7.
Gabriel jest u mnie jeszcze przez kilka godzin. Przez większość czasu stara się zabawiać Michałka, a ja w tym czasie przygotowuję obiad. Nie wiem, czy zjadliwy, bo średnio mogę się skupić nie tylko na tym, ale na czymkolwiek. W międzyczasie wyjawiam Gabrielowi problem z monitoringiem. Oczywiście zagląda do niego, stwierdzając, że kamera została uszkodzona podczas burzy. Obiecuje naprawić usterkę w przeciągu kilku dni. Zawsze pomaga nam przy różnego rodzaju awariach. Zawsze był, zawsze wygląda na to, że jest kiedy sytuacja tego wymaga.
- Dziękuję, że zostałeś - mówię, zbierając naczynia ze stołu, ale jednocześnie w głębi duszy wolałabym, aby już sobie poszedł.
- Żaden problem. Dla takiego spaghetti było warto - żartuje Gabriel, puszczając mi oczko.
Na mojej twarzy po raz pierwszy pojawia się zalążek uśmiechu. Najwidoczniej moja mimika płata mi figla.
- I dla takiego uśmiechu - dodaje, ale zaraz poważnieje, po czym wstaje od stołu. To miłe, że próbuje podnieść mnie na duchu, ale całkowicie zbędne.
Odwracam się, aby zanieść talerze do kuchni, lecz przede wszystkim dlatego, aby udać, że nie słyszałam tego jakże wyszukanego żartu. Wcale nie jest mi do śmiechu. Tamten gest był niekontrolowany, całkiem mimowolny.
- Na mnie już czas. Poradzisz sobie? - Słyszę zza pleców, gdy pochylam się do zmywarki.
- Jasne i tak nie musiałeś tyle ze mną siedzieć. - Prostuję się, prawie wpadając na Gabriela. Uderza we mnie zapach męskich perfum, takich, od których może zakręcić się w głowie. Kiedy on się tak mocno wypachnił?
- Ale chciałem - oznajmia, ale zaraz ukradkiem spogląda na zegarek na nadgarstku. Od razu zauważam jego nagłą zmianę nastroju, gdy jego rozbiegane spojrzenie zdradza zakłopotanie. Na pewno dopiero zdał sobie sprawę z tego ile się zasiedział.
Obserwuję, jak odwraca się i
przechodzi do korytarza.
- Poza tym muszę dbać o swojego chrześniaka, podczas gdy jego ojciec nawala - rzuca przez ramię.
Trochę to wprawia mnie w osłupienie, ale nie daję niczego po sobie poznać. Wygląda na to, że przejął się rolą wujka, ale przede wszystkim po raz pierwszy jawnie mówi cokolwiek negatywnego na temat swojego brata. Raczej spodziewałam się, że twardo będzie stał za nim.
- Dzięki - wyznaję krótko.
Pomimo tego decyduję się na mały gest wdzięczności. Podchodzę i spontanicznie przytulam się do Gabriela. Wydaje mi się, że zaskakuję go tym nagłym gestem, ale odwzajemnia go bez wahania. Po czym odsuwam się pierwsza i wtedy mogę przysiąc, że słyszę, jakby głośne bicie serca.
- Odezwę się jutro - rzuca w drzwiach, na co ja przytakuję.
Patrzę jak mężczyzna wychodzi, a gdy tylko znika, pospiesznie zamykam oba zamki i przyciskam czoło do drzwi. Ulatuje ze mnie ciężar całej sytuacji.
Jestem wdzięczna Gabrielowi za okazane mi wsparcie, jak również mam wrażenie, że jest po mojej stronie. Od zawsze potrafił wnieść do domu pozytywną aurę. Czasami poznajemy osoby i od razu czujemy, że możemy z nimi porozmawiać o wszystkim. Dobrze jest otaczać się dobrymi ludźmi. Myślę, że bez wątpienia mój niedoszły szwagier należy do takiego grona.
