1.
"Nigdy nie przypuszczałam, że mężczyzna, który od początku do tego stopnia mnie onieśmielał, że zapominałam jak się nazywam, będzie chciał spędzić ze mną resztę życia. Ten, który wygłasza wystąpienia sądowe bez zająknięcia i zawsze prezentuje się znakomicie w idealnie dopasowanych garniturach, i ten sam, który na kolanach prosił mnie o rękę.
A teraz Hubercie tak wiele chciałabym Ci powiedzieć, że nie wiem od czego zacząć. Przede wszystkim dziękuję Ci, że jesteś, że to Ty mnie dostrzegłeś, dałeś szansę i uczyniłeś najszczęśliwszą kobietę na ziemi. Z każdym nowym dniem mogę budzić się przy Tobie i dziękować za tą cudowną miłość, przyjaźń i zaufanie..."
- Luiza! - Nagły okrzyk burzy niczym niezmąconą ciszę. Tym samym wyrywa mnie z prób złożenia przemowy ślubnej.
Zamykam laptop, aby przypadkiem nikt nie zobaczył mojego tekstu, a raczej jego nieudolny początek. Później zbiorę myśli na dokończenie.
- Idę, kochanie - rzucam w przestrzeń pokoju tak, aby nie zbudzić Michałka śpiącego w swoim pokoju obok.
Zanim wychodzę, jeszcze poprawiam w lustrze kosmyki włosów, które wysunęły się, gdy byłam pochylona nad monitorem. Ciaśniej związuję szlafrok. Uśmiecham się do swojego odbicia. Podoba mi się to, gdzie jestem i z kim, a dodatkowo ta przemowa pozytywnie mnie nastroiła, przypominając o początkach mojego związku z Hubertem. Doskonale pamiętam tamte chwile, jakby niemalże to było wczoraj. Nasze ukradkowe spojrzenia, pierwszy dotyk jego palców, pierwsze muśnięcie ust i te motyle, które wybuchły w moim brzuchu. W najskrytszych marzeniach nie przypuszczałam, że jeszcze spotka mnie coś pięknego, ale przede wszystkim taka bezwarunkowa miłość, do której można tylko porównać miłość rodzica do dziecka.
Nie mogę się doczekać, kiedy to się w końcu stanie. Kiedy w końcu powiemy sobie TAK.
- Obudzisz małego - upominam Huberta i podchodzę do niego na palcach.
Widzę, że znowu dał sobie niezły wycisk. Jego strój można wykręcać od potu, a z włosów na twarz skapują mokre smużki. Hubert pociera grzbietem dłoni zaczerwienione czoło. Jego klatka piersiowa nadal porusza się w szalonym tempie, jakby przed chwilą przebiegł cały maraton. Widząc go, aż samej robi mi się gorąco, pomimo upiornego zimna, które wdarło się do środka. Czuję jak momentalnie dostaję gęsiej skórki.
- Noc mocno go wymęczyła - wyjaśniam.
- Mały śpioszek - kwituje narzeczony, ale równocześnie przygląda mi się z uwagą. Lubię jego wzrok na sobie.
- Tak, zupełnie nie wdał się w tatę.
- To źle, że dbam o formę? - Hubert nagle zmienia ton na bardziej rozczeniowy.
- Ależ skąd? Wiesz przecież, że podziwiam twój zapał, a przede wszystkim, że potrafisz być na nogach od szóstej, tylko po to, aby pójść pobiegać - tłumaczę, bo taka jest prawda. Wiem, że dzięki temu Hubert pomimo swoich czterdziestu dwóch lat, nadal zachowuje nieźle wysportowaną sylwetkę, którą mógłby pozazdrościć mu niejeden dwudziestolatek. Szczerze, to sama zazdroszczę mu zapału. Mnie by nic nie zmusiło, aby biegać w pocie czoła.
- Dzisiaj jest mój dzień. Dasz wiarę, że zrobiłem dwadzieścia tysięcy kroków? - chwali się z ekscytacją na twarzy, a po chmurnej minie nie ma już śladu.
Podobają mi się jego uradowane oczy, wokół których rysują się drobne zmarszczki. Podkreślają wręcz emanującą od niego pewność siebie dojrzałego mężczyzny.
- Hę. - Robię zakłopotaną minę.
Kręci głową.
- To jest kochanie przynajmniej dwanaście kilometrów - oświadcza dumnie.
- Wspaniale.
- Pani Jola może przychodzić wcześniej, wtedy bez problemu pobiegalibyśmy razem. Zresztą już nawet z nią o tym rozmawiałem. Zgodziła się.
Chwilę trwa zanim przetworzę tę jakże niespodziewaną wiadomość. Wiedziałam, że kiedyś do tego dojdzie, że Hubert będzie mnie namawiać.
- Przecież masz całkiem inną kondycję. Tylko bym cię spowalniała - odzywam się po chwili.
- Już szukasz wymówek? Obiecuję na początek dać ci fory. - Uśmiecha się zawadiacko.
