14.


Wyciągam z lodówki woreczek z lodem i owijam go ściereczką. W domowej apteczce udaje mi się znaleźć żel po ukąszeniu owadów.

- Mam nadzieję, że to pomoże. - Przekazuję rzeczy Gabrielowi, który w międzyczasie usiadł w salonie na kanapie.

Z trudem przychodzi mi patrzenie na jego opuchnięte czoło. Nie zważając na wcześniejsze skrępowanie, zajmuję miejsce obok niego.

- Pod stropem jest gniazdo szerszeni. Nie widać go z dołu. Dopiero jak drabina była oparta o ścianę, to zajrzałem pod skos i najwidoczniej za bardzo się spodobałem - wyjaśnia, starając się rozładować emocje.

Zabawne, że nie ma pojęcia, jak bardzo prawdziwe są jego słowa. Obraz z kamery staje mi przed oczami. Zaciskam wargi ze wstydu.

- Zgłoszę to straży. Trzeba jak najszybciej zrobić z tym gniazdem porządek - dodaje z nutą irytacji.

- Jasne.

Wychodzi na to, że zaraz po tym użądleniu i w obawie przed kolejnym, był zmuszony założyć koszulkę. Pewnie dlatego też wpatrywał się w kamerę i dziwnie się zachowywał. To by się zgadzało. Co ja sobie do cholery wyobrażałam? Że pręży mięśnie z myślą o mnie, żeby mi zaimponować? Policzkuję się mentalnie. Kolejny raz działałam zupełnie irracjonalnie. Najwidoczniej zdrada Huberta bardziej namąciła mi w głowie, niż mi się wydaje.

Gabriel uśmiecha się półgębkiem i przykłada do czoła zimny okład, lecz raptownie uśmiech znika mu z twarzy, a zastępuje go grymas bólu. Syczy.

- Daj, ja to zrobię.

Próbuję zabrać mu z rąk okład, ale zanim to mi się udaje, zauważam kilka blizn na wewnętrznej stronie jego nadgarstka. Nigdy nie zwróciłam na nie uwagi. Może jak dotąd sprytnie udawało mu się je chować, a teraz umknęło mu to. Wyglądają tak, jakby były śladami po podcinaniu żył. Na oko nie mają więcej niż pięć centymetrów. Ułożone kolejno obok siebie, gdzie niektóre przecinają się. Wprawdzie blizny są cienkie i jasne, co może wskazywać, że zostały wykonane dawno, ale pomimo wszystko bardzo mnie one niepokoją.

Co takiego wydarzyło się, że do tego doszło? Oczywiście to kolejna sprawa, o której Hubert mi nie powiedział. Wiem tylko, że po odejściu ojca, ich matka latami walczyła z depresją, aż było tylko gorzej i doszczętnie się załamała. Nigdy nie opowiadał mi o innych mrocznych szczegółach z ich przeszłości. Nie wydaje mi się, żeby Gabriel zrobił to po odejściu Anastazji. Raczej rany nie zdążyłyby się do tego stopnia zagoić. W takim razie dlaczego powstały?

- Nadal nie wygląda to dobrze. Odwiozę cię - proponuję, stale dotykając jego czoła, ale równocześnie zachowując się tak, jakby nic się nie stało, jakbym nie zobaczyła tego małego szczegółu, który w gruncie rzeczy oznacza coś przełomowego dla mnie. To sprawia, że zaczynam patrzeć na Gabriela w zupełnie inny sposób. Chciałabym poznać jego historię i dramaty, o których nie miałam pojęcia.

- Tylko potem nie będę miał czym wrócić po auto - odpiera.

- W takim razie najlepiej będzie, jeśli zostaniesz na noc. Do jutra na pewno ci się poprawi. - Moja propozycja zaskakuje mnie samą, ale jestem mu coś winna.

- Nie chcę robić problemu. - Gabriel delikatnie marszczy brwi, lecz sądząc po skwaszonej minie, przychodzi mu to z trudem.

- Żaden problem - podkreślam nieustępliwie i sięgam po łagodzący żel.

Opuszkami palców delikatnie rozsmarowuję preparat na lodowatym czole Gabriela. Czuję pod nimi, jak napinają mu się mięśnie twarzy. Widzę, jak do granic zaciska żuchwę. Przecież nie sprawiam mu bólu. W końcu żel powinien szybko złagodzić to miejsce, a pomimo tego mam wrażenie, że powoduję Gabrielowi dyskomfort. I chociaż przed momentem jego skóra mroziła, teraz bije od niej paląca gorąc. Zabieram palce, żeby dalej nie rozgrzewać opuchlizny i aby preparat mógł zrobić swoje.

- Muszę do czegoś ci się przyznać - zaczynam. - Odkąd nie ma Huberta, trochę boję się nocek na tym odludziu - zwierzam mu się, ale po sekundzie stwierdzam, że mogłam ugryźć się w język. Oby Gabriel źle tego nie odebrał.

