15.
Gdzieś w środku nocy budzi mnie płacz Michałka. W półśnie przechodzę do jego pokoju, aby sprawdzić, co się dzieje. Tym razem najwidoczniej musiało mu się coś śnić, bo jak tylko głaszczę go po głowie, to już po chwili ponownie zasypia. W obecnej sytuacji lepiej będzie, jeśli przeniosę jego łóżeczko do swojego pokoju. Mam nadzieję, że Gabriel mi w tym pomoże.
Jeszcze przez chwilę obserwuję syna. Widząc, że spokojnie śpi, postanawiam przy okazji zejść na dół, napić się wody. Chowam do kieszeni szlafroka elektryczną nianię i wychodzę po cichu z pokoju.
Ledwo widzę na oczy, lecz po omacku udaje mi się włączyć światło na korytarzu. Po drodze mijam pokój gościnny, w którym ulokowałam Gabriela. Dziwne, ale drzwi są lekko uchylone, a w dodatku nie widać, żeby w środku świeciło się światło.
W kuchni tylko włączam oświetlenie pod szafkami, po czym szybko nalewam wodę do szklanki z dzbanka filtrującego. Upijam kilka łyków i o mało się nie zachłystuję, gdy dociera do mnie nagły odgłos z zewnątrz. Wydaje mi się, że to z ogrodu od strony tarasu. Wyłączam oświetlenie, starając się być niewidoczna. Robię kilka ostrożnych kroków w stronę drzwi tarasowych. Pomimo że dom jest skąpany w ciemnościach, na tyle dobrze znam rozkład umeblowania, że o nic się nie potykam. Czuję w żyłach moc adrenaliny wywołany tajemnicą do rozwikłania.
Docieram do okna, doszukując się nie wiadomo czego. Moje zmysły szaleją na najwyższych obrotach. Staram się wyostrzyć słuch oraz wytężyć wzrok, gdy nagle ponownie coś słyszę, jakby tłumiony śmiech, jakieś pojedyncze słowa, których nie jestem w stanie zrozumieć.
O, Boże czy wokół domu kręci się włamywacz albo cała banda?
Jestem przerażona. Moje żyły zaczyna wypełniać panika. Muszę pobiec i obudzić Gabriela. Całe szczęście, że został na noc. Sama już bym tu chyba zeszła na zawał. Jednak w tej samej chwili okazuje się, że jakaś postać wyłania się z ciemności i wchodzi z ogrodu na taras, po czym zajmuje miejsce na jednym z leżaków. Dosłownie rozkłada się na nim, krzyżuje nogi na podnóżku, a ręce splata za głową. W końcu dostrzegam kto jest tym intruzem. Przecież to Gabriel. Rozpoznaję go dopiero, gdy światło księżyca pada na jego zarys sylwetki. Dodatkowo punktowe oświetlenie przy deskach tarasowych podświetla od spodu leżak. Nie będę mu przeszkadzać, jeśli lubi nocne eskapady sam na sam. Gorzej, jeśli lunatykuje. Słyszałam, że ponoć wtedy lepiej nie budzić takiej osoby, i najlepiej zaprowadzić do łóżka, aby przypadkiem nie wyrządziła sobie krzywdy. Ale do cholery, nie mam zamiaru przypatrywać się jemu dłużej. Muszę iść spać, tym bardziej że czeka mnie jutro ważne spotkanie. Z drugiej strony, jeśli zostawię Gabriela, to i tak nie będę potrafiła zmrużyć oczu.
- Cholera jasna - mruczę pod nosem.
Może po prostu zaświecę lampkę stojącą na komodzie i sprawdzę, czy on to zauważy. Lunatyk z pewnością jest odcięty i nie zareaguje na takie bodźce.
Robię to zakłopotana całą sytuacją i obserwuję, co dzieje się na zewnątrz. Lecz Gabriela już nie ma w miejscu, w którym go widziałam. Na pewno nie przewidziało mi się. Mija kilka sekund i jedna strona drzwi tarasowych powoli się rozsuwa. Odruchowo szczelnie owijam się szlafrokiem, przewiązując się w pasie.
- Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć - oznajmia cicho Gabriel.