Może czasem doskonale potrafi mnie urobić na swoją stronę, ale ja zawsze twardo obstaję przy swoim zdaniu, wychodząc mu na przeciw z siłą swoich argumentów, a przynajmniej staram się i naprawdę daleko mi do jego kondycji fizycznej.
- Dobrze, zastanowię się - mówię chyba zbyt mało przekonująco, ufając, że temat się sam rozmyje.
W zakłopotaniu przegryzam dolną wargę. Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że bardzo przydałby mi się trening, zwłaszcza teraz trzy miesiące przed ślubem. Jednak z drugiej strony, to ostatnia czynność, którą bym chciała robić po nieprzespanych nocach. Michałek ostatnio ma nienajlepszy czas. Każdy nowy ząb jest równoznaczny z gorączką i nocnym wybudzaniem. Staram się nawet nie budzić Huberta, tylko po cichu wymykam się do pokoju małego i tam zazwyczaj umordowana zasypiam na fotelu obok łóżeczka.
- Po rozprawie muszę coś jeszcze załatwić - zwraca się do mnie tym swoim głębokim, chrapliwym głosem, od którego nawet po trzech latach znajomości miękną mi kolana.
- Akurat dzisiaj trochę muszę popracować na laptopie - zdradzam, ale nie mówię, że zamierzam dokończyć przemowę ślubną. To ma być mała niespodzianka.
- Nowy projekt? - pyta, niby ukradkiem zerkając na swój smartwatch. W mig wyczuwam, że nie na rękę mu dłuższa rozmowa. Już dobrze wiem, kiedy się spieszy i grunt mu się pali pod nogami. Jest wiecznie w niedoczasie.
- Tak, dom pod Wrocławiem - odpowiadam zdawkowo, a dokładniej wymyślam na poczekaniu. W zasadzie i tak większość projektów realizuję w najbliższej okolicy miasta, więc można uznać, że zanadto nie mijam się z prawdą.
- To świetnie.
- Naprawdę bardzo się spieszysz? - dopytuję z nikłą nadzieją, że może jest inaczej.
- Yhy... - urywa.
- A zdążysz chociaż napić się ze mną kawy? - pytam najpogodniej, jak tylko potrafię.
- Niestety, kochanie. Możesz zrobić mi do termosu? Na dziesiątą mam umówionego klienta.
Hubert chciałby coś jeszcze dodać, ale najwyraźniej zaskakuję go, gdy staję tuż przed nim tak, że moje piersi dotykają jego torsu. Jedną ręką przyciągam go za szyję i całuję dziko, a druga z kolei ląduje na jego rozporku. Pocieram materiał, lecz nagle nadgarstek zostaje mi szybkim ruchem unieruchomiony. Mój entuzjazm znika jak spadająca gwiazda.
- Luiza - narzeczony upomina mnie karcącym tonem, po którym przechodzi ochota na cokolwiek. - Muszę wziąć jeszcze szybki prysznic - dodaje, jakby to tłumaczyło wszystko.
Odsuwam się i poprawiam nerwowo włosy. Nie kryję się z rozczarowaniem. Hubert zauważa to, choć nic z tym nie robi. Musi naprawdę się bardzo spieszyć.
- Dokończymy jak wrócę. A wieczorem mam kolację biznesową, więc nic już nie szykuj - obwieszcza.
- To zabierz mnie ze sobą. Poproszę panią Jolę, aby została dłużej - proponuję, wpatrując się w jego rozbiegane oczy.
Hubert marszczy czoło w lekkim grymasie sprzeciwu lub niezadowolenia. Sama nie wiem co to było.
- Tylko wynudziłabyś się na tej kolacji - mówi.
- Skoro wiesz lepiej... Okej. - Wyrzucam ręce w górę, robiąc przy tym naburmuszona minę.
- A zapomniałbym. Gabriel ma dzisiaj wpaść, żeby zobaczyć co z tą bramą - dodaje, jakby nagle chciał zmienić temat, po czym podchodzi i przytula mnie.
Słyszę jak parska nad moją głową niby dla rozluźnienia sytuacji. Może czasem traktuje mnie jak małą dziewczynkę, ale chyba właśnie to mi odpowiada. Jakiś czas temu uświadomiłam sobie, że nie bez powodu wybrałam taki układ. Podświadomie odrzucałam wcześniejsze zaloty facetów, którzy za wszelką cenę starali się tylko zaciągnąć mnie do łóżka. Nie o to mi chodziło. Szukałam czegoś więcej. Przede wszystkim poczucia bezpieczeństwa, które zostało okrutnie przerwane w wieku dwunastu lat, kiedy to nagle zmarł mój ojciec.
Tym razem odpuszczam. Muszę dokończyć przemowę zanim mały wstanie, ale najpierw idę przyszykować Hubertowi do termosu świeżo mieloną kawę. Dokładnie taką jak lubi.
______
Kochani, wracam po dłuższej przerwie z czymś zupełnie nowym.
Trzymający w napięciu thriller psychologiczny z nutką erotyzmu i garścią emocji.
Zapraszam 💋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top