57


Pov Viviane

Bierze zamach i rzuca moim telefonem i ścianę przez co on się roztrzaskuje na kilka kawałków. Jeśli uważa, że takim zachowaniem robi na mnie jakiekolwiek wrażenie to się myli. Jak byłam dla niego miła to zyskałam tylko to, że zaczął mnie czymś podtruwać.

- A co boisz się, że mojemu tacie się nie spodoba, że podajesz mi truciznę? Bo szczerze wątpię, że on o tym wie.

- Jasne, że wie - odpowiada pewnie. Kurwa, to mi się chyba śni. Mój własny ojciec pozwolił mnie zamordować. - To nie była żadna trucizna tylko ekstazy.

Naprawdę czuję ulgę chociaż o moim ojcu myślę bardzo źle to wolę mieć chociaż tę minimalną pewność, że on nie chce mojej śmierci. Choć jeśli chodzi o narkotyki to także mi się nie podoba. Nie chcę brać tego świństwa.

- Nie masz nawet pojęcia jaka miła i słodka się robisz po wzięciu jednej albo dwóch tabletek.

Też mi zabawa, dawanie mi narkotyków bym robiła z siebie idiotke. Nawet nie chcę myśleć do jakich rzecz się dopuszczałam gdy byłam nieświadoma. Choć przynajmniej nie pamiętam tego jak po raz kolejny wpychał we mnie swojego kutasa.

- Tylko na drugi dzień to ja cierpię, a nie ty.

- Cierpiałabyś bardziej gdybym wreszcie okazał ci swoje niezadwolnie. Lecz skoro już postawiliśmy sprawę jasno go oczekuje, że wreszcie weźmiesz się za siebie. Chcę byś była chętna i przynajmniej udawała, że jesteś zadowolona z tego co masz.

Gdyby nie ton w jakim on to powiedział to pomyślałabym, że on żartuje, ale nie on oczekuje ode mnie, że uczynię z własnego życia teatr. I codzień będę odgrywać rolę zadowolonej i zakochanej w swoim mężu żony. O nie, skoro ja jestem nieszczęśliwa to nie zamierzam tego ukrywać.

- Czemu nie znajdziesz sobie kochanki? Mi tam by to w ogóle nie przeszkadzało - wiem, że to by było bardzo upokarzające, ale jeśli miałby mnie dzięki temu nie krzywdzić i i dałabym radę więcej czasu spędzić Aidenem to nie byłoby to wcale takie złe.

- A ja już ci mówiłem, że zbyt dużo za ciebie zapłaciłem by nie korzystał. Klękaj - rozkazuje. Dawno nie żądał ode mnie bym mu obciągała.

- Znajdź sobie do tego inną chętna - komunikuje i zmierzam do wyjścia. On jednak łapię mnie za rękę, a następnie kładzie ręce na moich ramionach i pociąga mnie tak, że muszę uklęknąć. Uwielbia mnie upokarzać.

- Nie rozumiem o co ty robisz tyle hałasu. Owszem nie jesteś w tym jakaś najlepsza, ale nieźle sobie robisz.

Jedną ręką mnie podtrzymuje bym nie wstała, a druga rozpina spodnie i zsuwa je wraz z bokserkami.

- Bierz się do roboty - mówi mocniej ściskając moje ramię.

I gdy już mam to robić to do moich uszu dociera głośny dźwięk, a następnie słyszę głos mojego ojca. Jednak przyjechał.

- Nie obchodzi mnie to! Ja tu muszę wejść! - z kimś się kłóci. Nie wiem z kim, ale jestem pewna, że nie z Aidenem. On na pewno by nie zatrzymywał mojego taty.

Harry nawet nie zdążą się ubrać nim ojciec wpada do pokoju.

Wykorzystuje nieuwagę Stylesa i się wyrywam. A następnie zbliżam się do taty.

- Viviane zabierz sobie najpotrzebniejsze rzeczy, bo na razie przeprowadzasz się do mnie.

Im więcej waszch konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział. A w nim Louis wreszcie odkryje swoje prawdziwe zamiary.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top