Cz2.5


Pov Viviane

Mogłam się domyśleć, że dziadek nie zrobił tyle tysięcy kilometrów tylko po to by mnie uratować. Ostatnio nikt poza Aiden'em nie zachowuje się w stosunku do mnie bezinteresowny. Cholera, czemu ja nie mogę mieć normalnej rodziny?

- Co to ma znaczyć? - pytam podchodząc do nich. - O jakim testamencie mówicie?

- Z chęcią ci o wszystkim opowiem skarbie - zaczyna tata. - Mój ojciec był nikim. To moja matka dysponowała wielkim majątkiem. Pod koniec życia czyli siedem lat temu zaczęła żałować, że pozwala by jej rodzina parała się ciemnymi interesami. A, że mnie już dawno spisała na stratę to postanowiła zapisać cały swój majątek jedynej nie zepsutej osobie w tej rodzinie. Całość powinna na ciebie przejść w dniu twoich dwudziestych pierwszych urodziny.

Czyli za dziesięć miesięcy.

- Wcześniej byłem przekonany, że mój ojciec podważył testament matki i wziął całą kasę dla siebie, ale najwidoczniej się pomyliłem.

Kolejny który postanowił na mnie zarobić. Kurwa, jestem jakąś inwestycją czy co?

- A ty co? Nie zamierzałeś na mnie znowu zarobić? - pytam ostro mojego ojca. Może i ostatnio był dla mnie dobry, ale po tym co zrobił to byłoby dziwne gdybym nie była w stosunku do niego ostrożna.

- Oczywiście, że nie. Byłem pewien, że mój sprytny ojciec już dawno położył rękę na tym majątku. A ja już pożałowałem, że wpadłem na ten idiotyczny pomysł z twoim ślubem ze Stylesem.

- Za późno się to stało - odzywa się dziadek by przypomnieć o swojej obecności. - A poza tym to przestańmy już roztrząsać. Niech Viviane ze mną pojedzie i nie będzie kłopotu - jego wzrok zostaje skierowany na mnie. - Przysięgam, że tam nie stanie ci się żadna krzywda i będziesz dostawała tyle pieniędzy ile tylko będziesz potrzebować.

- Nie trzeba, bardzo dobrze mi tutaj - komunikuje, a następnie idę do domu. Aiden podąża za mną.

- Vivi jesteś pewna swojej decyzji? Tam nikt by nam nie zagroził. A tu ciągle będziesz się bała, że Harry nas znajdzie.

- Jesteś strasznie naiwny - mówię do niego jak wchodzimy do domu. - Skoro te pieniądze mają niedługo być moje to on na pewno by znalazł jakiś sposób by mnie ubezwłasnowolnić i dostać możliwość dysponowania moimi rzeczami. Już raz byłam świadkiem jak przekupni są urzędnicy.

- A swojemu ojcu ufasz?

- Minimalnie, ale tak. Po tym co zaszło między nim, a Harry wiem, że oni już nigdy nie dojdą do porozumienia.

Idziemy prosto do mojego wcześniejszego pokoju. Na szczęście jest tu duże łóżko, więc będziemy mieli tu wygodnie.

- I co zostaniemy tu już na zawsze? - pyta blondyn siadając na moim łóżku.

- Nie wiem - podchodzę do okna i widzę, że dziadek odjeżdża. I dobrze. Nie potrzebuje tu kolejnego, który we mnie będzie widział tylko możliwość wzbogacenia się. - Cieszmy się, że na razie mamy sobie. Kto wie co będzie dalej.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top