- Tym mnie przekonałaś - momentalnie odpowiada i przenosi wzrok na mnie.

- W takim razie przygotuję ci pokój - mówię, po czym wstaję z miejsca. Wolę przerwać napięcie, które zaczyna mnie niepokoić.

Nie wiem, czy propozycja noclegu jest z mojej strony właściwa, ale na pewno jest rozsądna - tłumaczę sobie w pokrętny sposób.

- Boisz się tu mieszkać? - słyszę za plecami.

- Trochę. Od kilku dni noc wywołuje we mnie poczucie pustki, osamotnienia...

- Braku bezpieczeństwa - wtrąca.

- Tak, to też.

Odwracam się w jego stronę. Wpatruje się tym swoim ciemnym jak mrok spojrzeniem, przeskakując po mojej twarzy, jakby przeszywał mnie na wylot. Na szczęście opuchlizna znad jego oka powoli ustępuje. Chciałabym odetchnąć z ulgą, lecz blokuje mnie nieznane mi przeczucie.

- Wiem, co czujesz. Bezsenne noce są najgorsze. Wachlarz emocji, ból, złość, niesprawiedliwość, powodują gonitwę myśli. Daj sobie czas na odczuwanie tego wszystkiego. Tylko wtedy będziesz mogła puścić przeszłość. Uwolnienie się jest najważniejsze. - Brzmi to, jak przemowa terapeuty, ale czuję, że wie, co mówi. Jego słowa, niczym skrywana od lat tejmnica, wydają się wybrzmiewać wprost z serca.

- Myślałam, że sobie radzę. - Zrezygnowana ponownie opadam na kanapę i wzdycham.

Pozwalam sobie na chwilę prawdy. Coś jest w tym mężczyźnie, że gdy jest obok zupełnie znika bariera, którą najwidoczniej sama zbudowałam. Okazuje się, że dopiero poznaję tego człowieka i coraz bardziej przekonuję się do niego.

- Każdy stara się jakoś sobie radzić. Różnie to wychodzi. Nie tłum emocji - kontynuuje.

- Chyba masz rację.

- Wiem co mówię - podkreśla.

- Może o tym za wcześnie, ale na dłuższą metę nie chcę tu mieszkać. Wolę wrócić do miasta. Wszędzie będę mieć bliżej, czy chociażby do żłobka - podaję mu racjonalne argumenty, lecz najgorsze jest to, że każdy kąt przypomina mi o Hubercie.

- Rozumiem.

- A przede wszystkim to jego dom. Jak kiedyś w końcu wróci, będzie mógł w nim zamieszkać z kimkolwiek będzie chciał, byle nie ze mną - mówię stanowczo.

- Hubert nie wie, co stracił.

Spuszczam wzrok na swoje kolana.

- Luizo, przepraszam cię za niego.

- Gabriel, jesteś ostatnią osobą, która powinna mnie przepraszać, a już tym bardziej za czyny swojego brata.

- I jak na ironię, to on zwykle ratował mnie z opresji.

- Taki byłeś niegrzeczny? - Unoszę brwi, skupiając na nim spojrzenie. Ciekawy wątek.

- Dużo by opowiadać. Może lepiej nie chwalić się niechlubną przeszłością. Jeszcze źle o mnie pomyślisz - wyjaśnia niby z powagą, ale jego wyraz twarzy jest mocno zawadiacki. Taki, za którym mogłoby się kryć wiele podtekstów.

- Nie mieliście łatwo - wypalam, chociaż chyba powinnam ugryźć się w język.

- To prawda. Wiem, że również nie miałaś łatwego życia. Nie powinno cię to spotkać.

Najwidoczniej zamierza kontynuować ten delikatny temat. Mam wrażenie, że chce dodać mi otuchy.

- Tak to już jest, jedni odchodzą, a na ich miejsce pojawią się inni. Taka kolej losu. - Tłumię napływające łzy, które powoli zamazują mi obraz. Staram się być twarda, ale tak już mam, że potrafię szybko się rozczulić.

- Rodzice powinni zawsze trwać przy swoich dzieciach - niespodziewanie wypowiada zdanie, po którym dociera do mnie fakt, jak często historia lubi się powtarzać.

- Tu masz rację. Takie zachowanie nie ma żadnego usprawiedliwienia - dodaję.

- A z drugiej strony, jak to mówią - nie ma ludzi niezastąpionych.

Najwidoczniej Gabriel chce pokazać, że nauczył dystansować się do przykrych okoliczności swojego życia.

- Moja babcia, pomimo że mnie nie urodziła, to wychowała nas obydwie z siostrą. Starała się jak mogła, aby zastąpić nam rodziców. Kosztowało ją to wiele zdrowia.

