75
Pov Viviane
- Jeśli znowu mi coś zrobisz to przysięgam, że już więcej się do ciebie nie odezwę - mówię do Harry'ego, który ciągnie mnie na górę do swojej sypialni. On jednak na nic ma swoje słowa, bo nawet nie odwraca się do mnie. Wchodzimy do pomieszczenia, a on zamyka je na klucz. O cholera, to już po mnie.
- Ty naprawdę uwierzyłaś, że mógłbym cię teraz tak po prostu zmusić do seksu i zniszczyć nasze do tej pory najlepsze relacje? Nie skarbie, nie zrobię tego - jego słowa mnie zaskakują. Akurat po nim to niczego takiego bym się nie spodziewała. - Postanowiłem sobie trochę pograć na nerwach Louisa. Skoro cię tak kocha jak nas zapewnia to niech się teraz przez kilkanaście kolejnych godzin zamartwia.
No to, to jest już okrucieństwo, nie to, że tata i tak cierpi przez to uwięzienie to ten jeszcze zamierza go dręczyć psychicznie. Tak się nie robi.
- Bardzo ci zależy na tym by mój tata całkowicie oszalał. Bądź jednak pewny, że ja ci na to nie pozwolę, zaraz mój i mu wszystko wytłumaczę. Oddawaj klucz - wyciągam rękę w jego stronę. On jednak nie reaguje.
- Vi słoneczko, teraz to ty się zajmiesz swoim mężem, bo jutro będę musiał na kilka dni wyjechać, a tym razem nie mogę cię zabrać ze sobą - a to oznacza, że zostanę sama w domu.
- A to dlaczego? - wcale mi nie zależy na wyjeździe z nim, ale chcę trochę podbić cenę. Muszę wynegocjować jakąś swobodę. Mam sporo spraw do załatwienia.
- Nic tam by cię nie zainteresowało.
- Skoro tak to chcę byś uwolnił mojego tatę i mam mieć możliwość wychodzenia z domu bez obstawy. To jest jakieś dziwne, że nie mogę wyjść sama po bułki. Nie zgadzam się na takie życie - jeśli tylko się na to zgodzi to jestem gotowa się mu dobrowolnie oddać.
- Spore wymagania skarbie. Louis może sobie chodzić po domu, ale jeśli chodzi o ciebie to nie będę ryzykował, że mi uciekniesz jesteś zbyt cenna - przewracam oczami na jego słowa.
- I co myślisz, że skazałabym mojego tatę na pewną śmierć, bo wiem, że jak tylko bym zniknęła to ty byś go zabił. Poza tym nie wiem czy zauważyłeś, ale jestem w ciąży i to o dość podwyższonym ryzyku, więc nie będę głupio ryzykować - zbliżam się do niego i chwytam za jego rękę. - Harry, proszę chociaż raz mi zaufaj.
Po samum jego spojrzeniu widzę, że rozważa tę opcję. Jest dobrze.
- Nie wiem jak tobie, ale mi bardzo zależy na poprawieniu naszego życia. Nie chcę byś znowu się na mnie wyżywał przy każdej okazji, biorąc pod uwagę to, że nie raz mnie prawie zabiłeś - staram się wzbudzić w nim wyrzuty sumienia.
- Zawsze miałem wszystko pod kontrolą, ale dobrze dostaniesz co chcesz, ale używasz samochodu z nadajnikiem. I jeśli tylko coś od walisz to zamorduje Louisa na twoich oczach i to w najbardziej okrutny sposób jaki przyjdzie mi do głowy - posłusznie kiwam głową.
Wreszcie uda mi się skontaktować z Aiden'em.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top