6
Rozdział jest pełen błędów, ale do jutra to poprawie. Info, dlaczego mnie tyle nie było na dole. Przepraszam za to.
Wokół mojej osoby zrobił się jakby wielki szum. Ludzie przychodzili do mojej sali pytali jak się trzymam czy coś potrzebuje. Niektórzy stali przed drzwiami i żywo gestykulowali na jakiś temat. Byłam zdezorientowana. Na stoliku obok mojego łóżka leżało mnóstwo rzeczy.. Od różnych typów czekoladek po wiszące w powietrzu balony z helem.
Jak na razie nie widziałam żadnego lekarza a przynajmniej żaden z ludzi nie wyglądał mi na takiego.
- prosze się odsunąć! Haalo ? Co to za zbiegowisko? Ludzie dajcie dziewczynie żyć!- Usłyszam stłumiony przez drzwi głos. Cudem wyłapałam słowa przez szmer. Głos wydawał sie znajomy, ale mimo wszystko nie wiedziałam, kto to jest.
- a kim ty jesteś żeby mówić nam, co mamy robić? - Tym razem słowa słyszałam dosyć głośno i wyraźnie przez krzyk.
- właśnie!!- Miałam wrażenie jakby każdy mieszkaniec Gdyni zaczął krzyczeć te słowa. Było głośno. Byłam zdezorientowana, ale bałam się wyjść albo, chociaż wstać z łóżka. Bolały mnie plecy i może właśnie to powstrzymywało mnie w większym stopniu od wstania.
Za drzwiami było coraz głośniej, odnosiłam wrażenie jakby byłą tam prawdziwa burza. Każdy krzyczał niezrozumiałe już dla mnie słowa.
Drzwi otworzyły się i zaraz zamknęły. Ktoś zaczął iść w moim kierunku. Niestety byłam zasłonięta białym parawanem i nie widziałam, kto to jest.
Wsłuchiwałam się w odgłosy kroków próbując odgadnąć, kim jest owy gość. Przez lata spędzone u zdołałam nauczyć się podstawowych zasad takich jak rozróżnianie kroków, rozpoznawanie, kiedy ktoś jest zły czy nawet rozpoznawać osoby po zapachu. Udało mi się również nauczyć cichego poruszania się, ale nigdy tego jakoś szczególnie nie wykorzystywałam.
W każdym razie kroków zbliżającej się osoby nie znałam, ale wiedziałam, że jest prawdopodobnie zmartwiony i zamyślony. Jego kroki były zdecydowanie cichsze niż powinny.
Zamknęłam oczy i lekko odwróciłam w lewą stronę. Ból pleców niemiłosiernie dawał się we znaki, ale starałam się nie pokazać tego na twarzy. W głębi ust próbował się wydostać cichy jęk jednak powstrzymywałam się żeby go nie wydostać.
Zupełna cisza z mojej strony i miarowy oddech zapewniał mi bezpieczeństwo i możliwość dyskretnego rozpoznania przybysza.
Osoba, która do mnie przyszła była, co raz bliżej. Strach targał moim ciałem, ale kryłam go skutecznie w sobie.
- Cholera... - Znowu zrobiło sie cicho- Kim jest? Jestem debilem, który dawno miał być w domu, ale został, bo się kurwa zauroczył.
Zza parawanu wyszedł chłopak, który był u Jacoba. Jego wzrok był skierowany w moją stronę dużo szybciej, ponieważ od razu po wyjściu był wypatrzony we mnie. Miał piękne niebieskie oczy. Były tak jasne, że zastanawiałam sie czy przypadkiem nie są koloru szarego. Wystraszyłam sie, kiedy nieoczekiwanie stanął. Zatrzymał się w miejscu i patrzył przenikliwym wzrokiem po całym moim ciele a właściwie tylko tej odsłoniętej części, bo reszta była pod pierzyną.
Wystraszona poruszyłam się nie spokojnie. Odwróciłam się w drugą stronę i zaczęłam coś mamrotać. Jak grać to na wysokim poziomie.
Podziałało chłopak przestał się patrzeć i usiadł obok mojego łóżka. Chwycił niepewnie moją dłoń i zaczął robić na niej kciukiem kółka tak jakby próbował mnie uspokoić, ale jego ruchy Były zbyt szybkiej, zbyt gwałtowne.
Chłopak chciał uspokoić sam siebie.
To było w stu procentach pewne.
Jednak dalej nie wiem, co się stało, że jest taki nerwowy.
Czekałam cierpliwie na jakąś podpowiedź z jego strony. Jakieś słowa, które mogłyby mi wiele pomóc jednak nic takiego sie nie stało.
Strach spowodowany nową osobą był z upływem coraz mniejszy. Jego obecność z minuty na minutę stawała się dla mnie przyjemnością. Strach czaił się jednak w zakamarkach głowy. Strach, że chłopak tylko udaje miłego, że tak naprawdę porwie mnie tak samo jak Jacob. Strach ten krył się w mroku, ale jednak był.
Chłopak nie wyszedł z pokoju przez dobre pół godziny. Nie odezwał się, nie wydawał żadnych głosów. Miałam czasami wrażenie, że go tu w ogóle nie ma.
Cisza stawała się nie do zniesienia, więc poruszyłam się nie spokojnie i otworzyłam oczy.