- Miałyście to szczęście. Szkoda, że ja nigdy nawet nie poznałem ojca. Dla mnie kimś takim od zawsze był Hubert. Przez lata zastanawiałem się, czy mój biologiczny ojciec żyje, czy myśli w ogóle o mnie, czy byłby dumny ze mnie, i co bym mu powiedział, jeśli byśmy się spotkali. Teraz już wiem, że są pewne pytania na które nigdy nie uzyskamy odpowiedzi. - Posępnieje.

- Niestety - dodaję na granicy płaczu. - Próbowałeś go szukać? - pytam zaciekawiona.

Odpuściłam ten temat z Hubertem. Pamiętam, że raz jeden spytałam o ich ojca, to tylko rzucił oschle, że nie ma o czym mówić. Nie drążyłam. Niestety o ich matce też wiem niewiele. Może Gabriel będzie bardziej skłonny do mówienia.

- Próbowałem. Wiele razy. A później miałem taki swój rytuał. 

Waha się. Wygląda, jakby bił się z własnymi myślami. Ja jednak milczę. Musi sam ocenić, czy chce mi o tym powiedzieć.

- Kiedyś na naszym strychu odkryłem pudło z pamiątkami po ojcu - decyduje się wyjawić. - Jakieś zdjęcia, dokumenty, osobiste rzeczy, które z niewiadomych przyczyn nie znalazły się w śmietniku. Matka dosłownie wyrzuciła wszystko, co było z nim związane. Lecz zaciekawiła mnie jedna rzecz, prawie rozlatująca się książka. Było to bardzo stare wydanie "O obrotach ciał niebieskich" Kopernika. Okazała się dla mnie jakąś magiczną przepustką do nieznanego świata. Zacząłem zgłębiać wiedzę o kosmosie i ... - urywa. - Przepraszam nie chcę cię zanudzać. Masz ważniejsze sprawy - dodaje ewidentnie speszony.

- Nie, no co ty! To bardzo interesujące, co mówisz - odpieram z naciskiem, aby kontynuował.

- Jak wiesz nasz ojciec był profesorem astrofizyki. Szkoda, że nie przekazał mi tej wiedzy, ale od tamtego momentu, jako dwunastolatek wymyśliłem sobie, że przynajmniej niebo nas połączy. Ilekroć spojrzałem w gwiazdy, wiedziałem, że on gdziekolwiek jest, widzi to samo - wzdycha. - Może wydać ci się to głupie, ale odnalazłem go dzięki astronomii. Zacząłem porozumiewać się z nim poprzez gwiazdy, układy planet. To mi wystarczyło i tak już zostało - wyjaśnia.

Próbuję posklejać myśli. Jestem mu wdzięczna, że otworzył się przede mną, odsłonił kawałek swojej duszy. Pokazał tym, jak bardzo jest wrażliwy. Znalazł coś, co go połączyło z człowiekiem, którego nie pamięta, nigdy nie mógł porozmawiać, przytulić, czy spytać o radę i który przede wszystkim go porzucił. Wygląda na to,  że chyba byłby w stanie mu wybaczyć, jeśli stale o nim myśli.

- To bardzo inspirujące.

- Tak myślisz?

- Oczywiście. Ludzie zawsze potrzebują przyziemnych rzeczy, namacalnych, a ty znalazłeś to w gwiazdach.

- I w muzyce - dodaje.

- A o tym też chętnie posłucham.

- Mami - nagle nawoływanie Michałka przerywa nam.

- Przepraszam. Wrócimy jeszcze do tematu - mówię i kieruję się do dziecka.

- Jasne. - Gabriel przytakuje z lekkim uśmiechem.

To prawda, że każdy zasługuje na prawdę. Zazwyczaj ludzie szukają odpowiedzi, gubią się po drodze. Czasem wystarczy spojrzeć szerzej, albo jak w przypadku Gabriela - wyżej.

- Może kanapkę? - pytam z kuchni, zaraz po tym jak dałam synowi napój. - Pani Jola zrobiła - dodaję, po czym wracam do Gabriela z talerzem ułożonych wielobarwnych kromek.

- Wygladają wybornie. Mam nadzieję, że lepiej się czujesz. - Spogląda na mnie.

- Ja? - pytam zdziwiona. - To ty jesteś poszkodowany.

- Chyba poniekąd oboje jesteśmy - zauważa.

Muszę przyznać mu rację.

- Jest mi już trochę lepiej, ale jeśli mogę, to wolałbym przenocować.

- Czuj się jak u siebie. Pójdę już przygotować pokój. - Wskazuję palcem na piętro.

- Dziękuję.

Udaję opanowaną, ale serce tłucze mi w piersi jak szalone. Słowa Gabriela dają mi wiele do myślenia. Czuję, że chciałby mi jeszcze dużo opowiedzieć. Na razie muszę zebrać myśli.

Znikam na piętrze wraz z Michałkiem. Potrzebuję wytchnienia, a przygotowanie pościeli jest tylko pretekstem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top