66
Pov Viviane
- Skoro nie jestem ci już do niczego potrzebna to będę mogła wyjechać z Aiden'em? - pytam ojca gdy siedzimy razem przy stole. Tata zatrudnił zupełnie nową służbę. Mam tylko nadzieję, że nie pozabijał pracowników Harry'ego. Niektórzy nie zasłużyli na taki los.
- Ale ja już ci mówiłem, że nie chce z ciebie rezygnować. Nie mam nic przeciwko waszemu związku, ale nie chcę cię tracić. Możecie sobie tutaj zamieszkać. Nie mam nic przeciwko nawet temu żebyście wzięli sobie główną sypialnię - jeszcze czego. Nigdy z własnej nie przymuszonej woli nie położę się w łóżku, w którym tak często Harry mnie gwałcił.
- Nie wiem czy dam radę funkcjonować w tym miejscu. Możesz mnie odwiedzać, ale nie każ mi tu zostawać. A później zrób coś z Harrym nie chce więcej słyszeć o tym człowieku.
- A może chcesz go trochę podręczyć? - odkładam widelec, bo od razu straciłam wszelką ochotę na jedzenie. Przez samo wspomnienie tego potwora wszystkiego mi się odechciewa. - Wiesz dobrze, że mu się należy.
- Tak, ale ja nie chcę się w to angażować. Poza tym zrób tak by nie było w moich papierach żadnych śladów tego ślubu do którego mnie zmusiłeś. Chociaż to jesteś mi winien.
Chociaż wiem, że to małżeństwo nie jest ważne przez sposób w jaki zostało zawarte, lecz nie chce by ktoś miał co do tego jakiekolwiek wątpliwości.
- Wiesz przecież, że nie możemy tego zrobić. Nie oddam jego majątku. Ważne, że on już nigdy cię w żaden sposób nie skrzywdzi. A dodatkowo zapłaci za swoje czyny. Vivi dzwoń po Aidena i zacznij żyć tak jak masz ochotę. Możesz być szczęśliwa z Aiden'em tutaj.
- Wcale nie! - gwałtownie podnoszę się z krzesła. - Chcę wrócić do swojego dawnego życia. Wystarczająco już się wywróciło do góry nogami. Straciłam mamę.
- Przestań już wspominać te kretynkę dostała to na co zasłużyła.
- Nie mów tak o niej! - wrzeszczę. Nie ma prawa jej obrażać. Odebrał jej życie choć nic złego nie zrobiła. - Mam już dość! Rób sobie co chcesz, a ja stąd odchodzę - komunikuje, a następnie idę do wyjścia. Nie interesuje mnie to czego chce. Nie pozwolę sobie układać życia. Wystarczająco już w nie ingerował.
Przy wyjściu zastaje jednak przeszkodę. Mój kochany tatuś postawił dwóch ochroniarzy. Znowu czuję się jak osoba uwięziona.
- Przesuńcie się! - rozkazuje. W końcu jestem córką szefa. Moje słowo chyba coś znaczy.
- Niech pani wraca do środka. Takie jest polecenie szefa - odzywa się szatyn. Pierwszy raz widzę tego mężczyznę na oczy.
- Mam gdzieś te jego polecenia. Jestem osobą pełnoletnią i mam prawo wyjść z domu.
- Vivi odpuść sobie, zostajesz ze mną czy ci się to podoba czy nie - słyszę głos ojca.
Chociaż przeważnie miałam inne zdanie niż Harry to teraz zaczynam się zastanawiać czy przypadkiem nie miał racji. Mój ojciec oszalał.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top