Pierwsze, co zobaczyłam po takim czasie udawania to było jasne słońce i niebieskie oczy.
Chłopak widząc, że wstałam otworzył szerzej oczy i wykonał dziwny nieokreślony ruch. Wyglądało to tak jakby chciał wstać, ale rozsądek kazał mu zostać. Podparłam się ręką i powoli podniosłam. Drugą ręką. Chciałam poprawić poduszkę za mną tak bym mogła położyć na niej obolałe plecy. Jednak moja ręką zamiast napotkać dość ciepły i wygnieciony materiał napotkała zimną jak lód skórę. Szybko spojrzałam na chłopaka a ten unikając mojego wzroku miotał szybko nim po fakturze poduszki.
Kiedy nieznajomy odsunął się wzięłam to za znak, że mogę się wreszcie oprzeć.
- Dziękuje- wychrypiałam suchym gardłem.
Chłopak w odpowiedzi pokiwał głową. Latał wzrokiem od mojej poduszki aż po wyjście z pokoju.
- Masz lodowate dłonie. - Stwierdziłam Spokojnie udając, że nie widzę jak ucieka ode mnie wzrokiem.
- Podobno ludzie bez miłości mają zimne dłonie - odpowiedział. Jego głos po takiej długiej ciszy był coś jak studnia pełna wody spotkana na pustyni.
- Bez miłości? Każdy kogoś lub coś kocha. - Odpowiedziałam i przełknęłam ślinę by, choć trochę zwilżyć gardło. Jednak nie przyniosło to zbyt dużego efektu. Gardło jak suche było tak zostało dalej. Rozejrzałam się na boki szukając jakiejś szklanki z wodą albo jakąś butelką jednak znalazłam tylko wielkie i puste rozczarowanie. Szafki obok były puste. Zrezygnowana westchnęłam cicho i ponownie spojrzałam na mojego rozmówcę. Chłopak był głęboko wypatrzony we mnie. Śledził każdy mój ruch jednocześnie intensywnie myśląc.
- Jak można pokochać coś lub kogoś, jeżeli jest się zupełnie samym? Jeżeli na świecie wśród tysięcy albo milinów biliardów ludzi widzi się samych wrogów? - Powiedział w końcu. Zastanowiłam się chwilę. Jednak odpowiedź przyszła mi od razu.
- Od miłości do nienawiści jest tylko jeden krok. Ja w jakimś stopniu również kochałam Jacoba. Mimo to, co mi zrobił. Zastępował mi rodzinę. Nie zawsze był wredny. Potrafił czasem być miły.
Chłopak otworzył szerzej oczy. Patrzył się na mnie próbując znaleźć jakąś część, która zdradzałaby, że to, co powiedziałam to kłamstwo.
Nie znalazł jej jednak, więc zrezygnowany opuścił głowę i pokiwał nią parę razy.
- Przynieść ci wodę? - Zapytał dalej patrząc się w dół. - Ledwo mówisz. Nic dziwnego patrząc na to ile tu już leżysz. Twoja mama cały czas przyjeżdża i patrzy jak sie czujesz. - Zmienił temat.
Teraz ja wytrzeszczyłam oczy.
- Moja.. Mama? - Zapytałam czując napływające łzy. Czułam ból, tęsknotę i strach.
Tyle lat minęło, tyle lat jej nie widziałam.
Bałam się sie, że mnie nienawidzi. Ma mnóstwo powodów do nienawiści. Głównym może być to, że stałam sie dziwką. Z własnego wyboru czy nie, ale sie nią stałam.
- Kiedy usłyszała, że żyjesz wzięła wolne w pracy i jechała najszybciej jak to było możliwe do szpitala? Twój ojciec..- Mój ojciec. Moim ciałem przeszedł dreszcz. Tak długo ich nie widziałam. - ... Dzięki temu twoja matka w ogóle wyszła ze szpitala. Pewnie gdyby nie to zew twój ojciec ma głowę na karku to twoja mama padła by z przemęczenia. - Przez za myślenie usłyszałam tylko koniec wypowiedzi.
Chłopak nie zmienił swojej pozycji. Co najwyżej pocierał ręką twarz i próbował unieść głowę jednak jak szybko próbował tak szybko przestawał i wracał do poprzedniej pozycji? ·- Dlaczego boisz się sie spojrzeć mi w twarz? - Zapytałam w końcu, czując sie jak najbrzydsza osoba na świecie. Pomimo bólu schyliłam sie na tyle ile było mnie stać. Chciałam zobaczyć jego piękne jasne tęczówki.
- Nie chce poczuć tego samego, co czułem przez ostatni tydzień. Nie chce widzieć tego samego. Nie chce.. Nie chce sie .. - Ostatnie słowo powiedział tak cicho, że nie doszło to do mnie mimo głębokiej ciszy, która okrywała nas z każdej strony.
No, więc tak... Miesiąc...
Tyle mnie nie było. Aż mi kurwa smutno...
Tyle nie miałam telefonu, Internetu...
Tyle sie zmieniło...
Cholera..
Ja..
Kuźwa...
Nie...
Jeżeli ktoś chce wiedzieć, czemu byłam offline tyle czasu piszcie priv...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top