50
Pov Harry
Viviane pojechała kłócić się ze swoim ojcem zostawiając tu tego swojego ochroniarza. I dobrze od pewnego czasu miałem zamiar z nim poważnie pogadać. Od tej rozmowy zależy to czy on zostanie w tym domu. Nie zamierzam trzymać u siebie kogoś kto nie jest mi w żaden sposób przydatny. Vi go lubi, ale długo nie będzie się gniewać o zwykłego ochroniarza.
- Zbliż się tutaj - mówię jakby tylko go dostrzegam. On się praktycznie całe dnie obija, ale póki nie będzie sprawiał kłopotów tak nie będzie mi to przeszkadzać.
- Pani Viviane pojechała do swoje ojca, stwierdziła, że chce tam jechać sama.
- Wiem. To Louis ci płaci?
- Tak - komunikuje mi nie patrząc w oczy.
- A powiedz mi za co dokładnie dostajesz wynagrodzenie. Nie jestem taki głupio by uwierzyć że za samo wożenie Viviane. I chcę wiedzieć jaki on wydał ci rozkaz - komunikuje głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Mam przede wszystkim dbać o jej bezpieczeństwo. I reagować w razie potrzeby, obojętnie kto ją zaatakuje - czyli jednak Louis bardziej martwi się o swoją córeczkę niż się tego spodziewałem. Szczerze to wolałabym żeby miał ją gdzieś.
- Nawet i przede mną? - kiwa głową na tak.
No i mam teraz jasność. Zdobył już zaufanie mojej żony, więc muszę to wykorzystać.
- Teraz i tak nie mam zamiaru jej atakować. Nasze relacje bardzo się poprawiły, a skoro już u mnie mieszkasz to byłoby lepiej byś pracował dla mnie, a nie dla Louisa. Oczywiście odpowiednio cię wynagrodzę.
Udaje zmieszanego, ale wiem, że jak tylko usłyszał o kasie to od razu moja propozycja mu się spodobala. Przecież nie chodzi za Viviane dla hobby.
- Na czym by to miało polegać?
- A to, że masz przekazywać Louis'owi tylko to co ja ci pozwolę. I dalej utrzymywać go w przekonaniu, że pracujesz tylko dla niego - jeśli chce się pozbyć Louisa to muszę go utrzymywać w świadomości, że nad wszystkim panuje.
Gdyby tak bardzo nie wtrącał się w sprawy między mną, a swoją córką to nic takiego nie miałoby miejsca. Sam sobie na to zapracował.
Adrian marszcz czoło i widać, że się zastanawia. Zdaję sobie sprawę z tego, że Louis pewnie porządnie wystraszył nim przysłał. Jeśli jednak będzie miał trochę rozumu to się zgodzi. Inaczej będę musiał się go pozbyć nim zdradzi to co mu powiedziałem.
- Dobrze - odpowiada po chwili. - Tylko co z panią Viviane?
- Nic, dalej będziesz ją wozić tam gdzie będzie chciała. I dbać o jej bezpieczeństwo.
- Więc się zgadzam - uśmiecham się na jego słowa. I jak zwykle wszystko poszło po mojej myśli.
- Możesz już odejść, dziś nie będziesz potrzeby. Masz wolne - wychodzi, a ja nalewam sobie drinka. Teraz tylko wystarczy czasem podać Vi ekstazy jak będzie marudzić i wszystko się jakoś ułoży. Ona pod wpływem narkotyku robi się dużo bardziej przyjemna.
A skoro i tak życie jest trudne tak czemu go sobie nie ułatwiać jak jest taka możliwość.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top