Najgorsze, że ma na sobie tylko bokserki oraz białą koszulkę bez rękawów. Wcale moje zamglone spojrzenie nie skanuje jego odznaczających się mięśni i szerokich ramion. Dobrze, że tego nie widzi. Na szczęście panuje półmrok, bo światło z lampki ledwo go oświetla, ale i tak w zupełności wystarczy, aby widok przede mną odebrał mi mowę. Wydaje mi się, że pod osłoną nocy jesteśmy bardziej skłonni do robienia lub myślenia o rzeczach, które w dzień byłyby odebrane zgoła inaczej, bezwstydnie.
- Słyszałam jakieś głosy, więc podeszłam sprawdzić - wyjaśniam lekko zakłopotana.
Ale Gabriel, jakby nic sobie z tego nie robiąc, podchodzi do mnie, a co najdziwniejsze bez pardonu chwyta mnie za rękę i prowadzi na zewnątrz. Tak po prostu bez słowa wyjaśnienia. Oszołomiona nie jestem w stanie w żaden sposób zareagować. Przynajmniej mam pewność, że nie lunatykuje. Chyba.
- Choć, coś ci pokażę - rzuca tylko w międzyczasie i mocniej zaciska dłoń.
W miejscu styku naszych palców odczuwam, jakby delikatne mrowienie. Sama zaczynam się zastanawiać, czy, aby na pewno to ja nie lunatykuję.
Kiedy staję na deskach tarasowych uderzają we mnie odgłosy przyrody. W taką czerwcową ciepłą noc, gdzieś w oddali słychać skrzek żab, cykanie świerszczy. Strumyk, który niegdyś uruchamiał wielkie koło młyna, swoim pluskiem wygrywa kojącą melodię.
- Dzisiaj jest szczególna noc - mówi tajemniczo Gabriel. - Najlepiej będzie, jeśli położysz się na leżaku.
Robię, co mówi. Nie zadaję pytań. Zwycięża moja ciekawość.
- I spójrz w górę - dodaje całkiem cicho i łagodnie.
Patrzę na niebo usłane gwiazdami. Nie dość, że jest bardzo ciepło, to nie ma żadnych chmur i można podziwiać miliony gwiazd, magicznie iskrzących dla nas.
- Poczekaj chwilę, zaraz na pewno to zobaczysz.
- Ale co dokładnie masz na myśli? - drążę temat z lekkim zniecierpliwieniem.
- Trochę cierpliwości. Czasem tylko, albo aż ona wystarczy do przeżycia czegoś pięknego - tłumaczy zagadkowo.
- Chodzi ci o spadającą gwiazdę? - sugeruję pytająco.
- Akurat dzisiaj jest deszcz meteorów z roju eta Akwarydów.
Ta nazwa brzmi dla mnie tak kosmicznie i zbyt abstrakcyjnie, że wyzwala we mnie chęć udziału w tym podniebnym spektaklu. Tak się składa, iż jeszcze nigdy w życiu nie widziałam spadającej gwiazdy.
Wpatruję się w czarny ocean bezkresnej otchłani, a przecież nie powinnam tu być, powinnam dobrze się wyspać, co i tak w ostatnich tygodniach graniczy z cudem.
W pewnej chwili doznaję olśnienia i odbiera mi mowę. Ja naprawdę widzę spadającą gwiazdę. Trwa to dosłownie ułamek sekundy, ale jest spektakularne.
- O, Boże... - dukam w euforii. - Widziałam! - głośniej mi się wyrywa. - To niesamowite, cudowne.
Ta zabawa zaczyna podobać mi się coraz bardziej.
- Pomyśl życzenie - szepcze z leżaka obok mój towarzysz.
Cóż innego mogę sobie pomyśleć, jak to, że po prostu pragnę być szczęśliwa, wtedy wszystko dookoła na pewno będzie się układać.
Jak to mówiła moja babcia, że szczęście człowieka leży w jego oczach i tylko od niego zależy, jak je zobaczy. Więc chciałabym tak postrzegać swoje życie, żeby zawsze widzieć szczęście.
- O, jeszcze tam - mówi całkiem rozweselony Gabriel. Najwidoczniej również sprawia mu to sporą frajdę.
