go usłyszeć. Brunetka była zdecydowanie za daleko.
- Gaara z pustyni.- wyjąkał inny z szeroko otwartymi oczami wyrażającymi niedowierzanie. To zostało powiedziane na tyle głośno, że dotarło nawet do nieustraszonej ośmiolatki. Nadal jednak nie wiedziała co może oznaczać ten strach. Wiedziała za to, że chłopiec ma na imię Gaara.
- Kimi, lepiej uciekaj!- krzyknął jeszcze inny. Dziewczyna spojrzała na nich zdziwionym wzrokiem. Przecież to chłopiec w ich wieku, ich rówieśnik. Co on może im takiego zrobić, że wszyscy się aż tak go boją. Zaczynało ją to trochę irytować. Czyżby ta cała "męskość i odwaga", którą szczyciła się chłopięca część towarzystwa była tylko na pokaz?
- Spójrz na niego, Kai, on jest przecież mniejszy od ciebie. Co on ci może zrobić? - zapytała z niedowierzaniem w głosie. Kai nie wiedział co może jeszcze powiedzieć. Patrzył na nią jak na kompletną idiotkę, która właśnie miała wejść prosto w gniazdo szerszeni.
Brunetka spojrzała jeszcze raz na chłopca. Pewnym krokiem podeszła do niego i wyciągnęła ręce, aby wziąć z jego małych rączek waszą piłkę. Czerwonowłosy cofnął się parę kroków, on też wyglądał na trochę niepewnego i przestraszonego. Zwolniła nieco, aby go trochę uspokoić. Jednak jej głowę zaprzątało coś zupełnie innego. Mianowicie kompletnie nie rozumiała zachowania swoich kompanów. Zawsze brali udział w bardzo ryzykownych i niebezpiecznych wyprawach i zabawach, a teraz trzęsą portkami na widok małego chłopca, który zdaje się bać ich bardziej niż oni jego.
- Dziękuję Gaara.- szarooka uśmiechnęła się szeroko odbierając przedmiot z rąk chłopca. W jego błyszczących, szmaragdowych oczkach zobaczyła parę radosnych iskierek.
- Ej ekipa! Gaara może grać z nami?- spytała, lecz odpowiedziała jej tylko głucha cisza. Odwróciła się niezbyt pewna czego możesz się spodziewać. W jej głowie rodziło się uczucie wielkiego zawodu i złości na swoich kolegów. Wszystkie dzieci uciekały jak najdalej od rzekomego niebezpieczeństwa krzycząc w niebogłosy. Gaara wyraźnie był przez to dotknięty. Jego uśmiech zaraz zgasł, na jego miejsce na twarz wstąpił wyraz głębokiego smutku, rozżalenia i goryczy, a piękne zielone oczy wyblakły i utraciły wszystkie radosne iskierki. Kilka samotnych łez spłynęło po jego policzkach.
- Nie... Proszę... Ja... Ja nie chcę być SAM!- ostatni wyraz wykrzyczał tak, że nawet oddalające się coraz dalej dzieci, które brunetka mogła jeszcze pięć minut temu nazwać przyjaciółmi, usłyszeli je. Odwracali się tak gwałtownie, że niektórzy przewracali się na ziemię na plecy lub kolana cicho sycząc z bólu. Zaledwie garstka z nich trzymała się na nogach i biegła ile sił przed siebie, byle jak najdalej od dziewczyny i zielonookiego.
Nie minęła sekunda po wypowiedzeniu tych słów przez zapłakanego chłopca, a ośmiolatka poczuła, że piasek pod jej stopami zaczął się nieznacznie poruszać. Nie poruszał się jednak sam z siebie. Poruszał nim Gaara. Ten sam czerwonowłosy chłopiec, który przed chwilą wydawał się taki niewinny i bezbronny potrafił dokonać czegoś tak niesamowitego i jednocześnie trochę niespodziewanego i przerażającego.
Wielkie, piaskowe dłonie wyłoniły się jakby znikąd. Szybko posuwały się w stronę uciekającej młodzieży, aż w końcu starające się ratować dzieci zostały złapane za kostki i powoli wlekły się z powrotem w stronę fatalnej dwójki. Szarooka nie wiedziała jak zareagować. To było jednocześnie przerażające i niezwykłe. Szybko zmieniła jednak zdanie gdy zobaczyła jak piasek zaczyna stawać się coraz twardszy i sztywniejszy, a na szlaku wyznaczonym przez wijące się w strachu i agonii ciała dzieci pojawiają się śladowe plamy krwi.
- Gaara starczy już.- odpowiedział jej brak reakcji ze strony chłopaka. Zaślepiał go strach i nikłe pokłady skrywanej dotąd złości- Gaara proszę!- znowu nic. Zbliżyła się do niego najbliżej jak pozwalał jej stale poruszający się wokół niego piasek, który w każdej chwili mógł ją wciągnąć niczym ruchome piaski.- Gaara przestań!- krzyknęła najbardziej stanowczo jak tylko potrafiła. Wszystko stanęło w miejscu. Chłopiec zaczął powoli odwracać się w jej stronę.
Wtedy Kimi zobaczyła jak bardzo jego oblicze się zmieniło w zaledwie parę chwil. Z niewinnego, uroczego chłopca, który chciał tylko oddać zagubioną piłkę, w owładnięte rozpaczą i zalane słonymi łzami dziecko. Czerwonowłosy wyglądał na zdeterminowanego, aby utrzymać tych, których udało mu się złapać w piaskowych szponach i nie puszczać póki nie przestaną się wyrywać i nie dadzą za wygraną.
Łzy spływające po bladych policzkach i wypełnione bólem oczy, w których było widać wstręt do samego siebie i strach przed właśnie popełnionymi czynami. Czynami, które nie zdarzyły się po raz pierwszy. Nie robił tego dla przyjemności, Kimi widziała to i to bardzo wyraźnie. Przez cały ten czas starał się walczyć sam ze sobą, ale był za słaby, żeby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Nie chciał krzywdzić innych. On chciał być zrozumiany, być zaakceptowany. Nie chciał być SAM.
Gaara wydał z siebie krzyk tak głośny, że nawet dzieci, którym udało się jakimś cudem zbiec z pewnością go usłyszały, upadł na kolana, a razem z nim opadł piasek. Brunetka odetchnęła z ulgą. Podeszła do niego i przytuliła go, aby choć trochę go uspokoić. To mogło być dosyć ryzykowne posunięcie zwłaszcza, że widziała jak impulsywny jest, ale zrobiła to odruchowo, żeby mu choć trochę ulżyć.
- Już, już. Spokojnie, jestem tu.- odwzajemnił uścisk nadal zapłakany i załamującym się głosikiem wyszeptał cicho:
- Dziękuję.
Dziękuje za przeczytanie!
To jest moje pierwsze opowiadanie także przepraszam za ewentualne błędy. Pozdrawiam!
Anonimek
Tak, ten rozdział jest już po korekcie, ale jeśli pojawił się jeszcze jakikolwiek błąd proszę mnie powiadomić!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top