55


Pov Viviane

Harry w jakiś nie wytłumaczalny dla mnie sposób musiał odkryć to, że go trułam. Jedynymi osobami, które mógłby mnie zdradzić jest Ewelyn, a także mój ojciec, który sam mi tego zabronił. Co do kucharki to jestem prawie pewna, że ona by się bała donieść na mnie Harry'emu w końcu przecież sama namówiła mnie bym podjęła próbę uwolnienia się od tego tyrana. Chociaż mogła też działać na jego polecenie. Po prostu chciał mnie sprawdzić i oblałam test przez co teraz powoli mnie truje bym się poczuła tak jak on.

Albo ojciec postanowił się już mnie pozbyć i nie chcąc sobie brudzić rąk zdecydował się wysłużyć zielonookim.

Tylko czemu Harry jest dla mnie taki miły? Powinien zamordować gołymi rękoma.

Dlatego dla mojego, a także Aidena bezpieczeństwa zaprę się nawet jeśli wprost mnie o to zapyta. Pozbyłam się tej trucizny spuszczając ją w toalecie, więc niczego mi nie udowodni.

Teraz nie pozostaje mi nic innego jak wymyśleć sposób ucieczki. Już straciłam wszelką nadzieję, że mój ojciec mnie uratuje. W końcu to właśnie z jego winy to się wszystko wydarzyło, więc wykazałam się ogromną naiwnością wierząc, że on może cokolwiek naprawić.

Przyszedł czas bym sama wzięła stery swojego życia.

***
Podczas kolacji piję tylko wodę, w której na pewno wyczułabym jakiś podajrzany smak. Z jedzenia wykręcam się twierdząc, że nadal jeszcze nie czuję się zbyt dobrze.

- Może każę ci przygotować coś lekkiego?

- Nie trzaba, straciłam już wszelki apetyt, a poza tym niedawno jadłam. Zaraz też wrócę do łóżka, bo jakoś słabo się czuje.

- Poczekaj - zatrzymuje mnie nim zdążam się podnieść. - Zostań jeszcze ze mną skarbie. I napij się chociaż soku, bo z wody to nie będziesz miała w ogóle energi - podsuwa mi swoją szklankę.

A ja już wiem czemu jej wcześniej nie ruszał. Specjalnie dosypiał tej trucizny do swojej szklanki bym niczego nie podejrzewała. Nie, ja nie dam się tak traktować. Nie będzie się mną bawił.

- Sam się napij.

- Nie to dla ciebie skarbie - teraz to już mam pewność, że coś znajduje się w tym soku. Znowu chce mnie czymś odurzyć albo otruć.

- Naprawdę sądzisz, że jestem aż taka głupia żeby nie zorientować się, że coś mi podajesz!? - stawiam sprawę jasno tak jak na samym początku powinnam to zrobić.

Na jego twarzy widzę zaskoczenie, ale i tak stara się tego nie okazywać.

- Owszem dostajesz coś, ale to ma tylko pomóc ci się odprężyć. To nic szkodliwego.

To ciekawe czemu przez ostatnie kilka dni tak źle się czułam? Złość jeszcze bardziej we mnie wzbiera.

- Powiedź do cholery czym mnie trujesz?! Robisz to z zemsty, bo sam się dowiedziałeś, że ci coś podawałam - kurwa nie zdążyłam się w porę ugryźć w język.

A on wydaje się naprawdę zaszokowany moimi słowami. Czyżby nie zdawał sobie z tego sprawy.

- Co ty robiłaś kretynko? - szybko się po dniu, a następnie szybko wstaje, pociąga mnie za ramię czym zmusza bym wstała i popycha na ścianę. - No mów idiotko, o inaczej cię zabije - jego ręka wędruje na moją szyję. - Choć pewnie i tak to zrobię.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top