9
Pov Viviane
Ten dom jest ogromny i znalezienie sypialni mojego ojca zajmuje mi że dwadzieścia parę minut. Jak już udaję mi się tam dotrzeć to widzę siedzącego go za biurkiem przed laptopem.
- Wejdź Vivi - mówi na mój widok. Uśmiecha się zupełnie tak jakby cieszył się, że do niego przyszłam. Ja jednak już w to nie wierzę. Jak się kogoś kocha to nie niszczy mu się życia. A tym bardziej własnemu dziecku.
Jego pokój jest bardzo duży. Urządzony w ciemnych barwach, u mnie jest dużo widniej.
- Chciałam prosić byś oddał mi mój telefon. Muszę zadzwonić do mamy i powiedzieć jej gdzie jestem, bo na pewno już się bardzo martwi. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się nie wrócić do domu na noc i o tym nie poinformować.
- Za jakiś czas sam do niej zadzwonię i powiem, że ma o tobie zapomnieć, bo teraz jesteś już pod mogą opieką - czyli nie tylko dla mnie jest podły. Dla mamy także nie ma litości. Jestem ciekawa co my obie mu zrobiłyśmy, że jest dla nas tak podły.
- Moje wyjść z domu, potrzebuje przynajmniej trochę się przewietrzyć - nie mówię mu co o tym myślę, bo to doprowadziłoby do kolejnej kłótni i znowu zostałabym zamknięta w pokoju.
- Dobrze, ale nie wyjdziesz sama - jak ten kretyn, za którego mam wyjść ma iść ze mną to już wolę siedzenie w pokoju. - Zaraz przyślę Asthona by cię pilnował - chociaż jedna dobra wiadomość, że nie będę musiała znosić tego zielonookiego kretyna. Każdy jest lepszy od niego.
- To ja idę na dół - komunikuję i nie czekając na odpowiedź opuszczam jego sypialnię. Nie potrafię opisać mojego zaskoczenia gdy podchodzi do mnie chłopak niewiele starszy ode mnie. Czemu marnuje sobie życie babrając się w takich dziwnych interesach. Gdybym miała wyjście to już by mnie tu nie było.
- Hej jestem Ashton - odzywa się brunet. - To chodźmy do tego ogrodu. - ma na ustach uśmiech, po chwili jednak poważnieje. - Chyba powinienem mówić do ciebie pani.
- Nigdy tego nie rób - mówię całkiem serio, a następnie chytam go za rękę i prowadzę do wyjście. Otwiera drzwi wstukują kod, którego niestety nie udaje mi się zauważyć. Posesja mojego ojca jest bardzo wielka. Widzę też cztery samochody na podjeździe. Mi wystarczyłby jeden.
- Dla którego z nich pracujesz?
- Twojego ojca - czyli nie będę z nim miała zbyt wielkiego kontaktu. Szkoda.
Idziemy dalej, aż zauważam dużą huśtawkę. Podchodzę do niej i siadam.
- A ty na co czekasz? - pytam Ashtona, a on po chwili namysłu zajmuje miejsce obok mnie. - Opowiedz mi coś o Harrym.
- Nie znam go zbyt dobrze, ale mam jedną radę, dla własnego bezpieczeństwa nie sprzeciwiaj się mu. Jak będziecie sami w jego domu to, to, że jesteś córką pana Tomlinsona może cię nie uratować.
Kurwa, coraz gorzej to wygląda. Lecz gdy spoglądam w bok to widzę, że chłopakowi wystają z kieszeni kluczyki. To może być dla mnie szansa. Jeszcze bardziej się do niego przybliżam.
- Wiesz co zrobiło mi się zimno - sprytnie zabieram kluczki. Oby były do któregoś auta. - Pójdziesz po jakąś bluzę? Ja sobie tu poczekam.
- Okej - mówi i idzie w stronę domu. A ja szybko podchodzę do aut i naciskam przycisk na kluczykach by sprawdzić czy pasują do któregoś z aut.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział, a może nawet dziś.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top