I wtedy właśnie z siłą tsunami uderza we mnie wszechobecna pustka, ale przede wszystkim fakt, że nie ma mowy o dawaniu sobie jakiekolwiek szansy. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Nigdy już nas nie będzie. Wszystko bezpowrotnie i na zawsze minęło.
- Nie, nigdy więcej - wypowiadam na głos, jakbym składa przysięgę przed samą sobą.
Wypuszczam nagromadzone powietrze. To zbyt dużo jak dla mnie. Niech ten dzień już się w końcu skończy - błagam w myślach. Czuję się jak zawieszona w próżni, licząc nie wiadomo na co. Mam nadzieję, że Hubert w końcu po prostu będzie miał odwagę spojrzeć mi prosto w oczy i wyznać prawdę, żebym tylko wiedziała na czym stoję. W przeciwnym razie ta niewiedza wykończy mnie, albo doprowadzi do cholernego obłędu. Oby jutro Gabrielowi udało się coś wskórać w kancelarii.
Wchodzę do pokoju synka sprawdzić, czy jeszcze śpi. Nagle rozlega się dzwonek komórki, którą zostawiłam w obok w sypialni. Biegnę po nią jak oparzona. Może to Hubert?
Kiedy widzę pojawiające się na wyświetlaczu imię, moja nadzieja zostaje pogrzebana i wrzucona do ciemnego dołu wraz z resztkami optymizmu i nadziei.
- No część, siostra! Co tam? Nic się nie odzywasz - zaczyna Julka piskliwie i żywiołowo, tak, jak ma w zwyczaju.
- Część - opowiadam, starając brzmieć jak najbardziej normalnie. - Wiem, że miałaś dzisiaj wypad do Karpacza. Czekałam aż sama zadzwonisz i opowiesz mi o wszystkim.
- W sumie nawet było spoko, aż do momentu, gdy Kamil z Żanetką się nie pokłócili i chcieli szybciej wracać. I tak czułam się jak piąte koło u wozu. Żałuję, że dałam się namówić na ten głupi wyjazd.
- Aha - bąkam.
Jest mi coraz trudniej grać twardą. Obawiam się, że zaraz pęknę jak tama i ponownie zaleję się łzami. Nawet nie jestem w stanie siedzieć, tylko chodzę nerwowo.
- A co u ciebie? Coś się stało? Brzmisz jakoś dziwnie. - Cała moja siostra. Nic się przed nią nie da ukryć.
- Julia... - łamie mi się głos.
- Cholera, Lu, co się dzieje?
- Hubert - cicho wzdycham, jednocześnie czuję, że już ściska mnie w gardle. Obawiałam się tej niełatwej rozmowy.
- Co z nim?
- On... on odszedł.
- Co?! Jak to? Co mu się stało?
- Właśnie o to chodzi, że nie mam pojęcia.
- Ale kiedy, jak? Ja pieprzę - komentuje jawnie wzburzona.
- Zostawił list.
- O, Boże! Wyjaśnia dlaczego to zrobił?
- Nie, żadnych wyjaśnień. Nic, zupełnie nic. Należą mi się przecież jakiekolwiek słowa wyjaśnienia.
- Lu, już jadę do ciebie - rzuca do słuchawki, po czym słyszę w tle jakieś szumy.
- Nie musisz też przyjeżdżać. Trochę już ochłonęłam, jeśli można tak powiedzieć - próbuję ją zatrzymać i dopiero po sekundzie dociera do mnie sens moich słów.
- Zaraz, zaraz. Też? Ktoś jest u ciebie? - dopytuje zdyszana.
Dosłownie zasycha mi w gardle. Nie wiem czemu, ale mam obawy wyjawić siostrze, że Gabriel wyszedł dziesięć minut temu. Zapada stresująca cisza, chociaż i tak podejrzewam, że już się domyśla.
- Gabriel - siostra pierwsza mówi jego imię.
