80
Pov Viviane
- Czternasty tydzień to ostatni czas gdy się samoistnie traci dziecko. Lecz wyrzuciłaś je z siebie w całości, więc nie czeka cię żaden zabieg. A i podobno nie będziesz miała kłopotów z ponownym zajściem w ciążę. Nie jest tak źle - mówi do mnie tata, ale ja nie zwracam na uwagi tylko patrzę się przed siebie.
Może gdybym nie pojechała do Aidena i nie naraziła się na tak wielki stres to nadalbym nosiła mojego dziecko. Początkowo jakoś bardzo się nie cieszyłam, że będę mieć dziecko, ale teraz to już naprawdę mocno je pokochałam.
- Vivi jak się poczujesz na siłach to powiedź to wrócimy do domu. Tylko, że lepiej wrócić teraz do mnie.
- A jakie to ma znaczenie? - spoglądam na ojca. - nie Harry obiecał, że mnie zamorduje jak tylko coś się stanie jego dziecku, a ono teraz umarło. Nie ma już żadnej siły na tym świecie żeby mnie uratowała przed śmiercią. Ty wracaj do siebie, a ja do niego. Jak wróci to po prostu mnie zabije i wszystko wróci do normy. Już nie będziesz musiał się mną przejmować.
- Nigdy więcej tak nie mów - warczy. - Nie jestem aniołem, ale jesteś moim dzieckiem i bardzo cię kocham. I możesz być pewna, że nie pozwolę by stała ci się jakąkolwiek krzywda. Jest tylko jeden problem, za nami przyjechał David, a z tego co wiem to on jest jednym z najwierniejszych ludzi Harry'ego. Na pewno dopilnuje byśmy wrócili do domu twojego męża.
- Dzwonił do Harry'ego? - chciałabym już to wszystko mieć za sobą, ale z drugiej strony to boję jego wyrzutów. Jestem praktycznie pewna, że oskarży mnie o to co się stało.
- Nie, nie ma pojęcia co jest z tego poza tym powiedziałem, że sama go o wszystkim poinformujesz. Zróbmy, więc tak, pojedziemy tam, a ja spróbuję go na miejscu zabić i wtedy uciekniemy do mnie. Tak zabezpieczę swój dom, że on nie będzie miał tam wstępu. Ty sobie odpoczniesz, zapomnisz i dojdziesz do siebie.
- Dobrze - nie jestem do końca przekona do tego pomysłu, ale nie mam siły na sprzeciw. Niech już będzie tak jak postanowił. - Podasz mi spodnie - podaje mi niebieskie spodnie, które nie mam pojęcia kiedy ze sobą zabrał.
Podnoszę się do pozycji siedzącej, a następnie wyciągam je na tyłek.
Po powrocie do domu idę od razu na górę żeby się położyć. Nie mam pojęcia ile tacie zejdzie z pozbyciem się tego pracownika. Kładę się do łóżka i dość szybko zasypiam.
Budzi mnie postrząsanie ramieniem. Powoli otwieram oczy i widzę przed sobą Harry'ego. To on już wrócił?
- Wstawaj ty nic nie warta kretynką! - wrzeszczy na mnie. - Zostawiłem cię na zaledwie półtorej dnia, a ty już w tym czasie zdążyłaś zamordować moje dziecko!
- Ja naprawdę nie chciałam - tłumaczę. - Kochałam je.
- Wcale nie, gdyby tak było to byś na siebie uważała i dziecko nadal by żyło. Teraz za to zapłacisz.
Czyli się zaczęło.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top