Świąteczny rozdział

Wielka choinka stoi w salonie, dokładnie w tym samym miejscu gdzie kazałam ją postawić dziesięć dni temu. Tata nie zadał sobie nawet tyle trudu by ją ubrać.

Od dwóch lat nic go nie interesuje. Na początku byłam przekonana, że jest to spowodowane szokiem po tym jak Harry go uwięził. Czas jednak mija, a on ciągle zachowuje się tak samo.

− Zwykły cham z ciebie! − docierają do mnie krzyki, a następnie jakaś kobieta zbiega ze schodów. Jest tak wzburzona, że nawet mnie nie zauważa.

− Już tu nie wracaj idiotko! – wrzeszczy tata. – Vivi – mówi na mój widok i uśmiech pojawia się na jego twarzy.

Te jego ciągłe zmiany nastroju zaczynają mnie martwić.

− Nareszcie się zlitowałaś i postanowiłaś odwiedzić swojego starego ojca. No i dobrze, nie zamierzam kolejnych świąt spędzać samotnie – schodzi ze schodów, a następnie się do mnie zbliża.

Kładzie dłoń na moim brzuchu i głaszcze mój sporych rozmiarów brzuch.

− I jak się ma mały Louis.

− Daj, już spokój, przecież wiesz, że Harry nie pozwoli mi tak nazwać naszego synka. Musi być David – tata przewraca oczami, ale nic więcej nie mówi tylko chwyta mnie za dłoń i prowadzi do wielkiej czarnej kanapy.

− Skoro to nie on nosi w sobie dziecko to nie powinien mieć nic do gadania.

− Zmieńmy temat. Idą święta, więc muszę ci załatwić catering i ubiorę choinkę.

− Te święta powinnaś spędzić ze mną. Przypominam, że jesteś moją jedyną rodziną i masz względem mnie zobowiązania. Potrzebuje cię Viviane – wiem, że on właśnie mnie szantażuje emocjonalnie, ale mimo wszystko to jest mój ojciec.

Chociaż wiele się między nami wydarzyło to ja go kocham.

− Harry się nie zgodzi.

I jak na złość właśnie w tej chwili mój telefon zaczyna dzwonić.

Odkąd jestem w ciąży Harry ciągle sprawdza jak się czuję. Dzwoni praktycznie co pół godziny.

Wyciągam komórkę i odbieram połączenie.

− I jak tam kochanie? – pyta od razu.

− Dobrze, przecież uprzedzałam, że jadę to taty – mówię, a ojciec wyrywa mi telefon.

− Przestań jej się tak narzucać, bo to się robi irytujące. A i Vivi zostanie u mnie i wróci do ciebie po świętach czyli za jakieś cztery dni, na pewno nie wcześniej – komunikuje, a następnie kończy połączenie.

− On zaraz tu przyjedzie – informuje tatę gdy oddaje mi telefon.

− Nie specjalnie mnie to interesuje – ponownie kładzie dłoń na moim ośmiomiesięcznym brzuchu. – Liczycie się dla mnie tylko wy dwoje.

− Jakbyś chciał to mógłbyś jeszcze założyć rodzinę. A może nawet miałabym rodzeństwo.

Tata śmieje się na moje słowa.

− Kto jak kto, ale ty powinnaś wiedzieć, że nie nadaje się na ojca. Nie ma powodu krzywdzić następnego dziecka takim ojcem jak ja. Mam nadzieję, że będę lepszym dziadkiem.

Nagle wstaje i wyciąga do mnie rękę.

− To co, ubierzemy choinkę?

Wstaje, a następnie za nim idę. Trzeba się zrelaksować przed tą awanturą, która tu będzie jak przyjedzie Harry.

Doskonale bawię się dekorując z tatą choinkę. On potrafi sprawić, że czuję się beztrosko jak mała dziewczynka.

− Na chwilę będę musiał cię opuścić, bo szczerze przyznaje, że nie miałem czasu by kupić prezenty. A taka śliczna choinka nie może stać pusta.

Uśmiecham się, a on mnie obejmuje od tyłu.

Nagle słyszę głośne trzaśniecie drzwiami.

Mój mąż właśnie przyjechał.

− W takich chwilach cholernie żałuję, że wtedy uległem Viviane i cię nie zabiłem.

Tata nic nie odpowiada, ale jego uścisk się wzmacnia.

− Chodź do mnie skarbie – Harry wyciąga do mnie dłoń. Nie chce bym była blisko taty. Wiem, że mu nie ufa, ale ja wolę sobie nawet nie wyobrażać, że coś mi może przy nim grozić.

− Nie moglibyście choćby przez te kilka dni w roku normalnie rozmawiać. A najlepiej to pogódźcie się wreszcie, bo niedługo urodzę, a wtedy będę potrzebowała was obu.

− On chciał mi ciebie odebrać, a na dodatek uwięził mnie we własnym domu. Czegoś takiego się nie wybacza – oznajmia Harry pewnym głosem.

− Po tym jak traktowałeś moją córkę nie mogłem pozwolić byś dalej ją dręczył.

Kurwa, nie znoszę robić takich rzeczy, ale nie mam innego wyjścia.

Wykrzywiam twarz i łapię się za brzuch.

Harry od razu się przy mnie znajduje, a tata już tylko delikatnie podtrzymuje.

− Spokojnie kochanie zaraz pojedziemy do szpitala. Z dzieckiem na pewno nic się nie dzieje – zapewnia mnie.

− Nic mi nie jest, tylko niepotrzebnie się zdenerwowałam – staram się ich uspokoić, bo nie mam ochoty na wizyty w szpitali. – Chciałabym jedynie byśmy spędzili te święta razem. Tutaj.

− Jeśli ci na tym tak bardzo zależy to tak będzie.

− Ja też zgadzam się na wszystko co tylko chcesz córeczko – delikatnie się uśmiecham. Nie chcę jednak by zauważyli, że udawałam. Już nigdy nie udałoby mi się ich nabrać. – Wy się rozgoście, a ja zacznę zamawiać jedzenie. Wszystko nam przywiozą byś nie musiała się niczym męczyć Vivi – oznajmia tata, a następnie biegnie na górę.

Zostaje sama z Harrym.

− Nie wierzę, że się na to zgodziłem, ale najwidoczniej moja miłość do ciebie jest bezgraniczna.

Może to wydawać się dziwne, ale ja mu wierzę. A po dwóch latach, które spędziliśmy w spokoju także nie mogę powiedzieć, że jest on mi obojętny.

A jak za miesiąc urodzę nasze dziecko to wreszcie poczuję się spełniona.

Przyznaje, że powrót po takim czasie do tego opowiadania jest bardzo przyjemny. Mam nadzieję, że wam się podobało.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top