- Tak, ale już pojechał. Myślałam, że będzie coś wiedział o Hubercie. Tym bardziej że wczoraj byli razem. A poza tym nie chciałam ci psuć wyjazdu - tłumaczę.
- Ach. - Słyszę długie westchnienie. - I co mówił?
- Nic. Obiecał, że jutro pojedzie do kancelarii rozmówić się z Hubertem, bo jego telefon w ogóle nie odpowiada.
- Rozumiem. A nie wydaje ci się to dziwne? Mają ze sobą zajebisty kontakt, ciągle się widzą i myślisz, że Hubert o niczym by się Gabrielowi nie zwierzył?
- Hmmm...Wydaje mi się, że Gabriel by mnie nie okłamał.
- Są braćmi, to chyba bardziej prawdopodobne, że będą się kryć. Poza tym wiesz jedność plemników i tak dalej.
- Julka, daj spokój - uspokajam siostrę, chociaż jej słowa dają mi do myślenia.
Z jakichś niewyjaśnionych powodów ufam Gabrielowi. Chyba po prostu nie było jeszcze żadnej okazji ku temu, aby było inaczej.
- Pomimo tego czuję, że powinnam być teraz przy tobie - nalega już spokojniej.
- Na pewno wróciłaś zmęczona, poza tym masz do mnie godzinę drogi, a jutro z samego rana musisz być na zajęciach.
- Nie, no pewnie! Świat mi się nie zawali od jednego straconego dnia na uczelni. Siostra jest dla mnie ważniejsza - wyjaśnia dobitnie, co mocno mnie uderza.
- Dziękuję ci bardzo, Julcia, ale chcę pobyć sama. Muszę zebrać myśli - decyduję się na szczerość, chociaż wiem, że łamię jej serce.
- Jesteś pewna?
- Tak, przepraszam.
- A to skurwiel. Niech ja tylko go zobaczę, to odechce mu się wszystkiego, jak zamienię jego facjatę w zgnite jabłko - odgraża się.
Zazwyczaj Julka pokazuje łagodne usposobienie, ale, gdy już ktoś naciśnie jej na odcisk, to potrafi zmienić się w agresywną bestię. Co prawda jeszcze nigdy w życiu nie widziałam, żeby komukolwiek wyrządziła jakąś krzywdę, ale odgrażać to się umie. Chyba że w końcu nadejdzie ten pierwszy raz. Wolę nie być tego świadkiem. Brzydzę się przemocą w każdej formie.
- Julka, a może wczoraj na rynku z tamtą kobietą, to jednak był Hubert? - pytam w nadziei, że kategorycznie zaprzeczy. Nie zniosłabym zdrady, ale choćby prawda okazała się najgorsza, to i tak wolę ją znać.
- W pierwszej chwili owszem nie byłam pewna i pomyślałam, że niepotrzebnie tylko mogłam cię zdenerwować, i może mi się wydawało. Ale szczerze, to wydaje mi się, że to był Hubert - tłumaczy, a mnie coraz bardziej ściska w gardle.
- No to wiele wyjaśnia - wzdycham i dopiero łapię się, że drapię do krwi skórki przy paznokciach wolnej ręki.
- Może ja jednak przyjadę?
- Muszę to przetrawić sama w swojej głowie. Nic mi nie będzie, naprawdę - zapewniam, starając się brzmieć przekonująco.
- Okej, jak chcesz. Tylko jakby co, to proszę dzwoń do mnie.
- Jasne, przecież wiem. Dziękuję ci, Julka.
- Ściskam.
- Pa - kończę i opadam na łóżko.
Staram się unormować oddech, więc biorę kilka głębokich wdechów. Nie trwa to jednak długo, ponieważ słyszę budzącego się Michałka. Idę do jego pokoju i wyciągam z łóżeczka. Dobrze, że mam dziecko. Ono jest teraz dla mnie całym światem, moim sensem życia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top