- Długo już tu jesteś? - pytam i nadal wpatruję się w niebo. Czas, jakby się zatrzymał.
- Nie, całkiem niedawno przyszedłem. Dopiero o drugiej miało się zacząć. Szkoda, że nie mam tutaj swojego teleskopu. Wstyd się przyznać, ale w takie bezchmurne noce jak ta, potrafię spędzić kilka godzin na wpatrywaniu się nie tylko w gwiazdy.
- A co jeszcze można zobaczyć? - Może zadaję głupie pytanie, ale jestem w tym temacie kompletnym laikiem.
- Nieziemsko wyglądają pierścienie Saturna, tarcza Jowisza, czy kratery na Księżycu. To tylko niewielki ułamek tego, co można zobaczyć w perspektywy Ziemi. Tak naprawdę jest nad naszymi głowami rozpościera się bezmiar niezwykłości i czasoprzestrzeni - wyjaśnia, ale odnoszę wrażenie, że mógłby godzinami opowiadać o tym.
- Brzmi fascynująco.
- Zawsze ilekroć patrzę w kosmos, uświadamiam sobie, jak mali jesteśmy w porównaniu do Wszechświata. Że gdzieś tam po drugie stronie globu ludzie też mogą widzieć ten sam Księżyc i planety.
Mam wrażenie, że nawiązuje do swoich rozmów z ojcem. Może to z nim prowadził monolog, a ja mu przeszkodziłam.
Odwracam nagle głowę w kierunku Gabriela. Jego czarne oczy lśnią blaskiem jak dwie iskry, ale zamiast patrzeć w górę, wycelowane są prosto we mnie. Czy on przez ten czas oby na pewno patrzył w niebo? Czułam na sobie jego niemal palące spojrzenie. Biorę głęboki wdech. Dlaczego z jednej strony racjonalna część mnie zdaje sobie sprawę z tego, że musi iść, a ta druga, nierozważna, pragnie tu zostać i tak trwać, beztrosko wypatrując spadających gwiazd. Czegoś, co zawsze istniało nade mną, ale nigdy tego nie podziwiałam. Nigdy nie zatrzymałam się i nie spojrzałam na to w tak ekstremalnie wzniosły sposób. Żyłam w nieświadomości, a wystarczyło unieść głowę.
Nagle Gabriel wstaje ze swojego miejsca i podchodzi do mojego leżaka, po czym siada po turecku na deskach zaraz obok mnie.
- Popatrz tu na prawo. - Wskazuje palcem w górę.
Dociera do mnie męski zapach jego perfum. Nie mogę się skupić, ale wytężam wzrok na miejscu, który wskazuje.
- Ten mały czerwony punkt to Mars. Wypatruj punktów, które nie mrugają, jeśli chcesz dostrzec planetę. Z kolei tylko gwiazdy mrugają.
- Naprawdę?
- Tak, a wiesz, że w rzeczywistości gwiazdy to przeszłość.
- Raczej przyszłość. Ludzie z gwiazd potrafią odczytać przyszłość - wtrącam.
- Wyobraź sobie, że niektórych gwiazd już od wieków nie ma. Już nie istnieją, a nadal je widzimy.
- Jak to?
- Bo mogły znajdować się tak daleko, że ich światło dociera do nas dopiero po milionach, a nawet miliardach lat - wyjaśnia.
- Aha - ledwie udaje mi się wycedzić. Jestem pod wrażeniem.
Ignoruję fakt, iż powinnam czym prędzej stąd zwiewać, lecz z niewiadomych powodów ciągle to odwlekam. Jego opowieści brzmią tak intrygująco.
- A ty pomyślałeś sobie życzenie? - pytam.
- Od lat mam tylko jedno.
Zaskakuje mnie jego odpowiedź. Nie zamierzam pytać, o jakie życzenie chodzi, pomimo że jestem szalenie ciekawa.
Uciekam wzrokiem gdzieś ponad nas. Najlepiej będzie, jeśli już sobie stąd pójdę. Owijam się szczelniej szlafrokiem i zaczynam się podnosić, a wtedy słyszę przeciągłe westchnienie.
