Epilog


- Ostatnio zbyt mocno szargasz moją cierpliwość skarbie - mówi do mnie Harry. Zmusiłam jego, a także mojego tatę byśmy razem zjedli przygotowany przeze mnie obiad. Pół dnia siedziałam w kuchni by wszystko się udało tak jak zaplanowałam. Wysłałam też Aidena by załatwił nam dwa telefony przez co będziemy mogli w razie czego się bezpiecznie komunikować. Szczerze to tylko to wpadło mi do głowy, a chciałam go się jak najszybciej pozbyć by nic bez żadnego kłopotu i przerywania pogodzić męża z moim ojcem.

- Mi też siedzenie z tobą nie sprawia żadnej przyjemności, robię to tylko po to by Vivi była zadowolona - odpowiada mu tata. Jeszcze zupełnie tak niedawno rozumieli się bez słów, a teraz robią problem z zjedzenia w wspólnym towarzystwie posiłku.

Ja jednak z nie zwracając uwagi na nic muszę iść chociaż miminialnie pogodzić.

- Weźcie się lepiej za jedzenie, bo zaraz ta zapiekanka wystygnie, a ja się nad nią bardzo napracowałam - przerywam tą ich bezsensowną dyskusję. Wyciągnęłam też butelkę jakiegoś dobrego wina. A tak naprawdę to wzięłam pierwsze z brzegu, bo nie znam się na nich.

- Oczywiście kochanie i jest przepyszne - odpowiada mi tata. Posyła mi także ciepły uśmiech.

- Dobre, ale nie musisz dla mnie siedzieć w kuchni, od tego jest służba. Wolałabym byś ze mną spędzała więcej czasu - komunikuje Harry. Zamiast po prostu pochwalić to on jak zwykle musi wtrącić coś od siebie.

Nagle do moich uszu docierają dziwne dźwięki i nie tylko do moich.

- Co tam się dzieje do jasnej cholery - Harry ledwo wstaje to wpadają jacyś ludzie i powalają go na ziemię. Gdybym nie widziałam zaszkowanej miny ojca to bym pomyślała, że to on wszystko to ukartował, ale chyba on nie ma nic z tym wspólnego. - Kim wy do jasnej cholery jesteście i co robicie w moim domu! - krzyczy Harry.

Odwracam głowę w stronę wyjścia i widzę się zbliżającego do nas starszego mężczyznę i nie byłoby w tym nic dziwnego gdybym nie była przekonana, że on od przynajmniej czternastu lat nie żyje.

- Jak tylko się dowiedziałem, że mój syn gdzieś wypaprował i najprawdopodobniej dał się uwięzić jakiemuś szczeniakowi to musiałem zareagować. Widzę też, że to prawda, że sprzedałeś własną córkę.

Nagle spojrzenie dziadka zostaje skierowane na mnie.

- Pamiętasz mnie jeszcze Viviane?

- Tak chodź została mi przekazana informacja o twoje śmierci.

- To bardzo podobne do Louisa, zawsze mówił to ci mu było wygodnie.

- Daj już spokój - nareszcie głos zabiera mój ojciec. - Pomogłeś mi, a teraz możesz już do siebie wracać.

- Oczywiście, ale najpierw zwrócę wolność mojej jedynej wnuczce - znowu spogląda na mnie. - Twoja niewolna się skończyła, już nikt cię do niczego nie zmusi.

Ja chyba śnie. Czyżby to o czym tak długo marzyłam wreszcie się ziściło?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top