45


Pov Viviane

Stoję w miejscu, ojciec doskonale wie jak mnie zranić i podporządkować. Aiden jest dla mnie jedyną radością i nie zamierzam w żaden sposób z niego rezygnować. I to jeszcze teraz gdy mam możliwość spędzania z nim czasu samotnie.

Odwracam się i do niego podchodzę, bo nie mogę tu krzyczeć. Przeprowadzanie tej rozmowy i tak sporo ryzykujemy mówiąc tak swobodnie, a najbardziej ja, bo tata w razie czego wróci do swojego domu, a ja tu zostanę.

- Nie zgadzam się na to. Jeśli on stąd zniknie to ja także tu nie zostanę. Ucieknę stąd i już tu nie wrócę za wszelką cenę - mówię pewnym głosem. Przecież jakbym już została tu sama to moje życie już całkowicie by straciło sens.

- Oboje się trochę zagalopowaliśmy. A to nie jest w ogóle potrzebne, to nie jest miejsce i czas na tą rozmowę - nachyla się nade mną i szepcze mi do ucha. - Masz jednak zrezygnować z tej trucizny, sam zaplanowałem dla niego koniec. Sądzę, że poczujesz się usatysfakcjonowana.

***
Ten wyjazd nie okazał się niczym szczególnym, a wycieczką na drugi koniec miasta do luksusowego hotelu. Jedyny plus z tego, że tutaj raczej nie będzie się nade mną wyżywał. Chociaż kto go tam wie.

- Byłaś kiedyś na takiej prawdziwej wycieczkę? - pyta jak wchodzimy do pokoju. Tu jest jeszcze bogaciej urządzone niż u Harry'ego w domu. Choć za tą cenę to musieli się postarać.

- Nie, jakoś mamie zawsze brakowało czasu, a nie chciała bym sama jechała tak daleko. Poza tym nigdy nie widziałam niczego interesującego w leżeniu w tłumie na plaży.

- Możesz być pewna, że ja cię zabiorę w takie miejsce, że nie będziesz chciała wracać. Niestety na razie nie mamy możliwość jechać gdzieś dalej - strasznie dziwnie się dziś zachowuje. Mówi normalnie i w ogóle nie szuka zaczepek. To do niego nie podobne.

- Tu jest dobrze, a ja polecę sobie teraz do bufetu. Widziałam tam fajne drinki. Tobie też przynieść?

- Vi tutaj wszystko przynoszą ci na telefon, powiedź tylko na co masz dokładnie ochotę, a ja zamówię.

Bierze do ręki hotelowy telefon.

- Nie znam się zbytnio na tym, weź dla mnie coś dobrego aby nie tonik. Nie znoszę go - bardziej niż na tym drinku mi zależało na rozpoznaniu tego terenu. Tak na wszelki wypadek.

- Dobrze, a ty leć do łazienki i napełnij nam wannę. Ty zrobiłaś pierwszy krok, który odrzuciłem, ale teraz nie zamierzam znowu popełniać tego błędu.

Normalnie on się zachowuje zupełnie tak jakby ktoś go podmienił. Może tata coś mu powiedział albo postawił jakieś ultimatum o którym nie mam pojęcia.

Odwracam się i zmierzam do drzwi. Podejrzewam, że tam właśnie znajduje się łazienka.

- Vi - odwracam głowę w jego stronę. - Tylko nie zakładaj żadnych kostiumów, wolę byś była naga.

- Oczywiście - nie zamierzam się nabrać na tę jego udawaną dobroć. Doskonale pamiętam co mi robił jeszcze kilka dni temu.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top