Cz2.17


Pov Viviane

Siedzę w kuchni i czekam na kawę, którą ma mi zrobić nowa pracownica Harry'ego. Jest to dwudziestokilkuletnia wiecznie przestraszona dziewczyna. Musi mieć naprawdę bardzo trudną sytuację materialną skoro zgadza się pracować w takim stresie. Harry także musiał kilka razy się na niej wylądować skoro tak się boi.

— Spokojnie, ja nie jestem aż tak wymagająca jak mój małżonek. A tak w ogóle to jak się nazywasz, ja jestem Viviane.

— Maddy — odpowiada i podaje mi drżącą ręką. Cud, że jej nie wylała.

— Nie musisz się mnie bać. Nie mam zbyt wielkiego wpływu na Harry'ego, ale obiecuję, że nie pozwolę by dręczył niewinne osoby.

Nagle spogląda na mnie swoimi błękitnymi oczami. Ładnie się komponują z jej blond włosami.

— Pani tu nie jest bezpieczna. On wszystkim kobietom kazał zakładać rude peruki, takie jakiego koloru są pani włosy. Później je tak strasznie bił — moje ciało przechodzi dreszcz przerażenia. — Nie mogę stąd odejść, bo mnie zabije tak jak większość z nich. Sam mi to powiedział.

Chciałabym ją pocieszyć, powiedzieć, że wcale tak nie będzie, ale niestety nie mogę tego zrobić. Nie panuje nad moim mężem i nie jestem w stanie obiecać, że czegoś on nie zrobi.

— Możesz być pewna, że zrobię co będzie w mojej mocy by byś była bezpieczna — mówię, a następnie biorę swój niebieski kubek w rękę i idę do salonu. Harry tam siedzi z komputerem na kolanach. Teraz praktycznie ciągle siedzi ze mną w domu.

Zajmuje miejsce jak najdalej się tylko od niego da. On jednak odstawia laptopa i podaje mi jakieś papiery i długopis.

— To jest pełnomocnictwo — biorę te kartki i składam podpisy w wyznaczonych miejscach. — Nawet nie przeczytałaś — stwierdza z zdziwieniem w głosie.

— A jakie to by miało znaczenie. I tak byś mnie zmusił bym podpisała tę wersję, więc wolę uniknąć nikomu nie potrzebnej kłótni.

— Podoba mi się twoje nowe nastawienie — odkłada te dokumenty na stolik i zbliża swoją twarz do mojej, przerywa mu jednak wejście młodego chłopaka. Musi być tu nowy, bo wygląda na zaledwie kilka lat starszego ode mnie.

— Przyszedł pan Louis Tomlinson i domaga się zobaczenia z panią Viviane. Mogę go wpuścić?

— Oczywiście — wyrywa mi się nagle. Tak bardzo chcę się do niego przytulić, nie widziałam go już ponad tydzień.

On jednak patrzy wyczekująco na Harry'ego, a ten kiwa głową. A ten szybko kieruję się do wyjścia.

— Skoro ty jesteś dla mnie miła to ja także, pamiętaj, że to tak właśnie działa — komunikuje, a następnie mnie do siebie przyciąga. Na mojego tatę nie muszę długo czekać, bo dość szybko się pojawia.

Chcę do niego podbiec, ale Harry mi to skutecznie uniemożliwa dokładnie mnie przytrzymując.

— Teraz na własne oczy widzisz, że nie kłamałem, twoja córka jest w nie naruszonym stanie. A nawet nie skromnie muszę stwierdzić, że czasem jest wprost szczęśliwa — czyli tata z Harrym mieli z sobą kontakt. Nie powiedział mi o tym jak rozmawialiśmy przez telefon.

— Widzę, ale chciałbym teraz się przywitać ze swoją córką. Mogę? — Harry nic nie odpowiada tylko zabiera ręce z moich bioder, a ja podchodzę do taty i się przytulam. — Nie musisz się już martwić, że związek z Aidenem cię pogrąży — mówi na tyle cicho bym tylko ja i tak go usłyszała. — Pozbyłem się problemu.

Co to znaczy pozbyłem się problemu?

Liczę na waszą opinię

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top