- Chciałbym chociaż spojrzeć w oczy swojemu ojcu i dowiedzieć się, czemu nas zostawił - oznajmia, a mnie dosłownie zamurowuje.
Nie wiem, co mam zrobić z tą informacją. Najwidoczniej Gabriel uznał, że chce podzielić się ze mną tym, co mu leży na sercu.
Siadam na rogu leżaka. Coś mi podpowiada, że jednak muszę zostać, że on tego potrzebuje.
- Każde z nas czeka na szczerość - podsumowuję.
- Tak, widać, że mamy ze sobą wiele wspólnego. W sensie pragniemy tego samego.
- Racja. W końcu najgorsza prawda jest lepsza niż najlepsze kłamstwo.
Wstaję raptownie z leżaka i robię kilka kroków wzdłuż tarasu. Puste echo odbijające się od moich gołych stóp jedynie wzmacnia przekaz. Nie wracam do domu, a jedynie przechadzam się w tą i z powrotem. Przemyślenia odcinają mnie na moment od otaczającego świata. W pewnym sensie trwam ciągle na rozdrożu. Muszę odciąć się od przeszłości. Potrzebuję uwolnienia a odpowiedź sama przyjdzie.
W pewnym momencie nagły powiew letniego wiatru rozwiewa mi włosy. Próbuję zabrać je z twarzy, ale zanim mi się to udaje, same znikają mi sprzed oczu, a ja prawie potykam się o donicę. Mocny chwyt w pasie ratuje mnie w ostatniej chwili. Moje ciało raptownie się spina. Jestem w potrzasku, przyciągana do jego ciała. Obijam się o twardy tors Gabriela.
- Jaa... - dukam.
- Mogę widzieć miliony spadających gwiazd, mogę mieć zawsze to samo nierealne życzenie, ale to ja sam jestem kowalem swojego losu i spełniam swoje życzenia - mówi mi prosto w twarz, a przestrzeń między nami niepokojąco się zmniejsza.
Odcina mi myślenie. Mój rozbiegany wzrok nie współgra z umysłem, a rozchylone usta zamierają z utraconymi słowami.
Nagle to czuję. Niespodziewane doznanie niczym kolejny powiew wiatru, lecz tym razem ciepłego i o wiele mocniejszego. Usta Gabiela powoli i leniwie smakują moje. Jego mocna dłoń spoczywa w dole moich pleców, a druga dotyka mojego policzka, jakby chciał, żebym mu nie uciekła, ale zarazem jest na tyle delikatny, jakby nie chciał mnie przestraszyć. Za późno, to już się wydarzyło. Ale zamiast być sparaliżowana, odwzajemniam pocałunek. Wtedy Gabriel dostaje ciche przyzwolenie i mocniej napiera na mnie. Przyciąga mnie tak do siebie, że zaczyna brakować mi powietrza. Czuję się wręcz uwielbiana. Całujemy się coraz szybciej i intensywniej, jakby świat się miał zaraz skończyć. Naszym świadkiem jest Księżyc i w tle miliardy gwiazd, ale pomimo tego odnoszę wrażenie, że cały Wszechświat skurczył się do mikrorozmiarów. Brakuje mi tlenu, aż zaczyna kręcić mi się w głowie.
Raptowny dźwięk z elektronicznej niani wybudza mnie z letargu. W ułamek sekundy odsuwam się od Gabriela, a jego zamglone spojrzenie skanuje moje usta. Przemyka powieki z pełnym wyrazem bólu na twarzy. Lecz nie dbam już o to. Odwracam się i niczym torpeda biegnę do góry do synka.
To był poważny błąd i dobrze, że został w porę przerwany. Jestem pewna, że więcej już nie pozwolę Gabrielowi na jakiekolwiek zbliżenie, czy nawet dotyk. Tylko najgorsze, że jego smak mam stale na ustach i nie mogę pozbyć się uczucia, które towarzyszyło mi podczas tej chwili zapomnienia.
Bezwiednie oblizuję wargi.
______
Ach ten Gabryś ️✨️
Ciekawe czy Luiza wytrwa w swoim postanowieniu 🤔
Do następnego
Wasza A. 💋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top