40
Pov Viviane
Nie ukrywam, że bardzo zaciekawiły mnie słowa Ewelyn. Pozbycie się Harry'ego i to w sposób taki, że nikt na czele z moim ojcem nie mieliby pojęcia, że ja za tym stoję brzmi jak piękna bajka. Zdaję sobie sprawę z tego, że poczynając ten krok stanę się mordercą, ale ja naprawdę nie widzę już innego wyjścia.
- Załatw najlepiej taką, która nie pozostawi żadnego śladu, najprościej by było gdyby zmarł na atak serca - w takiej sytuacji byłabym w ogóle nie brana jako podejrzana. Przecież nie jedna osoba na ukryte wady w organizmie o których nic nie wie.
- Zobaczę co się da zrobić - nagle jednak przytomnieje nikt tak po prostu nie składa propozycji w pomocy w morderstwie. Może to jest pułapka, a ja jak ostatnia idiotka dałam się na to nabrać?
- A co będziesz chciała w zamian? - nie jestem aż taką kretynką by uwierzyć, że zrobi to za darmo. Podjęcie tak wielkiego ryzyka kosztuje. Nie wiem czy na to wszystko uda mi się wyciągnąć kasę.
- Na początku wystarczy, że nie będę musiała już pracować dla takiego potwora, ale niech pani już je, bo im dłużej będzie czekać tym bardziej się wkurzy. A na razie nie pozostało nam nic innego jak granie nie czas - nic już jej nie odpowiadam tylko biorę się za spożywanie tych pysznych pierożków. Jakby Harry umarł to ja bym na pewno nie została w tym domu, którym spotkało mnie tyle cierpienia. Dałabym jednak Ewelyn kilka milionów funtów tak by ona także mogła rozpocząć nowe życie.
Kończę i odstawiam talerz do zmywarki.
- Zanieś trochę mojej mamie i dopilnuj by zjadła, jesteś pewna, że jej zasmakuje.
- Niestety, ale nie mogę chodzić do pokoju, w którym przebywa pani matka. Nie ma też pojęcia kto i jak ją żywi.
Przymykam na chwilę oczy ze złości. Jeszcze tego by brakowało żeby moja mama głodowała. Jutro, bo dziś i tak nic z tego by nie było spróbuję namówić Harry'ego by w tej kwestii ustąpił.
Wracam do sypialni z nikłą nadzieją, że Harry zasnął i będę miała chwilę spokoju. Jak zwykle się rozczarowywuje, bo ten siedzi wyraźnie poirytowany moim spóźnieniem.
- Dłużej to się już nie dało?
- Przepraszam - mówię dokładnie to co chce usłyszeć. Muszę myśleć o mamie.
Zbliżam się do niego, a on łapię mnie za rękę i pociąga w swoją stronę tak, że upadam na łóżko. Mocno ściska moje nadgarstki tak, że prawie odcina mi krążenie. Układa się też na mnie.
- Poczekaj nie zamierzam protestować tylko mnie puść - proszę go. Już lepiej będzie współpracować.
On jednak zachowuje się zupełnie tak jakby do niego nic nie docierało. Jest jeszcze bardziej brutalny.
- Przymknij się wreszcie do cholery! - wrzeszczy i z całej siły we mnie wchodzi. Krzyczę z bólu, bo w ogóle nie jest do tego przygotowana.
- To dopiero początek suko - mówi i jednym mocnym ruchem ręki uderza mnie w twarz.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top